Ulubiony hashtag wszystkich – kreatywność
Kaja Klimek: Dzień dobry. Witam wszystkich bardzo serdecznie. Nazywam się Kaja Klimek, a to jest panel w ramach Serio Pro, czyli takiego – tak to sobie wyobrażam, że jeśli Kamera Akcja to jest system naczyń połączonych, to właśnie takie nowe naczynie zostało do niego podstawione i to naczynie nazywa się Serio Pro. Jest to event, wydarzenie i festiwal poświęcony serialom i teraz mamy taki właśnie pilotażowy odcinek, a w jego ramach odbywają się spotkania, dyskusje, panele i różnego rodzaju rzeczy związane z serialami. To będzie dyskusja poświęcona kreatywności i serialom. Ja sama dyskutować ze sobą nie będę, bo ze mną jest czwórka wspaniałych gości, których znam, lubię i szanuję i bardzo się cieszę, że znaleźli dla nas czas, żeby porozmawiać o serialach, czyli o rzeczach, które są absolutnie najważniejsze na świecie. Pozwólcie, że ich przedstawię. Są ze mną: Agnieszka Smoczyńska-Konopka – reżyserka, scenarzystka, autorka filmów i też współautorka seriali. Agnieszko, dzień dobry. Witam cię serdecznie.
Agnieszka Smoczyńska: Dzień dobry. Dzień dobry Państwu. Cześć Kaja.
Kaja Klimek: Słychać doskonale. Bardzo się cieszę. Kolejną moją gościnią jest Katarzyna Lewińska – kostiumografka, autorka kostiumów w wielu produkcjach filmowych i serialowych. Witamy cię serdecznie Kasiu.
Katarzyna Lewińska: Dzień dobry, Witam państwa.

Kaja Klimek: Dzień dobry. Kolejną osobą, bo ja tak idę [wg kolejności platformy online – przyp. red.], po prostu my się mamy w takich rzędach, więc to się tak łatwiej wymienia od lewej do prawej górny rząd. Łukasz Targosz – kompozytor muzyki filmowej i kompozytor w ogóle również, znany ze ścieżek dźwiękowych i seriali i filmów. Dzień dobry, Łukaszu.
Łukasz Targosz: Dzień dobry. Dzień dobry Państwu. Witam was wszystkich.
Kaja Klimek: Super. Last but not least jak to mówią – Dawid Muszyński, dziennikarz, krytyk filmowy, związany już więzami krwi z portalem naEKRANIE.pl. W tle widać, że to również fan seriali, więc bardzo się cieszę, że też jesteś z nami. Dzień dobry. Powiedz coś, żebyśmy wszyscy wiedzieli, że wszystko słychać.
Dawid Muszyński: Witam. Witam ciebie, Kaju. Witam Państwa, którzy nas oglądają oraz naszych gości.
Kaja Klimek: Fajnie, super, bardzo się cieszę, wszyscy słyszymy, wszyscy się widzimy. Pytanie pierwsze, które do was będę miała. Właśnie, muszę powiedzieć naszym słuchaczom i słuchaczkom i obserwującym naszą dyskusję, że ten panel ma taki walor, że można zadawać pytania w trakcie. Jeśli będziemy rozmawiać o takich rzeczach, które wam się wydadzą interesujące albo poczujecie „OK, ale fajnie, żeby dana osoba dopowiedziała coś do tego, o czym teraz mówi”, to piszcie śmiało we wszystkich streamingach, w których nas oglądacie, i w których nas słyszycie. Te pytania będą tutaj do mnie, do mojego asystenta spływały, będziemy je podawać od razu, żeby ta dyskusja miała taki żywy charakter.
Nas jest piątka, ale wiemy, że w ogóle nas jest tutaj więcej i bardzo się cieszę, że tak dużą popularnością się to spotkanie cieszy, bo to znaczy, że seriale nie tylko oglądamy, ale chcemy też o nich rozmawiać. To taki przekaz ode mnie do Was drodzy uczestnicy i uczestniczki Festiwalu Kamera Akcja i Serio Pro.
Ja zacznę, bo wiecie, opis naszego spotkania jest bardzo piękny – „Kreatywność ponad wszystko”. To jest tytuł, z którym się dzisiaj spotykamy. Jesteśmy w takim czasie, który kreatywności może sprzyjać lub nie, w zależności w jakim wymiarze, więc chciałam was po prostu zapytać o to, jak wy patrzycie na swoją własną kreatywność i w jakim miejscu z nią teraz jesteście. Nie mówię konkretnie w odniesieniu do świata seriali, bo to wiadomo, że temat, który nam tutaj będzie powracał jak bumerang, ale w takim bardziej ogólnym wydaniu. Jednak 2020 roku to rok dla kina i dla seriali, z wertepami, z różnymi przeszkodami powiedzmy. W naszej pracy, nas wszystkich, którzy tutaj się zgromadziliśmy, jest to niejako mocny punkt odniesienia, więc chciałabym od tego zacząć. Jak wasza kreatywność w tym świecie – czy ona cierpi, czy ona właściwie kwitnie jak tajlandzkie kwiaty? Od tego bym zaczęła – Agnieszko, bardzo proszę.
Ja uważam, że kreatywność to jest jakby stwarzanie czegoś od nowa, więc to jest taka podstawowa kategoria pracy, którą ja wykonuję.
Agnieszka Smoczyńska
Agnieszka Smoczyńska: W moim przypadku ta kreatywność w czasie pandemii jak najbardziej jest dopalona, tak bym powiedziała. Ja pracuję, myślę jak większość z nas tutaj siedzących osób, pracuję też online na razie. W momencie, kiedy ludzie mogli wejść już na plan, też pracowałam online i też rozwijałam projekty, to znaczy bardzo dużo spotkań i rozmów odbywało się w pewnym momencie oczywiście przy komputerze. Myślę, że taki czas bardzo sprzyja kreatywności, dlatego, że w momencie, kiedy jesteś i bardzo dużo też ludzi i producentów chce rozwijać teraz te projekty i bardzo dużo projektów się rozwija, myślę, że wielu reżyserów, wielu twórców jest w takim okresie tak zwanego developmentu. Od jakiegoś czasu Kasia, ale myślę, że to już wiesz, jest na planie. Ja uważam, że kreatywność to jest jakby stwarzanie czegoś od nowa, więc to jest taka podstawowa kategoria pracy, którą ja wykonuję. Bardzo się cieszę, że [przypada to – przyp. red.] na ten okres, jeśli tak się pytasz o ten czas. Niedługo mam zaczynać film razem z Kasią i zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Słyszałam – dzisiaj miałam taką rozmowę – i słyszałam, że dużo rzeczy, jeśli chodzi o Europę, jest reżyserowanych online, to znaczy, że nawet nie tylko dokumentację masz online, ale również siedzisz przed komputerem i reżyserujesz. Próbne zdjęcia, które miałam, też odbywały się przed ekranem monitora.
Kaja Klimek: Faktycznie jest to coś, co z jednej strony trochę blokuje, ale z drugiej strony otwiera na inne pola, bo chyba wcześniej nie pomyślałabyś o tym, że reżyseria online będzie jakimś sposobem funkcjonowania? Dopytam jeszcze tylko o to.
Agnieszka Smoczyńska: Wiesz co, wydawało mi się, bo ja nie robiłam nic, nie robiłam żadnej sceny, tylko robiłam zdjęcia próbne, więc to jest zupełnie coś innego i wydawało mi się to niemożliwe, ale okazuje się, że jest to możliwe. Dlatego, że akurat w przypadku twórczości filmowej, zupełnie inaczej jest z tańcem i zupełnie inaczej jest z teatrem, gdzie bardzo ważny jest ten kontakt z człowiekiem bezpośredni, tutaj wydaje się zawsze [potrzebny – przyp. red.]. Zauważyłam też coś takiego, że w momencie, gdy przychodzisz na zdjęcia próbne, to ta energia aktora w bezpośrednim kontakcie często jest inna, a często, kiedy potem oglądasz materiały, w przypadku takiego medium jak komputer, czy jak masz kamerę tam ustawioną i musisz dawać uwagi reżyserce castingu i one czasami są nieprzyjmowane bezpośrednio, albo pisaliśmy do siebie, bo oczywiście zasięg i tak dalej, i zauważyłam, że jednak w przypadku reżyserii filmowej jest to wykonalne. Daje ci to nawet takie poczucie, takiego pierwszego wrażenia, jakie masz właśnie w kontakcie z człowiekiem, tylko poprzez kamerę i wiesz, czy kamera kocha, czy nie, czy przenosi się pewna emocja i pewna energia właśnie na kamerę.
Kaja Klimek: Nigdy bym nie pomyślała, że to może tak działać. Bardzo ci dziękuję, bo to zmienia też moje myślenie o takich sytuacjach, że jednak ten kontakt zapośredniczony może się okazać plusem, a niekoniecznie minusem. Superciekawe. Myślę, że to wszystkim da dużo do myślenia. Kasiu – podobne pytanie, kreatywność – to jest ulubiony hashtag wszystkich – kreatywność, a pandemia albo pandemia, a kreatywność, pandemia a to, śmo i owo. To jednak są takie rzeczy, które ciągle wybrzmiewają. Chciałabym zapytać, jak w Twojej pracy, bo Agnieszka wspomniała, że ty pracujesz, że będziecie nawet niedługo pracowały razem. Ale jak ty na to patrzysz w takim szerszym planie. Czy to jest dla Ciebie dobry czy problematyczny niesamowicie czas?
Katarzyna Lewińska: Od strony kreatywności jest to bardzo rozwojowe. W ogóle ja uważam, że podczas takich gwałtownych zdarzeń na makro czy na mikroskalę natychmiast kreatywność zaczyna mieć inny obraz, czy też również w indywidualnych przypadkach, czy po prostu w masowych. Wydarzyło się coś niesamowitego. Według mnie ta pandemia dotknęła tak niewiarygodną ilość ludzi i taką dziwną energię wprowadziła w świecie i pozytywną, i negatywną i zmiany technologiczne, i zmiany komunikacyjne, a także na mikroskali każdego z nas posadziła w domu na chwilę, co dla mnie na przykład było pierwszy raz od tak długiego czasu, (nie wiem) 15 lat, tak długimi wakacjami, co też było niezwykłe, więc to absolutnie wpłynęło na kreatywność. Bo po pierwsze odpoczynek, a po drugie taki podprogowy, przedziwny niepokój i taka gwałtowność i rozmiar tego, co się wydarzyło. Absolutnie mówię o czystym zjawisku kreatywności, to według mnie pandemia ma ogromny wpływ na kreatywność i ciągle ma i będzie miała jeszcze większy według mnie, dlatego że po prostu bardzo dużo rzeczy zmieniła podczas tych kilku miesięcy.
A jeżeli chodzi o powrót do pracy, bo ja wróciłam już do pracy praktycznej, to to nie zawsze jest przyjemne, bo są teraz niewiarygodne zmiany logistyczne i codzienność bywa dość nerwowa, tak to nazwijmy. My naprawdę żyjemy z dnia na dzień, bo wystarczą jeden, dwa pozytywne wyniki¹ i stają zdjęcia, coś się zmienia, następują zmiany kalendarzowe. Ale czy ja wiem, czy ma to wpływ na kreatywność? No to na pewno ma wpływ na kreatywność poprzez rodzaj zmiany, ale nie w takim szerokim wydaniu. To są po prostu takie mikro zmęczenia, które się pojawiają, ale to już w porównaniu z tym co było, to po prostu nie ma takiego dużego działania. Ja naprawdę uważam, że ten czas sprzyja kreatywności. Nastąpi ogromna rewolucja, w tym, jak podejdziemy do wielu spraw – na pewno do kina, na pewno do telewizji.
Natomiast cała ta kreatywność czasu pandemii polegała na tym, jak spowodować to, że te nagrania, które zwykle toczyły się albo face to face, albo w grupie takiej większej, bądź kiedy nagrywa się orkiestrę – jak to zrobić, żeby to się udało. No i okazuje się, że da się to robić.
Łukasz Targosz
Kaja Klimek: A z czasem to się pewnie też stanie tematem, prawda? Znamy już istniejące filmy czy nawet seriale, które powstały na temat, i w trakcie, i też sposób ich realizacji był taki, a nie inny – bardzo mocno zapośredniczony i w oderwaniu od siebie. Ale później myślę, że też ten nastrój i uczucia, i wrażenia, które nam cały czas towarzyszą, staną się dużą inspiracją. Też jestem ciekawa, na ile tego rodzaju mocne punkty odniesienia stanowią inspirację. Ale o inspiracjach to za chwilę, bo słuchajcie, rzecz niebywała, nie wiedziałam, że tak to działa, ale już mam pytanie od publiczności i będę chciała go użyć. Łukaszu, te rozkwitające tajlandzkie kwiaty to oczywiście nawiązanie do miejsca, w którym ty jesteś, bo nie zaczęłam tego panelu tak, jak po prostu się zaczyna. Dzisiaj wszystkie spotkania na Zoomie i na Skypie, „Skąd do nas klikasz?” – tym zaraz pouzupełniamy wasze wypowiedzi. No ale padło na ciebie. Ty jesteś dosyć daleko, ale czy jesteś też daleko od pracy? Jak właśnie w tym miejscu, w którym jesteś – to nie będę ci odbierała tego tematu, już zainicjowałam. Jak tam kreatywność w tym momencie, bo to jednak jest coś, co może rozkwitać, albo niekoniecznie. Opowiedz o tym, proszę.
Łukasz Targosz: Ja nie będę specjalnie oryginalny wśród tych wypowiedzi, które już padły, dlatego, że ja też mam poczucie, że ta pandemia i to wszystko, co się dzieje w tej sytuacji bez precedensu jednak powoduje takie odpalenie dodatkowego motoru kombinowania, myślenia, snucia różnych, niejednokrotnie wariackich planów. Ja mam to szczęście, że praca kompozytora filmowego to jest w ogromnej części praca w takim studiu, w jakim się teraz znajduję i to jest po prostu pisanie muzyki. Na końcu dopiero praca z muzykami, którzy tę muzykę grają. Więc ja miałem to szczęście, że jeśli chodzi o samą pracę, jakoś popłynąłem na fali tego, co zdążyło się nakręcić wcześniej. Natomiast cała ta kreatywność czasu pandemii polegała na tym, jak spowodować to, że te nagrania, które zwykle toczyły się albo face to face, albo w grupie takiej większej, bądź kiedy nagrywa się orkiestrę – jak to zrobić, żeby to się udało. No i okazuje się, że da się to robić. To jest pierwszy plus tego wszystkiego – że powstały systemy, które pozwalają rejestrować dźwięk zdalnie i nawet w pewnym sensie uczestniczyć w nagraniach. Zresztą za chwilę po naszej rozmowie będę się łączył z S4², gdzie będziemy nagrywać zdalnie orkiestrę do jednej z produkcji. No i to jest ta nowa, nowokreatywna część, którą sobie jakby przerobiłem. Natomiast osobną sprawą jest to, że rzeczywiście to uziemienie w domu spowodowało również takie myślenie, że może czas zrobić coś dla siebie. No i zacząłem rozwijać projekty, które gdzieś tam miałem w marzeniach, czy w planach. Bardzo powoli, z odrobiną, dozą nieśmiałości, ale jednak do przodu. Więc myślę, że gdyby nie to, że jednak zostałem w pewnym sensie praktycznie uwięziony, no to pewnie by się to nie wydarzyło.
Kaja Klimek: Czyli tam, gdzie zagrożenie, kryje się też nadzieja i właściwie nowe otwarcie. To bardzo pozytywna nuta.
Łukasz Targosz: Ja myślę, że to jest jedyna opcja tak naprawdę, żeby w ten sposób patrzeć na to, co się dzieje dookoła nas dlatego, że w przeciwnym razie to „pakujmy walizki”.
Kaja Klimek: Kasiu, widzę, że chcesz coś dodać i skomentować, nawet w momencie, kiedy Łukasza nam zmroziło, to chciałaś coś dorzucić.
Katarzyna Lewińska: Ja chciałam tylko jedną rzecz powiedzieć, bo jakoś, nie wiem dlaczego, ale dopiero teraz do mnie dotarło, że jeszcze jeden aspekt kreatywności, który się pojawił na planie, który obserwuję od 2 miesięcy, robię w Krakowie taki niemiecki, duży projekt i ci Niemcy są w sumie razem z nami uwięzieni na 4 miesiące w Polsce i na samym początku był jakiś rodzaj systematyczności, który powodował, że po prostu robiliśmy film, który założyliśmy, że będziemy robić, natomiast od momentu, kiedy sytuacja zrobiła się dramatyczna – lub bardziej dramatyczna u nas w kraju, jest coraz więcej tych zachorowań, my mamy coraz więcej zachorowań w ekipie, stają zdjęcia, potem je wznawiamy, no rozumiecie, rytm się po prostu bardzo zmienił i naprawdę żyjemy z dnia na dzień i jest taki ogromny, podprogowy, wydawałoby się, stres „co będzie z tym członkiem ekipy? Z tamtym? Kiedy zaczniemy zdjęcia?” Również zauważyłam, że jakaś taka energia się rozlała w najpiękniejszym sensie po ekipie, przede wszystkim twórczej, że my pozwalamy sobie na o wiele więcej rzeczy twórczo. Mówimy „a dobra, to zróbmy to tak. Jak nie teraz, to kiedy?” Jakiś taki rodzaj obecności w jakiejś tragedii, też śmierci, która jednak jest dookoła, czy może zagrożenia śmiercią. Czuć tę energię w powietrzu i w ogóle w Europie. Jest to rodzaj takiego „jak skakać, to skaczemy po prostu z tego klifu. Nie ma się co zastanawiać, skaczemy”. To tak tylko chciałam dodać, to jest takie coś, z czego sobie teraz zdałam sprawę.
Kaja Klimek: Bardzo ciekawe, że to jednocześnie czas odwagi, jakby na to nie patrzeć, też twórczej i kreatywnej. Pięknie o tym mówicie, my to raczej jesteśmy z Dawidem osobami, które słuchają twórców i później idą dalej z komentarzem na ten temat, więc powiedz Dawid, jak to na ciebie działa, bo ty jesteś takim dziennikarzem, który dużo podróżuje, zawsze jeździłeś na różnego rodzaju junkety, więc to cię pewnie przyhamowało. No, ale czy to otworzyło dla ciebie jakieś nowe pole kreatywności? Jak to działa w twoim przypadku?
Dawid Muszyński: Właśnie nie. Znaczy takie pole kreatywności, z racji tego, że nie jeżdżę, to spadły koszty dla wszystkich dystrybutorów i te wszystkie gwiazdy teraz tak jak państwo odwiedzają mój pokój albo salon i tak przynajmniej raz dziennie mam właśnie w domu jakiś junket, więc ja mam więcej pracy niż miałem przed pandemią. Bo to nie dość, że porozmawiać to jest bardzo przyjemna rzecz, ale później to trzeba spisać, autoryzować, więc naprawdę w tym pokoju już w przeciągu ostatniego miesiąca był i Jude Law, i Ridley Scott, dzisiaj nawet pani Janda wpadła, więc naprawdę nie mogę narzekać na brak pracy. A że tych produkcji jest w streamingu teraz coraz więcej, a media są takim jedynym miejscem, gdzie możemy się reklamować z produkcjami, no bo nie miasto, bo na miasto staramy się nie wychodzić, to właśnie tutaj trafia ta cała promocja i naprawdę niekiedy jest bardzo nowatorsko: jeden na jeden, 30 dziennikarzy na jednego gwiazdora, wojna o pytania. Naprawdę, muszę powiedzieć, że ten nasz rynek zamienił się w taką małą dżunglę, w której trzeba wywalczyć swój kawałek podłogi.
(…) traktuję serial w zasadzie tak samo jak film. Różnica dla mnie jest taka, że serial jest jakąś dłuższą historią, w której zaangażowany jest zwykle więcej niż jeden reżyser.
Łukasz Targosz
Kaja Klimek: No tak, już nie ma tego momentu, kiedy trzeba dojechać albo dolecieć, albo jest ten czas, żeby się właściwie zastanowić, tylko cały czas jedno za drugim, prawda? A powiedz mi (…).
Dawid Muszyński: Tylko ci tak przerwę. Za mną są, jak widzisz, drzwi. Ja zawsze drżę, ponieważ z racji tego, że nie latamy, to znajdujemy się w różnych strefach czasowych i w różnych godzinach. Niekiedy moja rodzina jest w domu i nie raz tak było, że chłopaki, moje dzieciaki przechodzą. Miałem wywiad z Chrisem Hemsworthem i przyszli zobaczyć Thora.
Kaja Klimek: Ja im się wcale nie dziwię.
Dawid Muszyński: Po czym dostałem od nich uwagę „Tato, dlaczego on mówi innym głosem i językiem niż u nas na filmach?” Więc to tak. Czy jak miałem wywiad z Patrickiem Dempseyem, to moja małżonka tak przypadkowo wpadła do pokoju, żeby mi pomagać. To są takie właśnie rzeczy, których na wyjazdach nie mam.
Kaja Klimek: Dopytam cię o jedną rzecz, bo to mnie teraz zainspirowało, to, co mówiłeś. Czy masz takie poczucie, że też rodzaj wywiadów, sposób, w jaki te wywiady przebiegają, jeśli już się odbywają w takiej sytuacji jeden na jeden, czy one się jakoś zmieniły? Czy masz wrażenie, że tak jak tutaj sobie siedzimy, każdy z innego miejsca i tutaj pewnie zaraz przyjdzie mój kot, a wcześniej było urządzanie kadrów i tak dalej i tak dalej, że to wszystko ma taki trochę większy luz. Czy ty też masz wrażenie, że kontakt ten jakoś się zluzował?
Dawid Muszyński: Właśnie mam wrażenie, że te wywiady są gorszej jakości, ponieważ gwiazdy z racji tego, że rozmawiają pewnie z 3 razy większą liczbą dziennikarzy, niż mieliby to normalnie, plus robią to z domu, no to nie ma tej więzi, nie patrzą na ciebie jak rozmawiają, patrzą w sufit, głaszczą psa, kota. Nie wiem, Jude Law otwierał ze 3 razy drzwi do swojego mieszkania za pomocą domofonu, bo dzwoniło, więc generalnie to są takie wywiady gorszej treści, one nie są takie personalne. Nie nawiązujesz z tymi ludźmi chemii. Też bardzo często, tak jak pewnie tutaj zaraz wszyscy się zorientujemy, jest ta różnica w przesyle głosu, więc my reagujemy później, niekiedy sobie niechcący przerywamy, bo myślimy, że ktoś już skończył, a on zrobił dłuższą pauzę, myśląc, że my nie zadajemy żadnego pytania, to idzie dalej z odpowiedzią. Więc jest to naprawdę ciężka praca, żeby wydobyć z tych wywiadów coś, co będzie wartościowe i co czytelnicy chcieliby przeczytać. Niekiedy, to tak mówię, są zmęczeni, bo dają czterdziesty wywiad tego dnia, a gdybyśmy się spotkali, nie wiem, w Berlinie czy w Londynie to daliby ich piętnaście i byliby w zupełnie innym stanie.
Kaja Klimek: No, to jest bardzo ciekawa perspektywa. Wierzę, że nasi goście nie są w żaden sposób zmęczeni i nie jest to czterdziesty panel tego dnia, tylko jednak pierwszy. Bardzo wam dziękuję za te wszystkie odpowiedzi. Żeby nie było tak, że jestem tylko taką niewidoczną hostką tego panelu, dla mnie też faktycznie był to czas bardzo kreatywny. Znalazłam dużo rzeczy, które sama mogłam zacząć robić z domu, pomijając różnego rodzaju dyskusje przez Internet, ale nagle się otworzyło, trochę tak jak to, o czym Łukasz mówił, takie pole do swoich własnych, oddolnych projektów, które gdzieś tam leżały i to jest dla mnie taka duża, pozytywna zdobycz.
A poza tym, i teraz właśnie robię taki skok przez rekina, to był idealny czas na oglądanie seriali i przyglądanie się temu, jak one są tworzone, jak dużo ich zawsze omijałam, bo nie było na to czasu. Więc właśnie chciałabym powoli, zanim przejdę do tego pytania, które padło z naszej drogiej publiczności, chciałabym was zapytać o samo medium, jakim serial dla was jest, bo wszyscy macie kontakt, każdy na swoim oczywiście polu, każdy w swoim okienku, zarówno z kinem, jak i serialem. Ale jednak dla mnie bardzo interesujące jest to, czym z waszych perspektyw, które są tak różnorodne, bo mamy przecież kompozytora, kostiumografkę, reżyserkę i krytyka, czym się właściwie praca z serialem dla was różni od tego, co robiliście w kinie? Domyślam się, że pewnie wcześniej było kino niż seriale, bo ten rozwój rynku serialowego to są właściwie ostatnie lata, a wy działacie już dosyć długo. Chciałbym, żebyście o swoich doświadczeniach z tymi konkretnymi produkcjami, przy których pracowaliście trochę nam opowiedzieli. Teraz zaczęłabym może od prawej do lewej, czyli zacznę od Łukasza, bo ty komponujesz muzykę do dużych produkcji, do bardzo popularnych filmów, ale też do bardzo popularnych seriali, więc też jestem ciekawa, co tam w tej pracy jest innego z twojej perspektywy. Może tak bardzo prosto zadaję to pytanie, ale nie będę tu „rzeźbić”, bo jednak wydaje mi się, że mogą być różnice i chciałabym, żebyś trochę o tym nam opowiedział. Bardzo proszę.
Łukasz Targosz: Moja przygoda z serialem takim współczesnym, zaczęła się dość wcześnie, bo jeśli dobrze pamiętam w 2007 roku popełniłem taki serial „Odwróceni” i to był chyba taki pierwszy serial na kategorii premium. Oczywiście wtedy nikt nie wiedział, co to jest kategoria premium, natomiast to, co ja pamiętam z tamtego czasu, to to, że i mi, i producentom, i reżyserom zależało na tym, żeby to były opowieści filmopodobne. To znaczy, panowało w branży takie przekonanie, że jednak serial to jest ciut gorszy sort opowieści filmowej i myśmy chcieli pierwszy raz mocno złamać tę prawdę, półprawdę, nie wiem jak to nazwać. Tak czy siak, ten serial wydaje mi się, wprowadził nowy styl opowieści, zanim jeszcze pojawiło się w naszym kraju polskie HBO, zanim się pojawił Netflix i wszystkie inne platformy streamingowe.
Jeśli pytasz mnie o pracę, to tak naprawdę ja traktuję serial w zasadzie tak samo jak film. Różnica dla mnie jest taka, że serial jest jakąś dłuższą historią, w której zaangażowany jest zwykle więcej niż jeden reżyser. To wygląda w ten sposób, że często jest tak, że blok serialu, sezon jest podzielony pomiędzy dwie osoby. To też jest ciekawa przygoda popatrzeć przez 2 pary okularów na tę rzeczywistość opowiadaną w fabule, a film z kolei to jest bardzo osobista wypowiedź reżysera. Ja myślę, że tu jest ta różnica, plus w zależności od tego, jakie kino piszę, mówię w tym momencie o filmie, to oczywiście są również oczekiwania producentów. Są one niejednokrotnie sprzeczne z oczekiwaniami albo pomysłem reżysera i w tym wszystkim trzeba się odnaleźć. Ja nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy wolę pisać seriale, czy filmy, tym bardziej, że jakość tych seriali galopuje w zastraszającym tempie ku wysokiej jakości. Tak naprawdę, jak patrzę na to co się dzieje w tych dużych serialach, to rzeczywiście są to w zasadzie 45 minutowe filmy. Gdybym miał… Nie no, nie jestem w stanie powiedzieć, czy dla mnie serial jest ciekawszy, czy film jest ciekawszy. Myślę, że wolę filmy, bo film jest zamkniętą opowieścią od „A” do „Z” i to jest taka wypowiedź twórców, no to też jest tak, że przystępując do serialu, nie wiemy, czy to będzie jeden sezon, dwa sezony, pięć sezonów. Dla mnie to jest ta sama praca.
Kaja Klimek: Dopytam cię jeszcze, bo w kontekście pracy nad serialami sam powiedziałeś o tym, że reżyserzy się czasem zmieniają na przestrzeni serialu. Będziemy tutaj rozmawiać też o serialu „1983”, gdzie mamy 4 reżyserki, które ze sobą owszem współpracują, ale każda ma swoją wizję, więc to też wpływa na pracę na tym poziomie. Ale jak ty pracujesz jako kompozytor nad serialem, to z kim właściwie masz największy kontakt, skoro reżyserzy mogą być inni? Jest to często też wielu scenarzystów. Kto jest właściwie taką osobą, z którą ty jesteś w najściślejszej relacji, kiedy przygotowujesz już ścieżkę dźwiękową. Czy to się [odbywa – przyp. red.] jakoś etapami? Bardzo jestem ciekawa tej kuchni, że tak powiem, bo nie mam zielonego pojęcia, jak właściwie taka praca wygląda. Jakbyś mógł nam trochę opowiedzieć o tym koncepcie.
Łukasz Targosz: Zwykle to wygląda w ten sposób, że oczywiście najbliżej współpracuję z reżyserem i wspólnie opracowujemy jakiś język muzyczny serialu. Duże stacje komercyjne, telewizyjne czy platformy mają na swoim pokładzie producentów, którzy jakby odpowiadają z ramienia inwestorów, czy stacji telewizyjnych za ostateczny odbiór czy wygląd, brzmienie tego dzieła, więc myślę, że to jest taka współpraca w trójkącie kompozytor-reżyser-producent. No i w tym trójkącie trzeba się też odnaleźć na tyle sprawnie, żeby nie zatracić siebie. Kiedyś starszy stażem kolega Danny Elfman, znakomity amerykański kompozytor, powiedział, że jego praca to jest w pięciu procentach pisanie muzyki, w dziesięciu sesje nagraniowe, a pozostała część to jest bycie psychoterapeutą dla reżysera i dla producenta. I to trochę może być prawda, dlatego że proces powstawania serialu wygląda w ten sposób, że najpierw oczywiście są próby czytane. Jest scenariusz, są próby czytane, castingi, zdjęcia, montaż i należy pamiętać, że ten materiał do mnie czy na postprodukcję dźwięku trafia tak naprawdę na ostatnim etapie i ten etap bywa usłany różami, ale czasami jest to niezłe „Westerplatte”, w związku z czym, ludzie z którymi pracuję, są po tysiącach przeglądów tego materiału, po wielu miesiącach czy tygodniach montażu, wcześniej zdjęć i tak dalej, i tak dalej, więc następuje niejednokrotnie taki syndrom zmęczenia i wtedy wpada kompozytor i robi z tym przysłowiowy porządek. Przynajmniej tak mi się wydaje, jak sobie myślę.
Kaja Klimek: Bardzo dziękuję. Bardzo mi się też podobał ten wątek związany z Dannym Elfmanem i tym pomaganiem wszystkim pozostałym pionom, żeby się spięły ze sobą i żeby nastąpiła jakaś nowa energia. Właściwie idziemy trochę od końca, jeśli chodzi o produkcję w tym momencie, ale bardzo ci dziękuję. Mam taką właśnie wizję teraz tego, jak to może wyglądać.
Kasiu, podobne pytanie mam do ciebie, bo też nawiążę do tego, o czym mówiliście, zanim weszliśmy na wizję, że wy już z Łukaszem współpracowaliście, ale to wcale nie znaczy, że w pracy nad daną produkcją się spotykaliście. Więc to też jest dla mnie jakiś komunikat, który warto by było wyciągnąć na pierwszy plan. Czy właśnie te piony ze sobą współpracują tak, że się siedzi razem i wymyśla koncepcję? Okazuje się, że trochę to inaczej wygląda, ale chciałabym zapytać ciebie najpierw też o pracę przy serialach, bo masz na koncie takie gigantyczne produkcje z wielkim rozmachem i z takim historycznym szwungiem i seriale, które są też bardzo różnego typu. Chciałam cię zapytać, jak ty jako kostiumografka podchodzisz do tego świata, do tego rodzaju opowiadania historii jakim serial jest?
(…) w momencie, kiedy przychodzą twórcy do producenta czy do stacji i pitchują projekt, to drugie pytanie brzmi „dobrze, ale jaki jest pomysł na drugi, trzeci sezon?” Nie musisz go wymyślić, ale musisz mieć potencjał, czyli musisz mieć potencjał kontynuacji tej historii i zawsze, nawet gdzieś z tyłu głowy, kiedy myślisz o tej historii, myślisz jak ona by się mogła dalej potoczyć.
Agnieszka Smoczyńska
Katarzyna Lewińska: Ja podobnie jak Łukasz, niespecjalnie widzę te różnice tak naprawdę. I po prostu podążam za scenariuszem i za jakimś pomysłem, który stoi za projektem. A czy to ma 8 godzin realizacyjnych, w sensie, że ma z tego powstać 8 godzin czy półtorej godziny, to to troszeczkę nie ma znaczenia dla mnie. To, co się na pewno dzieje od kilku lat w serialach jest często dużo bardziej ekscytujące w obrazku i w scenariuszu, dla mnie jako kostiumografa, niż to co się dzieje w fabule. Bardzo często wolę robić jakiś serial, niż miałabym robić jakąś psychologiczną, realistyczną fabułę tylko ze względu na charakter mojej pracy. Ja pracuję z obrazem i właściwie im bardziej fascynująca historia, która sobie pozwala na jakieś szalone światy, to tym więcej mam do zrobienia, tym większą radość mi to sprawia. To oczywiście oznacza również o wiele więcej pracy, którą muszę włożyć w projekt i o wiele dłużej w tym projekcie muszę być. Bo to chodzi o czas, prawda? No „1983” robiliśmy przez 5 miesięcy i to było, mówię o samym czasie realizacyjnym, już pomijam cały okres przygotowawczy i rozliczeniowy. Ale samo podejście do realizacji w żaden sposób się nie różni.
Teraz naprawdę jest coś takiego w tych serialach, że mam wrażenie, że one na przykład w Polsce, na pewno sobie na wiele więcej pozwalają. Nie wiem, z czego to wynika. Pozwalają, mówię o szaleństwie, które w rezultacie ma powstać z tego, wizualne właśnie czy może jest jeszcze jakiś rodzaj przygody w tym serialu i nie ma takiego ogromnego obciążenia na reżyserach, nie ma takiej odpowiedzialności za autorskie kino. Jest w serialu jakiś rodzaj przestrzeni, która nie do końca jest taką ogromną autorską odpowiedzialnością. One są po prostu często mniej personalne, mniej prywatne. Może stąd też jest taka przestrzeń aktualnie w wielu scenariuszach serialowych na bardziej szalone, mniej personalne światy. Także dla mnie różnicy w samym podejściu do realizacji, do zaprojektowania, tak naprawdę nie ma żadnej. To w rezultacie, na samym końcu jest jedyna różnica, jaka jest, to jest to, że jest totalnie techniczne, że już mając tyle lat doświadczenia wiemy, że jakieś niewielkie rzeczy można pominąć, ponieważ one się nigdy nie pokażą na gigantycznym ekranie. Ale to jest taki techniczny aspekt pracy. Po prostu detal ma trochę inne znaczenie w serialu, ale to mówię o wizualnym detalu, psychologicznym detalu. Po prostu inaczej się go czyta w kinie, inaczej się go czyta podczas oglądania na monitorze, który jest dużo mniejszy.
Kaja Klimek: Czyli może być poliester zamiast wełny, bo nie będzie tego widać? To w takim kontekście?
Katarzyna Lewińska: Nie, absolutnie nie. To są (na przykład) takie odbicia w okularach. Ale to też pytanie z jakim operatorem się pracuje, bo to też ma ogromne znaczenie. Dla niektórych nie ma znaczenia, czy to jest duży czy mały ekran. Ale to są rzeczywiście jakieś takie drobne wzorki, jakieś tyci informacje, które gdzieś są zapisane. Jednak to bardziej chodzi o ukrycie błędów na dużym ekranie. Na dużym ekranie jest dużo trudniej ukryć pewne błędy. Trzeba zadbać o to, żeby na 17 metrach u podstawy, czy na 12 metrach u podstawy, ktoś czegoś nie zauważył. Na małym ekranie po prostu troszeczkę prościej jest to pominąć, czyli może mniej rozliczamy z pewnych błędów, może do tego chciałam to sprowadzić.
Dawid Muszyński: Ja się trochę śmieję, jak to słyszę, że na dużym ekranie byłoby to widać a na małym nie, ponieważ bardzo często press junekty, które mamy, odbywają się w kinie i te produkcje telewizyjne są puszczane na tym ogromnym ekranie. Pamiętam jakie było wielkie zdziwienie produkcji chociażby „Belle Epoque”, gdzie my oglądaliśmy serial, przy którym twórcy mówili „na małym ekranie to się ukryje i nikt na to nie zwróci uwagi.”. Wtedy dostajemy go na wielkim ekranie, gdzie te wszystkie niedoróbki były bardzo widoczne.
Katarzyna Lewińska: Ja myślę, że to z założenia nikt tego nie robi, tylko mówię, że jak już w ogóle cokolwiek mogę technicznie powiedzieć, to czasami mówimy „o kur…, auć”, ale na koniec dnia jest „dobrze, większość widzów obejrzy to na trochę mniejszym ekranie”, ale to jest naprawdę 1% tego całego zjawiska. Natomiast samo podejście do realizacji od strony kreatywnej, jeżeli rozdzielimy to na kreatywną, jest identyczne jak do fabuły. Realizacyjnie, wiadomo że jest inne, bo po prostu jest inny czas, inaczej się w ogóle organizuje pracę przy serialu niż przy filmie.
Kaja Klimek: Bardzo dziękuję. Napłynęła do mnie gigantyczna fala pytań, więc to samo pytanie jeszcze do Agnieszki, później do Dawida i przejdę do tego, co tutaj do mnie przyszło, bo są to naprawdę inspirujące rzeczy. Agnieszko, powiedz, bo tutaj Łukasz się odnosił do tego, że i tak jest w serialu współpraca największa z reżyserem, ale jak ty na to patrzysz, kiedy przechodzisz płynnie między światami filmu a światami seriali, bo jest ich przecież coraz więcej. Czy dla ciebie to też jest to samo? Jak ty na to patrzysz?
Agnieszka Smoczyńska: Nie, dla mnie to jest kompletnie inna praca, ale dlatego też, że ja jako reżyserka, zrobiłam dwa filmy autorskie, takie małe arthouse’owe, a z drugiej strony wchodzę w taką dużą maszynę realizacyjną, gdzie jestem jednym z trybików, bo ja nie sformatowałam żadnego serialu, tylko byłam tak zwanym episodic director, czyli to jest kompletnie inna funkcja niż twórcy czy filmu czy serialu. Ty masz przyjść po prostu na plan, dobrze zainscenizować samą opowieść, przenieść ją w ramach jakiegoś tam (…) z materiałem filmowym. To, co ja najbardziej lubię w pracy, jak teraz rozwijam serial taki autorski, to to, że jakby producent powiedział „potrzebuję wizji, twojej konkretnie wizji na jedno nałożenie i stworzenia całego świata” – ja to bardzo lubię przy serialach. Myślę, że to będzie fantastyczne, dlatego, że one dają więcej możliwości też ze względu na coraz większe budżety, ze względów tematycznych, ponieważ do pewnego momentu pewne tematy tabu były tylko poruszane na poziomie seriali. Telewizje mogły sobie na to pozwolić, filmy fabularne nie. Teraz oczywiście ta cała sytuacja się powoli zmienia – bardzo powoli, ale bardzo się zmienia.
Dla mnie jako reżyserki też jest istotne to, że jednak – oczywiście to wszystko zależy od serialu, od budżetu, od producenta – w przypadku seriali jesteś jednym, nie tylko jeśli chodzi o ustawienie siebie jako twórcy w szeregu, ale też producent ma dużo więcej do powiedzenia i stacja, która zamawia, ma dużo więcej do powiedzenia. Tak naprawdę to oni egzekwują pewne rzeczy, a nie jak w filmie autorskim – oczywiście mówi się też o serialach autorskich, ale myślę, że ci reżyserzy i tak muszą się potem zderzać z producentami czy z ludźmi, którzy inwestują – to dla mnie główną różnicą jest inscenizacja. Oczywiście my się staramy inscenizować filmowo, ale jednak też na co zwracają uwagę osoby, które czytają scenariusze, które poprawiają, które później oglądają te odcinki, to głównie informacje, nie na emocje. Też się o tym mówi, że to na czym serial operuje, to przede wszystkim dostarczanie widzowi odpowiedniej ilości informacji. Oczywiście, że emocje muszą za tym iść i tak dalej, ale wydaje mi się, że jest to ciągle na trochę innym poziomie.
Też to, co Kasia mówiła o wizualnej stronie, film jednak opowiadasz obrazem. Poprzez obraz możesz bardzo dużo rzeczy przenieść, czasami rzeczy niecenzuralnych. W serialu tego nie masz, oczywiście to się zmienia, bo teraz opowiadamy na jedną kamerę, bo kiedyś pamiętajmy o tym, opowiadało się na kilka kamer. Teraz jeżeli inscenizujesz do jednej kamery masz inne światło zupełnie inaczej opowiadasz, możesz na dłuższych ujęciach, więc to wszystko jest zależne. Też wydaje mi się ta w jakimś sensie cenzura i co przechodzi – to jest bardzo duży temat, ale tak w skrócie to powiem, że dla reżysera myślę, jest to duża różnica, no chyba, że robisz tak zwany autorski projekt, zamknięty serial, tylko na jeden sezon. Ale zauważmy też, bo mówimy o tym, że jest zamknięta duża całość, ale w momencie, kiedy przychodzą twórcy do producenta czy do stacji i pitchują projekt, to drugie pytanie brzmi „dobrze, ale jaki jest pomysł na drugi, trzeci sezon?” Nie musisz go wymyślić, ale musisz mieć potencjał, czyli musisz mieć potencjał kontynuacji tej historii i zawsze, nawet gdzieś z tyłu głowy, kiedy myślisz o tej historii, myślisz jak ona by się mogła dalej potoczyć. A jednak w filmie myślisz, że to prowadzi do tego konkretnego końca, że tego już nie da rady, tej linii już nie można przekroczyć. Cały wysiłek, dramaturgia, twórczość wielu ludzi prowadzi właśnie do tego jednego punktu. Wydaje mi się, że w serialu nie zawsze tak jest, chyba że tak jak było w „Sześć stóp pod ziemią”, że wszystkich na końcu ostatniego sezonu autor wymordował.
Sam przemysł filmowy nie wiem, jak się ma, bo jest w tym jakiś totalny chaos, natomiast w telewizji jest tak, że po prostu jest niesamowity ruch. Wszystko się dzieje głównie w telewizji.
Katarzyna Lewińska
Kaja Klimek: To już po wielu latach spoiler. Bardzo to jest ciekawe, bo jednak to jest zupełnie inny poziom rozwijania historii i poziom opowiadania, bo to jednak są w takim wymiarze dwa zupełnie różne światy. Bardzo się cieszę, że macie do tego zupełnie inne podejścia, bo to nam pokazuje, że na to samo można spojrzeć z wielu perspektyw. Zapytam jeszcze, zanim przejdę do pierwszego pytania, które do nas napłynęło, powiedz Dawid, jak w twojej pracy? Masz takie poczucie, że jednak filmy i seriale to jest już coś innego (różniącego się) od siebie? Czy bardziej patrzysz na to zbiorczo? Jak to działa w takim praktycznym twoim odbiorze.
Dawid Muszyński: W moim odbiorze jest tak – kino w pewnym momencie poszło bardzo w blockbustery, w produkcje, które kosztują miliony dolarów i niestety nie znalazło się w kinie miejsca na te mniejsze, bardziej personalne historie, więc twórcy zaczęli szukać innego miejsca, gdzie będą mogli je opowiadać i takim miejscem jest telewizja, gdzie oni nie są zmuszani, żeby skondensować daną opowieść do półtorej godziny, bo możemy ją rozłożyć na sześć czy na osiem, rozwinąć odpowiednio bohaterów, pokazać ich motywacje, ich problemy i dlatego telewizja powolutku zaczęła się piąć. „The Sopranos” na początku mieli być filmem. Zresztą HBO teraz do tego wraca, robiąc prequel jako film, jednak kino powiedziało, że „teraz nie mamy na to miejsca”, więc został zrobiony serial, który zmienił oblicze telewizji. Teraz każdy chce robić ciekawą historię. Zaczęło się to zmieniać, bo wcześniej mówiło się, że robimy serial, tak jak mówiła Agnieszka, rozłożony na sezony. Teraz możemy spokojnie robić historie zamknięte, no nie wiem „Dzień trzeci”, który jest teraz na HBO, czy ekranizacje książek, które też nie są filmami, a już serialami, ponieważ tak bardzo chcemy je rozwinąć. Z naszego podwórka, czyli „Ślepnąc od świateł”, na początku myślano, żeby to wszystko skondensować do filmu, ale HBO, mam takie wrażenie, że bardzo sensownie powiedziało, że za dużo z tej książki trzeba byłoby wyrzucić i ta historia po prostu by nie zainteresowała, więc dlatego sięgamy po seriale. Tutaj [w serialowej formie – przyp. red.] dostajemy więcej emocji, tak jak wszyscy moi przedmówcy mówili, a także ciekawsze nazwiska zaczynają przechodzić z dużego ekranu do małego, co kiedyś w ogóle było degradacją, że „Boże, aktor wielki, filmowy występuje w telewizji, w serialu, przecież jak tak może być”, a teraz największe nazwiska chcą grać właśnie w serialach, ponieważ czują, że tam mogą się wykazać, że ich bohaterowie, w których oni się wcielają, są w pełni rozbudowani, pokazują ich wachlarz emocjonalny. Al Pacino, który gra w „Hunters” – opowieści od Amazona, gdzie Żydzi tropią nazistów po wojnie, Nicole Kidman, która coraz częściej sięga po historie z małego ekranu i mało tego, oni nie tylko grają w tych serialach, ale też zaczynają je produkować. Reese Witherspoon produkuje masę seriali, w których gra właśnie dlatego, że nie widzi dla siebie miejsca w kinie z tymi opowieściami, które chciałaby widzom pokazać, ponieważ kino mówi teraz „albo jesteś filmem o superbohaterach z wielkimi efektami specjalnymi, albo filmem o Bondzie, gdzie też ładujemy kupę kasy na efekty specjalne, albo niestety jesteś arthouse’owy i nie mamy dla ciebie miejsca w multiplexach”. To jest teraz miejsce nawet nie dla telewizji, a dla serwisów streamingowych, które nie mają ustalonej ramówki, mogą tam wrzucić contentu tyle ile chcą, a my biedni ludzie, musimy szukać tych pereł w tym całym natłoku filmów i znajdować to, co może nas zainteresować.
Katarzyna Lewińska: Ja tylko chciałam powiedzieć, że w obliczu jeszcze pandemii, tego, że nie wiadomo co będzie i nie wiadomo ile kin przetrwa i kto przetrwa. W tej telewizji jest taka większa siła i trochę więcej nadziei, że ona, nie mówię, że to jest dobre, tylko chodzi o to, że kino mam wrażenie, jest w takim momencie, że stanęło na chwilę i zastanawiają się wszyscy „co dalej?”, a telewizja odwrotnie – zaczyna szaleć, bo wszyscy siedzą w domach. W razie [czego – przyp. red.] wszyscy zostaną w domu i będą oglądać telewizję. Ja to upraszczam teraz, ale jest coś takiego, że to kino jest takie, że część produkcji bardzo ruszyła, ale to są właśnie albo takie ultra wielkie produkcje, albo maciupeńkie autorskie filmy. Sam przemysł filmowy nie wiem, jak się ma, bo jest w tym jakiś totalny chaos, natomiast w telewizji jest tak, że po prostu jest niesamowity ruch. Wszystko się dzieje głównie w telewizji.
Kaja Klimek: To się rymuje. Przepraszam Dawid, dorzucę, może żebyście mieli do odpowiedzi też pytanie, które się rymuje bardzo z tym, o czym teraz rozmawiamy. Pojawiło się jedno. Jedno z pytań brzmi, jak myślicie, co będzie właściwie wiodło prym za 5, 10 lat: raczej kino czy telewizja? To jest duży kwantyfikator, ale nawet w wypowiedzi Kasi się pojawiło już to, że właściwie nie wiadomo jak będzie, więc jakby przesuwacie jako twórcy i też jako ktoś, kto obserwuje ten rynek? Nie wiem, kto z was chciałby zacząć może.
Łukasz Targosz: Ja myślę, że w kontekście rozwoju technologii to zdecydowanie nie telewizja, tylko platformy, które każdy z nas będzie mógł sobie programować i oglądać to, co chce. Niemniej jednak przeżycie filmu w kinie jest zupełnie innym doświadczeniem, niż oglądanie nawet na największym telewizorze najlepszego serialu. Przyznam się szczerze, że trochę śledzę wyniki boxofficów te najświeższe i z jednej strony z nadzieją zacząłem to obserwować, ale w kontekście tego co się dzieje teraz, mówię o tej ilości zachorowań, to trochę to stawia pod dużym znakiem zapytania kino jako takie, konwencjonalne, kino jakie znaliśmy i bardzo bym nie chciał, żeby coś złego naszemu kinu się stało przy tej pandemii. Natomiast przyszłość, to jest na 100% w jakiś sposób programowana i spersonalizowana platforma streamingowa, na której każdy z nas sobie może po prostu wyświetlić w każdym momencie to, na co ma ochotę.
Kaja Klimek: Czyli raczej sposób dystrybucji, sposób docierania treści do nas, a niekoniecznie to, co to będzie, czy to będzie w odcinkach, czy to będzie całość? Zapytałabym Agnieszkę, jak ty na to patrzysz, z tą przyszłością?
Agnieszka Smoczyńska: Ja nie widzę kina i niestety jest tak już i to są fakty, że wielcy dystrybutorzy światowi powoli się wycofują z dystrybucji kinowej i będą zakładać własne platformy streamingowe. I wydaje mi się, że tak jak powiedział Łukasz, to na pewno będzie streaming, a kino, myślę, że to będą ogromne blockbustery albo naprawdę małe, typowo studyjne [produkcje – przyp. red.]. Ale to są rzeczy, które nie są czasami oficjalne, że się wycofują dystrybutorzy, ja mówię o tych największych dystrybutorach światowych, bo mówią, że nie wiedzą, kiedy zostanie przywrócona dystrybucja kinowa, żeby mogła się na tyle zwracać. Wydaje mi się, że ten rynek będzie się niestety przemodelowywał, ale też trzeba porozmawiać z ludźmi, że oczywiście my tak mówimy, że jest inne przeżycie, ale coraz więcej ludzi mówi, że nie musi iść do kina, żeby zobaczyć, bo ma coraz większy, jakby wiesz, projektory w domach i kina domowe. Na pewno streaming będzie i tak jak mówię, że trzeba patrzeć na to, co robią dystrybutorzy, że zakładają swoje platformy streamingowe.
Ja w ogóle mam wrażenie, że ludzkość się zaczęła teraz bardzo szybko nudzić, że gatunek ludzki potrzebuje niesamowitej ilości wrażeń, co chwilę czegoś nowego. (…) Jedyne co, to mam wrażenie, że kino pozostanie dla koneserów, albo dla widza, który będzie żądny jakichś niewiarygodnych wrażeń, których nigdy przed telewizorem nie przeżyje.
Katarzyna Lewińska
Kaja Klimek: To jest bardzo interesujące, że parę już ładnych lat temu, ja to często przywołuję, bo myślę, że trochę okazali się prorokami George Lucas i Steven Spielberg, kiedy nawet przed narodzinami Netflixa mówili już o tym, że ekrany będą i rosły, i malały jednocześnie, że będzie gigantyczne zapotrzebowanie na historie, które oglądamy w domu, długie, wielogodzinne, właściwie serialowe, psychologiczne i różnego typu opowieści, a z drugiej strony będą blockbustery takie, które będą jak eventy sportowe czy wyprawy do Cirque du Soleil, gdzie będziemy płacić dużo pieniędzy za to, żeby zobaczyć taką gigantyczną produkcję, ale to będzie bardziej nastawione na efekt, na spektakl. A zmniejszenie historii do poziomu ekranu czy komputera czy telewizora też wpłynie na rozwijanie tych form w sensie odcinkowości. Oni o tym mówili jakieś 15 lat temu właściwie i nie pojawiała się tam pandemia w temacie, żeby to miało być jakimś punktem odniesienia. Tylko jednak to ewolucja faktycznie idzie w taką stronę. Kasiu, powiedz jak to z twojej perspektywy wygląda? Jak ty widzisz tą przyszłość, bo zaczęłaś trochę o tym mówić, ale wszyscy się nad tym cały czas zastanawiamy, bo każdy z nas jest zanurzony w tym świecie filmu i serialu również, więc jestem ciekawa jak ty na to patrzysz.
Katarzyna Lewińska: Ja myślę, że kino stanie się jakimś takim niezwykle ekskluzywnym wydarzeniem, czyli rzeczywiście będzie tak, że albo będzie bardzo drogo nas kosztowało to, żeby pójść do kina na jakiś niewiarygodny film, bo po prostu tylko w ten sposób te filmy będą mogły zarobić na siebie, mówię o Avengersach, czy nie wiem, o jakimś kolejnym Jamesie Bondzie. Ja mam wrażenie, że może kino będzie w jakimś momencie czymś takim, jak teraz jest opera. Też zostanie jej przyznany jakiś rodzaj widza, tylko, że będzie bardzo drogi, to będzie taki ekskluzywny widz. Myślę, że w Europie bardzo długo zostanie kino arthouse’owe podtrzymywane, ale też przez to, że my mamy inny system nadawania kina w Europie. Jednak my mamy ogromny sentyment do kina i kochamy ciągle kino europejskie. Widz też kocha, mam wrażenie, ciągle jeszcze kino, natomiast oczywiście nie wiem jak to zostanie od strony dystrybucji właśnie znaczy pytanie, co z pandemią i jak za chwilę będzie wyglądała organizacja ludzkiego życia. Natomiast mam takie poczucie, że kino za chwilę będzie bardzo ekskluzywną sztuką. Plus wejdzie cała, według mnie, też taka technologia, która strasznie się boję, ale nie wiem, czy to w ogóle jest do uniknięcia, czyli tych takich zamiast aktorów to jakieś takie prawie z gier komputerowych postaci. Wiesz o czym mówię, że jeszcze ten aspekt kina się też pojawi na wielkim formacie.
Dawid Muszyński: Motion capture
Agnieszka Smoczyńska: Motion capture, animacje
Katarzyna Lewińska: No tak. To też jest jakiś taki rodzaj kina, który na pewno będzie. Ja w ogóle mam wrażenie, że ludzkość się zaczęła teraz bardzo szybko nudzić, że gatunek ludzki potrzebuje niesamowitej ilości wrażeń, co chwilę czegoś nowego. Tak samo jak nam zmieniają co chwilę, telewizory i telefony, to tak samo masz wrażenie, że wszyscy chcą, żeby coś nowego się działo właśnie w kinie, w telewizji. I mi się wydaje, że jest też cała taka wirtualna rzeczywistość. Ludzie siedzą z tymi goglami i wchodzą w jakieś dziwne światy, więc ja mam wrażenie, że to będzie niezwykle ciekawe, co się wydarzy za chwilę i to będzie bardzo dramatyczna zmiana. Natomiast nie jestem w stanie w tym momencie sobie wyobrazić tego scenariusza. Jedyne co, to mam wrażenie, że kino pozostanie dla koneserów, albo dla widza, który będzie żądny jakichś niewiarygodnych wrażeń, których nigdy przed telewizorem nie przeżyje.
Dawid Muszyński: Ja mam dwa przemyślenia na ten temat. Po pierwsze, rozmawiając z aktorami tymi z pierwszej ligi, czyli na przykład ostatnio z obsadą „Sukcesji” czy z Eddiem Redmaynem, który wrócił teraz na plan trzeciej części „Fantastycznych zwierząt”, słyszę od nich, że niestety pandemia wpływa na to, jak oni będą opowiadali teraz historie, jak oni grają, i że to niestety będzie widać. Obsada sukcesji w ogóle powiedziała, że jeśli oni nie mogą realizować oryginalnego scenariusza, tylko to jak pandemia zmieniła naszą rzeczywistość i jak wpływa na to, jak mają wyglądać zdjęcia na planie, to oni poczekają. To oni poczekają, może nawet rok, ale chcą, żeby ta opowieść była opowiedziana tak, jak została napisana, a nie przerobiona, żeby każdy był w tym dystansie dwóch metrów, nie dotykał siebie, bo to zaburzy całą historię.
Druga rzecz, to tutaj Agnieszka mówiła o dystrybutorach, którzy się wycofują. No tutaj na dwoje babka wróżyła tak naprawdę, bo Disney próbował. Już przeciągnął „Mulan” z kin do siebie na platformę streamingową, ale kazał abonentom dodatkowo zapłacić i to też jest takie pytanie, czy VOD jakie my znamy i lubimy, kochamy, posiadamy, nie zmieni się w coś, co zmusi większość odbiorców, którzy teraz płacą, dzielą się tymi kontami ze sobą, niestety do piractwa. Płacenie 30 dolarów za film, jeśli miałoby trafiać ich kilka, plus jeszcze płacenie za abonament będzie powodowało to, że ludzie będą bardzo selektywni albo zaczną po prostu kraść, co jest nieuniknione i mieliśmy to w latach 90. A niestety teraz to już nie są nagrywane filmy kamerą w kinie tylko ktoś ordynarnie po prostu robi ripa w jakości DVD i my na tym ogromnym telewizorze za 20 tysięcy oglądamy kradziony film w jakości HD. Niestety na „Mulan” to się bardzo odbiło. Ten film w samej Polsce zarobił tylko tam 200 tys. Dolarów, czy 32 tys. widzów go obejrzało, co jest mniej niż „Pętla” Patryka Vegi. No a nikt by się nie spodziewał, że film Disney’a może z nim przegrać.
Niestety ja się obawiam, że kino po prostu będzie tak długo trzymać swoje najlepsze filmy, że w tych serwisach VOD dostaniemy taki śmieciowy content. No teraz do kin u nas, a wcześniej na streaming trafia film „Wojna z dziadkiem”, taka komedia z Robertem de Niro i jak zacząłem robić research do tego filmu, okazało się, że on został nakręcony w 2017 roku i nikt nie chciał go kupić. A teraz w czasie pandemii producenci wyciągają z szuflad content, który im się nie sprzedawał i teraz sprzedają go za ciężkie pieniądze, ale my biedni widzowie dostajemy coś co jest po prostu słabe. A dostajemy to jako nowość. Nowa komedia z de Niro. Wszyscy podchodzimy tutaj zajarani „o jak fajnie”, a później wychodzimy zniesmaczeni i coraz więcej niestety takich produkcji do nas trafia, że to jest po prostu sztuczne zapychanie rynku, czekając na to, aż pandemia minie i znowu będziemy mogli wrócić do kina. Bo ja nie wierzę w to, że kina będą zamknięte. Nie wierzę w to, że wszyscy wybierzemy kanapy, ponieważ kino to nie jest tylko ten duży ekran, to jest całe celebrowanie, wychodzenie, spotykanie się ze znajomymi, a nie oszukujmy się, po tym pierwszym lockdownie, każdy z nas ma już dosyć kanapy i tego małego ekranu. Czy nawet, nie wiem 60-cio calowego telewizora w domu. My chcemy wychodzić i kino nam to umożliwiało, że możemy później dyskutować, a nie siedzieć tylko w domu na komunikatorach i rozmawiać „o jaki fajny był nowy film Aarona Sorkina”.
Kaja Klimek: No to faktycznie, duże zaangażowanie po twojej stronie w ten temat i to gdzieś rezonuje również ze mną, bo sama tęsknię za tymi spotkaniami festiwalowymi, chociażby, żeby właśnie obejrzeć z dużą grupą ludzi ten sam film i się skąpać w tej atmosferze, to jest niesamowicie istotne. Ale pojawiło się pytanie, które trochę się rymuje z tym, o czym ty teraz mówisz, bo mówisz o tej „Sukcesji”, o tym, że filmy i seriale nie mogą być realizowane bez owego dystansu, że to wpływa na to, jak historie są opowiadane, ale też się pojawiło pytanie od naszych widzów, co właśnie z wpływem tego, jak funkcjonują ekrany, czyli mamy mniejszy ekran czy tą sferę domową, na sam proces twórczy i produkcyjny? Czy wy czujecie, że to wpływa na kreatywność? W takim sensie wymyślania historii, które są w innej skali, bo tego dotyczy to właśnie pytanie, że samo medium zaczyna determinować przekaz, który się pojawia. Jak wy na to patrzycie?
Jestem fanem na przykład „Kierunek: Noc” – produkcji Tomka Bagińskiego, która nie podbiła świata, a nie jestem wielkim fanem ostatnich sezonów „Domu z papieru”. Od razu zaznaczę, że pierwsze nie były robione przez Netflixa i moim zdaniem dlatego są takim sukcesem, bo były po prostu dopracowane. (…) Niestety Netflix oprócz takiego „The Crown”, które jest dopracowane, ma bardzo dużo słabych produkcji, których oni nawet nie chcą później przedłużać po pierwszym sezonie, bo widzą, że to, co kupili, nie podoba się widzom.
Dawid Muszyński
Agnieszka Smoczyńska: Wiesz co, ja myślę, że tak było kiedyś, to było parę lat temu, ale teraz zauważ, że wszystkie, większość tych seriali coraz bardziej ambitnych, one są inscenizowane jak filmy. To, co ja mówiłam o tej inscenizacji, o długich totalach, o dużych scenach, sam plan, nie wiem, totalny, zupełnie inaczej odbierasz na ogromnej przestrzeni, a zupełnie inaczej na małym monitorze i kiedyś jak uważano, że tego nie trzeba używać, szkoda pieniędzy, szkoda czasu, a teraz to się już zmienia. Tak samo, jeśli chodzi o zaangażowanie ogromnej ilości statystów w sposób opowiadania o świecie. Ja raczej bym powiedziała, że właśnie pandemia zmienia inscenizację, dlatego, że to, co tutaj wspomniał Dawid o tych odległościach, to naprawdę jest. U nas w polskim kinie, wydaje mi się, że teraz na planach to się łamie i nie wszyscy tego przestrzegają, jeśli chodzi o ilość statystów, na przykład, w jednej przestrzeni. Ale niektórzy ludzie muszą po prostu przepisywać scenariusz pod tak zwane COVID. To są tak zwane obostrzenia covidowe i niestety, no to będzie miało ogromny wpływ [na branżę – przyp. red.]. Dlatego też te pewne historie albo ludzie odkładają do szuflady albo po prostu przepisują sceny, bo tak jest najprościej i myślę, że wpływ ma przez najbliższy rok pewnie, kiedy będzie jeszcze COVID, to będą miały wpływ raczej pandemia i wirus na sposób inscenizowania i opowiadania historii i też na przykład duży wpływ ma to, że teraz, jak się kręci seriale na świecie, to raczej trzyma się tych reżyserów czy twórców z tego danego kraju. Wcześniej to najchętniej się miksowało ekipy, żeby to było jak najbardziej różnorodne, to teraz ze względu na lockdowny i na rozprzestrzenianie się wirusa zamyka się w tak zwanych narodowych czy państwowych grupach.
Kaja Klimek: Mam też pytanie do ciebie Agnieszko, bo jest pytanie do Agnieszki bezpośrednio, które jest rozwinięciem tego, o czym teraz mówiłaś. Czy w ogóle tobie się zdarzyło nanosić na ten scenariusz, przy pracy nad serialem, to jest twoje doświadczenie bezpośrednie, jakieś konkretne poprawki? Inaczej, czy mogłaś inaczej budować sceny? Czy jednak ten wymiar produkcyjny bardzo mocno determinował twoją pracę, bo to jest coś, co by można było rozciągnąć w kontekście tego, co zaczęłaś mówić.
Agnieszka Smoczyńska: Ale mówimy o serialu?
Kaja Klimek: Tak, pytanie jest o pracę przy reżyserii serialu. Że okazuje się, że ten scenariusz jednak wymaga bezpośredniej zmiany tu i teraz. I czy to, że tak powiem, przechodziło?
Agnieszka Smoczyńska: Jeżeli scenariusz wymaga zmiany, tu i teraz, zawsze na planie jest producent serialu, wtedy on podejmuje decyzję, bo teraz zależy jeszcze o jakim mówimy serialu, ale reżyser – też zależy od tego, jaką ma pozycję i czy jest showrunnerem, czy nie jest, ale zawsze musi być zgoda producenta, nie reżyser absolutnie nie może. Ale najczęściej jest producent na planie po prostu albo jest nawet więcej producentów i oni wspólnie siedzą i pomagają twórcom czy reżyserowi, operatorowi do tego, żeby jak najszybciej zaadaptować się do obecnej sytuacji. Były takie (czy ja w ogóle miałam takie?), oczywiście, że były takie momenty, ale ja mogę coś zasugerować, zaproponować, ale nie i tak siedzi producent obok. Patrzy w monitor, królewskim gestem skina głową albo mówi, że coś jest niemożliwe.
Kaja Klimek: No tak, to faktycznie też pokazuje, jak ten system naczyń połączonych, jakim praca nad serialem jest, działa w praktycznym wymiarze, że to nie ty jesteś ostateczną instancją, tylko wszyscy pracujecie na rzecz tej historii, którą przed sobą [macie – przyp. red.].
Katarzyna Lewińska: Ważnym aspektem jest to, że jak pracujemy nad fabułą, na pewno w Polsce, to mówimy „Robię film Agnieszki Smoczyńskiej”, a jak robisz serial, to mówisz „robię serial Netflixa. Robię serial HBO, a reżyseruje Agnieszka Smoczyńska”.
Agnieszka Smoczyńska: I dokładnie tak jest i niektórzy chcą to zmieniać. Dlatego, że właśnie wtedy jest zupełnie inna odpowiedzialność, a to co właśnie Kasia powiedziała i tak samo najważniejsze są te albo Netflix, albo HBO. Jak mówię, że robię to albo robię dla tego, albo nawet nie mówisz z jakim producentem robisz, prawda? To też jest dlatego, że te dwie akurat platformy wypracowały pewien też język, ale jeżeli pytasz, czy czy ja mogłam coś? Myślę, że reżyser to wiesz, może zaproponować pewną lokację wewnątrz pewnej ramy i te i te ramy są, ja bardzo lubię coś i tak zawsze dodawać od siebie, jakoś tam panować, ale i czasami lubię, jak coś jest ogromnym ograniczeniem, ale co tutaj, to pamiętam taką jedną scenę, ale to akurat było przy fabule, kiedy też to było w scenariuszu, że trzeba było wejść do wody z kamerą i nagle na planie mówi mi kierownik planu, że nie mogę wejść z kamerą do wody, bo kamera nie jest w taki sposób zabezpieczona i musiałam dać ustną odpowiedzialność za kamerę. Jeżeli coś się stanie, to ja finansowo za to odpowiadam. To są takie momenty, kiedy masz na podjęcie tej decyzji 2 minuty, a ja zgodziłam się. Myślę, że przy serialu to bym się zastanowiła, czy z kamerą bym weszła do wody.
Kaja Klimek: Pojawiło się pytanie, bo mówicie, bardzo to jest interesujące też z waszej perspektywy, że mówicie serial Netflixa, serial HBO i pojawiło się pytanie, które jest skierowane do Dawida, ale myślę, że możemy je otworzyć też na wasze doświadczenia, w miarę możliwości, jeśli możecie o tym oczywiście powiedzieć, związane z pracą w ramach tych konglomeratów produkcyjnych. Pytanie brzmi: panie Dawidzie, co pan uważa o serialowej taktyce Netflixa – szybkiej, taśmowej, niemal i pełnej eksploatacji popularnych medialnie tematów? Panie Dawidzie, pan zacznie, a my spróbujemy to odnieść do pracy w ramach (…).
Dawid Muszyński: Znaczy osoby, które odwiedzają naEKRANIE.pl, wiedzą, że ja nie jestem wielkim fanem Netflixa od kilku lat, właśnie z powodu tego, że Netflix jest znany z tego, już nawet w Stanach Zjednoczonych, że bierze wszystko i produkuje taśmowo. Wydaje mi się, że tutaj, no to jest trochę taka gra na chybił-trafił. Niektóre rzeczy okażą się wielkim sukcesem, a niektóre zostaną niestety przemilczane pomimo tego, że są dużo lepsze niż te, które trafiły na świecznik. Jestem fanem na przykład „Kierunek: Noc” – produkcji Tomka Bagińskiego, która nie podbiła świata, a nie jestem wielkim fanem ostatnich sezonów „Domu z papieru”. Od razu zaznaczę, że pierwsze nie były robione przez Netflixa i moim zdaniem dlatego są takim sukcesem, bo były po prostu dopracowane. A Netflix trochę tak jak wcześniej TVN, produkuje rzeczy bardzo szybko, taśmowo. Sama „Chyłka” powstaje w 2 miesiące, co nie wiem, niektórzy artyści śmieją się z Patryka Vegi, jak można nakręcić film w niecały miesiąc, a „Chyłka”, czyli film ośmiogodzinny, powstaje w dwa. Więc jestem dużo większym fanem produkcji Amazona czy HBO, które swoim twórcom dają tyle czasu, ile chcą i mają przynieść im po prostu dopracowany produkt, z którego oni będą zadowoleni, nie dają im deadline’u, że do tego dnia musicie [oddać projekt – przyp. red.], bo my już ogłosiliśmy, tylko jak przyniesiecie, to my ogłosimy i będzie zrobione. „Ślepnąc od świateł” powstawało, ile? 3 lata? I wszyscy są zadowoleni z tego jak to wyszło. Niestety Netflix oprócz takiego „The Crown”, które jest dopracowane, ma bardzo dużo słabych produkcji, których oni nawet nie chcą później przedłużać po pierwszym sezonie, bo widzą, że to, co kupili, nie podoba się widzom.
Jeszcze, jeśli mogę coś dopowiedzieć do tego pierwszego pytania, to firmy próbują się dostosować do tego, jak oglądamy. Powstała nawet taka platforma streamingowa Kubi, który wypuszczała seriale w trybie ośmiominutowym z dopasowanym obrazem do smartfona. Okazało się, że jednak nie ma na to popytu, że ludzie nie chcą oglądać seriali tylko na smartfonach. To jest dla nas jakiś tam model przenośny, że jeśli musimy coś gdzieś dokończyć, to chętnie dokończymy, ale oglądamy jednak na monitorach czy na telewizorach, a nie na komórkach.
Kaja Klimek: Agnieszko, coś chciałaś dopowiedzieć?
Agnieszka Smoczyńska: Tak, że zupełnie inaczej, wydaje mi się, do developmentu i podchodzi na pewno HBO i Amazon, a zupełnie, znaczy z Netflixem nic nie rozwijałam, tylko też jakby to, że ile jest takich oryginalnych, bardzo dobrych seriali Netflixa, to jest na przykład „The End of the F***ing World”, prawda? Ten pierwszy sezon był jakimś takim zaskoczeniem, a naprawdę taki wielki hit to jest ciągle HBO. Pamiętam, że był taki moment, że wszyscy się rzucali na Netflix, a teraz jest jakiś, wydaje mi się powolny odwrót może przez to, że jest taki zalew ilości [niskiej jakości treści – przyp. red.].
Katarzyna Lewińska: Może za dużo się wydarzyło w tym Netflixie.
Agnieszka Smoczyńska: Tam jest też zupełnie inna polityka, a zobaczcie, że w ogóle nie rozmawiamy o TVP, o tych narodowych telewizjach. Ja nie mówię teraz w kontekście tego, co się u nas dzieje politycznie w naszym kraju, ale że jednak nie ma takiego serialu, chyba w Telewizji Polskiej, o którym byśmy dyskutowali w ciągu ostatnich lat. Nie wiem, może wy tutaj, dziennikarze macie inne [spojrzenie – przyp. red.].
Dawid Muszyński: Na pewno niedługo będziemy rozmawiali o serialu „Erynie”, który jest koprodukcją Telewizji Polskiej z Netflixem i to tutaj może być, ale to jest coś historycznego. Jedyny serial, który, patrzę po osobach, które czytają nasz serwis, który jakoś, ogródkowo powiem, zażarło to są „Ludzie i bogowie” zrobiony przez Bodo Koxa, ale to też dlatego, że tutaj widać zupełnie inne podejście niż to standardowe do produkcji wojennych, tak jak [w przypadku – przyp. red.] „Wojennych dziewczyn” czy „Czasu honoru”. Ale trzeba przyznać, że Telewizja Polska od kilku lat praktycznie w ogóle nie robi seriali, a jak robi, to robi je zdawkowo. Kiedyś mieliśmy genialnego „Glinę”, „Oficera”, „Sforę”³. A teraz, mam wrażenie, że Telewizja Polska idzie w rozrywkę i to dlatego.
Kaja Klimek: Słuchajcie, bo pojawiają się tutaj różne tytuły i pojawiło się co najmniej kilka pytań na temat tego, co wy właściwie oglądacie, bo oczywiście pierwsza wersja pytania, czy mieliście więcej czasu na oglądanie w trakcie lockdownu i w trakcie pandemii? Czy to był też taki czas, gdzie mogliście właśnie szukać inspiracji też w działach, które powstały. To jest jedna wersja. Druga wersja jest: czy jak oglądacie seriale, jeśli oglądacie, czy to są raczej maratony czy raczej pojedyncze odcinki, gdzieś tam, coś tam, zaczynane seriale, nieskończone seriale? Jakie seriale was zachwyciły pod względem tej owej kreatywności, o której rozmawialiśmy? Więc jak widzicie, to są co najmniej 3 pytania, które poruszają ten temat.
To bardzo interesujący komentarz. Ktoś ma wrażenie, że pytając co fajnego ostatnio widziałeś, w ostatnim czasie częściej pada [w odpowiedzi – przyp. red.] tytuł serialu niż filmu. To oczywiście wynika z mniejszej ilości produkcji. No ale w te ostatnie 15 minut naszego spotkania chciałabym porozmawiać o tym, co oglądacie i co uważacie, i też czego wam brakuje, i potem dodam jeszcze jeden wymiar, żeby już nie wszystkie pytania zadać naraz. Zacznijmy od Łukasza, bo dawno się nie odzywał, a też jestem ciekawa co w oglądanku u ciebie się znajduje.
Łukasz Targosz: Mam nadzieję, że zaskoczę dlatego, że ja jakoś podczas tej pandemii przekopałem się przez różnego typu filmy dokumentalne o, nie wiem, najbardziej kontrowersyjnych mordercach, porywaczach, oszustach i różnych innych typach spod ciemnej gwiazdy i przyznam się szczerze, że jakoś, chyba poza ostatnim sezonem „The Crown” i jakimś nadrobieniem „Mindhuntera”, to specjalnie bardziej czytałem książki, mniej oglądałem. Tym bardziej, że szczęśliwie miałem też trochę swojej pracy przy filmie. W związku z tym też zajmowałem się swoimi dzieciakami. Ale jeśli już oglądam, to chyba nie robię tego w maratonach, chociaż niekoniecznie, bo w sumie jak biegam na takim orbitreku, to w sumie trochę biegam, więc może to jest jakiś maraton i wtedy sobie zarzucam 1, 2, 3 odcinek, więc tak to wygląda. Natomiast zgadzam się z tym co tutaj padło, że jest dość duża ilość tytułów, które po prostu nie chwytają za serce i nie chcę teraz wskazywać, natomiast „Sukcesja” – zakochałem się w tym serialu. No i tak jak wspomnieliście, „The Crown” jest tak dopieszczonym i tak ciekawym serialem i taką próbą zajrzenia do niedostępnych zakamarków Pałacu Buckingham, że to mnie wkręca na maksa. A jeśli chodzi o film, to bardzo czekałem na „Tenet”. Nie wiem, czy tak bardzo czekałem, jak warto było czekać, ale byłem w kinie. No więc ja mam tak z moim oglądaniem.
Kaja Klimek: A dopytam cię jeszcze, jak oglądasz, to zwracasz uwagę na ścieżkę dźwiękową, na kompozycje, które w serialach wybrzmiewają? Czy to jest dla ciebie jakiś punkt odniesienia do tego, jak inni to robią? Nie mówię, że inspiracja, bo wiadomo, że ona dmie, kiedy chce, ale czy to w ogóle jest dla ciebie zagadnienie w kontekście serialu?
Łukasz Targosz: Nie podchodzę do obejrzenia nieznanego mi tytułu z założeniem, że będę wsłuchiwał się kto, co wymyślił i jak rozwiązał albo jakiej użył instrumentacji. Natomiast, to wydaje mi się, że od czasów, kiedy w ogóle jeszcze pracowałem jako muzyk sesyjny, to nasłuchiwałem różnego typu nagrań i rozwiązań, które po prostu mnie interesowały, więc oglądając serial czy film oczywiście od czasu do czasu pewne rzeczy mnie zastanawiają albo mnie porywają i zachwycają, albo wprost przeciwnie. Obraz jest tak cudownym tworem, że jak (jest) muzyka, która w nim nie leży, to on po prostu natychmiast daje o tym znać. Na pewno jest tak, że zwracam na to uwagę, natomiast to nie jest jakaś taka techniczna check list „jak to ktoś inny zrobił”.
Kaja Klimek: Bardzo dziękuję. Kasiu, zapytam ciebie jak oglądanie i jak też ten wymiar kostiumograficzny produkcji, z którymi miałaś w ostatnim czasie do czynienia jako widzka, bo to jest zawsze ciekawe, co tam ludzie oglądają w wolnych chwilach, kiedy nie robią seriali albo filmów.
Katarzyna Lewińska: Ja nie oglądam wielu seriali. Teraz już w ogóle nie mam czasu specjalnie, ale nawet podczas pandemii nie miałam takiej ogromnej potrzeby i też nie mam takiego zwyczaju tego maratonowego, nazwijmy to, oglądania. Nie umiem się aż tak wbić. Chyba raz w życiu tylko obejrzałam maratonowo film, to było kilka lat temu, pierwszy sezon „Luthera”, ale to pamiętam, bo jakoś tak mnie pochłonął ten pierwszy sezon i nie mogłam w ogóle wyjść z domu i tak obejrzałam na zasadzie właśnie maratonu. Natomiast ja mam taki ukochany serial, który oglądam na odstresowanie się, to jest „Star Trek Next Generation” i to jest po prostu moja medytacja. Bardzo często mam ukochane odcinki, ale to przez sentyment, to jest serial amerykański z lat 90., on jest też na Netflixie. Ale po prostu kocham wszystko, co tam się wydarzyło. Niekoniecznie dlatego, że są piękne kostiumy, nie wiem, jakoś po prostu uwielbiam ten serial, bo jestem „science fiction girl”, więc może to też z tego wynika.
Kaja Klimek: To dopytam cię, ty chyba żadnego science fiction, takiego per se, jeszcze nie miałaś okazji zrobić? Czy miałaś już takie doświadczenia?
Katarzyna Lewińska: To znaczy, ktoś się tak otarł o jakiś taki wymyślony świat, ale to bardziej taka dystopijna, powiedzmy rzeczywistość, stworzenia, także nie miałam. Ale Ridley Scott jeszcze żyje, więc…
Kaja Klimek: Zresztą, podobno świat słucha, więc trzeba głośno mówić, że chce się robić kostiumy do (…), zresztą za tobą plakat „Blade Runnera”.
Katarzyna Lewińska: Absolutnie ukochany film. Ja w ogóle mogłabym robić „Gwiezdne wojny” w każdym momencie. Ja naprawdę kocham science fiction, ale oczywiście wyszukane. Jest właśnie serial „Battlestar Galactica”. To był też amerykański serial.
Łukasz Targosz: Genialny.
Katarzyna Lewińska: I to też obejrzałam w maratonowym wydaniu.
Kaja Klimek: Jeszcze dorzucam „The Expanse” do puli. Fantastyczny serial science fiction.
Katarzyna Lewińska: Ale „The Expanse” mnie aż tak nie pochłonął. Natomiast „Battlestar Galactica” po prostu mnie zjadła. Jestem wielką fanką pierwszego sezonu „Stranger Things”. Uważam, że to, co oni tam wymyślili i zrobili, było po prostu genialne. Teraz zaczęłam oglądać, bardzo lubię „Mindhunter”, co tak jak Łukasz wspomniał, też uważam, że ten serial jest po prostu świetny. Ale teraz zaczęłam…
Dawid Muszyński: Ale to jest Fincher. (śmiech)
Katarzyna Lewińska: No tak, dokładnie, ale to jest też wielka kreacja, wielki scenariusz, według mnie. Teraz oglądam „Wychowana przez Wilki” Ridleya Scotta na HBO.
Agnieszka Smoczyńska: Nie weszło mi to w ogóle.
Katarzyna Lewińska: To jest ciekawe zjawisko, tak jak podoba mi się tematyka i sama historia, tak niestety nie jestem w stanie do końca przez to przebrnąć, ponieważ bardzo, ale to bardzo jestem niepogodzona z tym, co zrobili w scenografii i w kostiumach. Mi to tak przeszkadza, że jestem zirytowana tym i nie umiem się skupić bardzo często na postaciach, prawdopodobnie również dlatego, że ta historia nie jest na tyle pociągająca, właśnie ze względu na kostiumy. Ten Zakon mnie tak rozczarował.
Dawid Muszyński: To ja ci podrzucę od Ridleya Scotta, dlaczego te kostiumy tak wyglądają. Oryginalnie to ci ludzie, te androidy na przykład miały być nagie, tylko HBO się nie zgodziło, ponieważ ludzie nie skupialiby się wtedy na historii, tylko cały czas obserwowaliby nagich ludzi, więc…
Katarzyna Lewińska: Ale te androidy w ogóle mi nie przeszkadzają. Mi przeszkadza ten Zakon. Ja się zastanawiam, kto w ogóle wpadł na taki pomysł, ale to wiesz…
Dawid Muszyński: To mieli być templariusze.
Kaja Klimek: No tak, to jest w ogóle kosmiczna historia, ale padło przed chwilą pytanie, jakie seriale was irytują i z których nie jesteście zadowoleni? Więc Kasia już nam odpowiedziała. Ja dodam tylko, że czytałam nie dalej jak dzisiaj rano artykuł o tym, że ci, którzy w pandemii oglądają science fiction i horrory i straszne historie, lepiej sobie radzą z tym doświadczeniem, jakim jest koronawirus i wieczny lęk, bo gdzieś psychologicznie to zaczyna na nas wpływać. Ten ucieczkowy temat pod tytułem kosmos albo historie, które są jeszcze bardziej przerażające, właściwie robią nam dobrze i służą jako ciepły kocyk, więc zmierzacie tutaj w dobrym kierunku. Powiedz, Agnieszko jak u ciebie z oglądaniem? Coś widziałaś ostatnio? W ogóle masz na to czas?
Agnieszka Smoczyńska: Jak oglądam, to przyznam, że ja jestem takim typem widza, że jak coś mi się podoba, to siedzę do białego rana i zawsze jest tak, że mój mąż kładzie się spać o 2 w nocy, a ja siedzę do tej 5. Obejrzeliśmy razem „The Last Dance”, ten dokument o NBA i to jest świetny dokument. Potem dosyć długo o tym i myślałam, i rozmawiałam, jaki jest sposób funkcjonowania grupy i tego właśnie kim jest trener i w jaki sposób on stworzył [tę drużynę – przyp. red.]. To było dla mnie niesamowite i wtedy bardzo programowo powiedzieliśmy sobie, że nie oglądamy seriali w pandemię, dlatego, że nic innego byśmy nie robili. Powiem wam, że bardzo się z tego cieszę, dlatego, że właśnie tak jak powiedział Łukasz, zaczęłam czytać książki. Po prostu zaczęłam czytać książki też na tej zasadzie, że to jednak praca poszła gdzieś indziej i to dużo bardziej mnie zainspirowało, otworzyło i sposób budowania narracji znowu zupełnie inaczej. A jeśli chodzi o pracę, to teraz też ze względów właśnie zawodowych „Raised by Wolves”, ale nie przebrnęłam – obejrzałam tylko pierwszy odcinek. [Jeszcze – przyp. red.] „The Crown”, ale to ze względów takich czysto poznawczych, researchowych. To jest niesamowite, że teraz jak się mówi, to oczywiście jakieś tam fragmenty, to co muszę oglądać, to też niesamowite jest to, że teraz jak ludzie rozmawiają o referencjach na takim czysto zawodowym poziomie, to bardzo często dają seriale do obejrzenia, każą oglądać. Często mówimy o klasykach, ale bardzo te wszystkie platformy też [stawiają na klasykę – przyp. red.]. Dużo dokumentów też oglądałam, więc to tak [brzmi moja odpowiedź – przyp. red.].
Kaja Klimek: Super, dziękuję bardzo. Dawid, powiedz jak tam u ciebie.
Dawid Muszyński: Ja już oglądam rzeczy z listopada, czyli mam już obejrzane: nowy sezon „The Crown”, mam już „The Undoing” – świetny serial Davida E. Kelley’a z Nicole Kidman i Hugh Grantem oraz nawet pokażę [pokazuje książkę „Król” – przyp. red.].
Kaja Klimek: Nie możesz o tym nic mówić? Jest ban na mówienie o tym serialu?
Dawid Muszyński: Mogę mówić, że widziałem. Mam na to dyspensę. Zresztą wczoraj puściliśmy też nasz materiał z planu, więc to są te rzeczy, które ja teraz oglądam, bo to co było do obejrzenia, to niestety z zawodowej pilności obejrzałem wcześniej, więc jeśli mogę powiedzieć, na co moglibyście się szykować w listopadzie, to właśnie „Undoing”, „The Crown”, „Król”, który wchodzi oraz – i tutaj wszystkich zaskoczę – drugi „Borat” jest śmieszniejszy od pierwszego, więc też polecam, będzie na Amazonie.
Kaja Klimek: Będzie interesująca rozrywka.
Agnieszka Smoczyńska: Tylko jeszcze muszę wam powiedzieć, że ja z kolei obejrzałam „Twin Peaks” ten stary, pierwszy zaczęłam oglądać. To jest genialne. Oczywiście, ja nie byłam taką wielką fanką, bo wtedy, kiedy leciał „Twin Peaks”, to coś innego musiałam [oglądać – przyp. red.], jak miałam 12 lat, ale teraz zobaczyłam jaka to jest wielka odwaga, w jaki sposób to w ogóle zrobił Lynch. To jest niesamowite, a też nie wszystkie odcinki, mało odcinków on reżyserował, ale uważam, że to jest genialny serial.
Kaja Klimek: Te najbardziej odjechane i najbardziej szalone odcinki w pierwszym i 2 sezonie, to są te w reżyserii Lyncha. Tym bardziej ten 3 sezon wybrzmiewa jak dzwon, jak się okazuje, że on tam sprawuje właściwie kontrolę nad tą całą przygodą. Kocham bardzo i wszystkim też polecam i wszystkich zachęcam.
Musimy powoli się zbliżać do końca, więc mam do was jeszcze takie pytanie. Liczę na to, że Łukasz jeszcze do nas wróci, bo widzę czarny ekran w jego miejscu, więc zacznę Kasiu od ciebie, gdybyś miała, bo to będzie trochę przygotowanie do pytania, jakie usłyszycie później od Kamery Akcji, ja nie będę im podkradała, ale mam takie pytanie „A co by było gdyby?”. Gdybyś mogła tworzyć kostiumy do serialu, to do jakiego gatunku i cóż to by była za historia? Gdybyś miała tak w 2 zdaniach powiedzieć o jakim serialu by ci się marzyło jako kostiumografce?
Katarzyna Lewińska: Science fiction albo fantasy, bo to jest coś takiego, co jest przeze mnie najmniej zgłębione twórczo. Tematyka, myślę, że życie na Ziemi w jakiejś innej, lepszej wersji i też jakaś transcendentalna historia, czyli jakby podróż między wymiarami i zrozumienie tego tematu. Czyli wymiary kosmos i inne planety.
Kaja Klimek: Oglądałabym. Mam nawet historię, którą bym tutaj podrzuciła jako podstawę scenariusza: trylogia „MaddAddam” Margaret Atwood. Piękna opowieść o przyszłości, wiecznie zaludnionej tylko i wyłącznie przez ludzi, ale też przez inne stworzenia, w takim trochę postapokaliptycznym sensie. I tam by się dużo działo w kostiumach, więc może to.
Katarzyna Lewińska: Ja bardzo chętnie.
Kaja Klimek: Dziękuję. Agnieszko, powiedz jakby to wyglądało, jaki serial byś chciała i czy to pewnie byłby taki autorski, bo też coś mówiłaś, że pracujesz nad jakimś, ale o to pytać pewnie nie możemy, więc tylko takim właśnie science fiction wydaniu. Co by było, gdybyś mogła wybrać ten dla ciebie?
Agnieszka Smoczyńska: Bardzo lubię stwarzać świat. Im bardziej ten świat jest koherentny, ale też ja bym chciała bardzo science fiction, też science fiction, który niekoniecznie dotyczy przyszłości, ale też przeszłości.
Kaja Klimek: Ale pion kostiumograficzny i pion scenariuszowy już mogą podać sobie rękę między okienkami i w sumie brzmi to jak projekt, który mogłybyście robić razem.
Agnieszka Smoczyńska: Ja nie piszę scenariuszy, ale chciałabym.
Kaja Klimek: W sensie twórczy, to miałam na myśli.
Dawid Muszyński: To Agnieszka, ja znam kogoś, kto ma dobry polski scenariusz do takiego serialu, to możecie się tam dogadać. To ci później powiem.
Agnieszka Smoczyńska: O proszę.
Kaja Klimek: Czy kompozytor jest już na pokładzie tego projektu science fiction w wydaniu polskim z tą ekipą, która tutaj się zebrała w okienkach?
Łukasz Targosz: No byłoby na pewno fajnie i ciekawie, to na 100%. Wiecie co? No ja też lubię science fiction. Natomiast słyszałem pytanie, więc pozwólcie, że też odpowiem. Mi się marzy z kolei kino wojenne, ponieważ jestem fanatykiem historii tego okresu, ale takie z prawdziwego zdarzenia. Kino, tak jak to było w okopach i tak dalej i tak dalej. Oddałbym duszę, obie nerki, pół serca, obie półkule mózgu, uszy, wszystko co trzeba.
Kaja Klimek: Świat słucha i mam nadzieję, że nie będzie oczekiwał tego barteru, więc wiesz, ważne żeby powiedzieć, co by się chciało. Także życzę ci koniecznie, żebyś miał okazję przy takiej produkcji działać. Dawid, powiedz mi, my byśmy to raczej oglądali, to co by tutaj powstało.
Dawid Muszyński: Ja życzę moim kolegom z okienek powyżej, żeby zrealizowali te swoje projekty, żebym ja mógł je oglądać. I tego sobie i państwu życzę.
Kaja Klimek: Ja sobie i państwu życzę, żebyśmy się spotkali na Kamerze Akcji, żeby o nich porozmawiać, żebyśmy mogli oglądać na istniejących lub jeszcze nie istniejących platformach, albo może w ramach seriali kinowych, bo to przecież też jest jakiś koncept. No i właśnie, czyli co? Dajemy sobie ile czasu na to? Te 2 lata, nie? Bo to jest takie realne.
Dawid Muszyński: Mi HBO mówi, że minimum 3 lata [trwa – przyp. red.] developing danego projektu.
Agnieszka Smoczyńska: 5 lat dajmy sobie.
Kaja Klimek: Dobra no to 2025r. Kamera Akcja widzimy się w jakimś sensie. Zobaczymy jak. Telepatia będzie działała i porozmawiamy o waszych projektach. Tego wam właśnie życzę i bardzo wam dziękuję za to naprawdę wspaniałe spotkanie. W imieniu swoim i SerioPro, i Kamery Akcji życzę wam przede wszystkim bardzo dużo zdrowia, bo to jest teraz najważniejsze, wam i waszym rodzinom, bliskim i w ogóle otoczeniu, żeby właśnie ta dobra energia odpędzała koronawirusa jak najdalej gdzieś z dala, też od Tajlandii, bo nie chcemy, żeby to tam doleciało w żaden sposób. Życzę wam jeszcze raz miłego popołudnia i dziękuję bardzo i pewnie teraz wejdzie muzyczka, która nas pożegna. Albo nie, nie wiem jeszcze, ale machamy.
Red. Nina Bernat
Materiał zrealizowany w październiku 2020 przez Fundację FKA.
PRZYPISY:
1. Wyniki testów na obecność wirusa COVID-19.
2. Studio imienia Jerzego Wasowskiego (Studio S4/6) – zespół studyjny Polskiego Radia przeznaczony do nagrań muzyki rozrywkowej i realizacji muzyki filmowej.
3. Polskie seriale kryminalne emitowane we wczesnych latach 2000. przez Telewizję Polską.
°. Press junket (z ang.) przyjęcie dla dziennikarzy mające na celu zareklamować film.