„Gdybym nie była kostiumografką, zostałabym muzealnikiem” – kostiumografka Małgorzata Zacharska o swoim fachu


Karolina Czepkiewicz: Dzień dobry państwu. Witam państwa bardzo serdecznie podczas Festiwalu Kamera Akcja – 12. edycji, a dzisiaj widzimy się na przy okazji projektu Akcja Edukacja. Tak naprawdę w roli głównej wystąpi dzisiaj kostium, a naszym gościem będzie pani Małgorzata Zacharska – kostiumograf, absolwent polskiego liceum plastycznego, a także Akademii Sztuk Pięknych, laureatka nagród za najlepsze kostiumy między innymi Orłów za „Małą Moskwę”, „Wenecję” czy „Marię Skłodowską-Curie”. Oddaję głos naszej gościni i zachęcam państwa również do zadawania pytań, które będę pani Małgorzacie przedstawiała i czytała, także zapraszam serdecznie.


Małgorzata Zacharska: Dzień dobry, witam państwa. Zacznę może od początku, czyli od nomenklatury – często pytają mnie, czy ja jestem kostiumografem, czy kostiumologiem – no jestem kostiumograf, dlatego, że kostiumolog, to jest zazwyczaj osoba, która zajmuje się teoretyczną stroną zagadnienia. Ja zajmuję się stroną praktyczną, ponieważ kostiumy i stąd my nazywamy się kostiumografami. Dalej, mówiąc od początku – często też pytają mnie, jak to się dzieje, że dostaję propozycje pracy przy filmie? Jak to jest, że jestem wybierana do danego filmu? Zazwyczaj jest tak, że to reżyser decyduje o swoich najbliższych współpracownikach i to on proponuje mi tę pracę. Prawdopodobnie, bo kiedyś pracowaliśmy, albo jeśli nie, to widział jakiś film, który mu się podobał. Zresztą tak samo i tak taki sam sposób ja dobieram swoich współpracowników. Najczęściej jest tak, że zwracam się z ponowną propozycją do osób, z którymi już pracowałam i które się sprawdziły, z którymi nam się dobrze pracowało. Odbieraliśmy na tych samych falach. Jeśli takie osoby są zajęte bądź nie mają czasu, to wtedy zawsze jest taka droga, że dzwonię na przykład do koleżanek i pytam, czy znają kogoś, kogo mogą polecić. Taka sama jest droga prawdopodobnie przy zatrudnianiu mnie przy jakimś projekcie. Najczęściej to jest tak, że te nasze związki zawodowe się powtarzają, ponieważ jeśli raz nam się dobrze pracowało efektownie i efektywnie, no to potem te propozycje współpracy wracają.

Również jest tak, że jeżeli reżyser zaczyna film i nie ma kogoś, bądź ktoś z kimś bliskim pracował, nie może, no to na przykład mnie się też często zdarza, że jakiś reżyser, z którym ja pracowałam, przedstawił mi propozycję, której nie mogę przyjąć tam z powodów terminowych, to na przykład mnie pyta, kogo mogę polecić? Produkcja, czy tam kierownik produkcji też poleca kogoś, potem się z reguły spotykamy, rozmawiamy czy po prostu pasujemy do siebie w jakiś sposób, czy dobrze rozmawia, czy rozmawiamy na tych samych falach. Kolejny etap jest taki, że zostaje scenariusz, z którym się zapoznaję i zazwyczaj pierwszy raz czytam scenariusz tak, jak książkę tak, jak każdy. Żeby się zapoznać z historią, potem czytam scenariusz kolejny raz. Tak już może bardziej ze zrozumieniem pod kątem mojej działki, czyli dokładnie zaznaczając sobie wszystkie momenty trudne, czy wiążące się z jakimiś wydarzeniami kostiumowymi, gdzie jest potrzebny dubel, bądź jest jakiś opisany kostium. Będzie na przykład opisane, że idzie kobieta w zwiewnej sukience lub jakiejkolwiek inny opis, coś, co mówi o kostiumie, jest zaznaczone. Bądź też sytuacji, gdzie od razu widzę, że coś się dzieje i będzie potrzebny dubel.

Potem, następuje tok produkcyjny filmu, który wygląda w ten sposób, że po zapoznaniu się ze scenariuszem, odbywamy rozmowy z reżyserem, operatorem, często scenografem też o ogólnej specyfice filmu – tym, jaki to ma być film, w jakiej estetyce, jakim charakterze, w jakiej kolorystyce. Ustalamy tak naprawdę koncepcję, koncepcję całości filmu i też tutaj jest różnie. Czasami jest tak, że reżyser już ma bardzo jasną koncepcję i wie, jakby chciał, aby to wyglądało. Czasami jest tak, że nie wie, że dopiero na podstawie rozmów i właśnie też takich konsultacji ustalamy, jak to ma wyglądać? Potem pojawia się obsada i to na przykład często jest tak w kostiumie, że jak ja czytam scenariusz, to czasami jest tak, że ja już tę postać widzę, a czasami kompletnie nie, nie wiem. I na przykład dla mnie bardzo ważne jest, kto gra rolę, ponieważ ta postać też jakoś inaczej mi się objawia, jak widzę kto gra. Potem, jak już mamy obsadę, no to są takie prace, że po prostu dzwonimy, dopytuje się o wymiary i też po kolejnych rozmowach z reżyserem ustalamy koncepcję każdej postaci. Jeszcze wrócę do mojego pionu, ponieważ ja nie pracuję sama, tak, jak film jest pracą zbiorową i jest reżyser, scenograf, kostiumograf, charakteryzator, tak również w moim pionie – jestem ja, ale mam z reguły drugiego kostiumografa. Kiedyś było tak, że drugi kostiumograf to był zazwyczaj przy projektach trudnych. Teraz wszystkie projekty są trudne, ponieważ największą bolączką jest to, że jest za mało czasu i wszystko trzeba zrobić na za chwilę, więc prawie zawsze jest drugi kostiumograf. Są asystenci i niestety coraz rzadziej, właściwie na wymarciu jest funkcja garderobianego, która jest niezwykle ważna, i której niezwykle brakuje. To jest szerszy temat, dlaczego teraz nie ma garderobianych, myślę dlatego, że nikt za bardzo nie chce tak pracować. To jest tak, jak z zawodami pomocniczymi, że nikt nie chce w tym pracować, ale naprawdę jest to szalenie ważna funkcja, szalenie potrzebna i bardzo nam jej zawsze brakuje. Wracając tutaj do toku produkcji – jak ja już mam zgromadzony swój pion, to zaczynamy. Zaczynam już po o omówieniu. Potem przechodzimy do bardziej szczegółowego omówienia. Zresztą, powstawanie kostiumu czy nawet powstawanie całej strony wizualnej filmu to jest proces, to nie jest tak, że nie wiem, że czyta się scenariusz i już wiem, że ten będzie tak, ten będzie tak. Czasami są takie flesze, że widzę, że ta na pewno powinna być ubrana na niebiesko, nie wiem właściwie dlaczego, bo tak, jak mnie często pytają: jak to się dzieje, że wymyślamy – ten powinien wyglądać tak, a ten inaczej? Wszystko to jest różnie, zależy, jaki to jest film, czy to jest film historyczny, czy współczesny. I tutaj znowu na etapie przygotowań w filmie historycznym wiadomo, że trzeba zrobić dokumentację, czyli sięgamy po różne źródła, stare zdjęcia, książki, stare żurnale, stare obrazy. Wszystko zależy od tego, jaki to jest etap historii, w jakie lata się cofamy. I pomimo tego, że na przykład lata 30., 40. robiliśmy wielokrotnie, to proszę mi wierzyć, że ja za każdym razem od nowa te zdjęcia oglądam, śledzę, szukam informacji. Teraz rzeczywiście jest to super ułatwione ze względu na internet i multimedia. Kiedyś było tak, że po prostu chodziłam po bibliotekach. Siedziałam tam, szukałam książek. Teraz naprawdę pod tym względem dostęp i możliwość pozyskania informacji jest, no proszę mi wierzyć, po prostu znakomity. Można ściągnąć książki z drugiego końca świata, które nam będą potrzebne. Bardzo dużo ludzi wrzuca stare zdjęcia do internetu, więc ja zawsze bardzo się inspiruję i lubię stare zdjęcia, jeśli mówimy o filmach historycznych. Oczywiście bardzo ważne jest zapoznanie się z epoką, z tym, jak ludzie żyli, jak ludzie funkcjonowali. No nawet z takimi rzeczami jak gdzie spali, jak wyglądały mieszkania, jak ludzie pracowali, ponieważ to wszystko składa się na to, że możemy sobie odtworzyć i wyobrazić, jak człowiek się ubierał, jak powinien wyglądać.

Jeśli chodzi o filmy współczesne, to jest tak, że ja bardzo obserwuję współczesność. Teraz na przykład jest tak, że jest dużo kodów ubraniowych. Taki film Jana Komasy „Hejter”, który robiłam, to rzeczywiście my się tam skupiliśmy, żeby te ubrania były kodami. Tak, ja bardzo obserwuję. Zresztą mam już chyba takie troszkę skrzywienie zawodowe: obserwuję nawet na ulicach ludzi, bo naprawdę czasami można podpatrzeć bardzo interesujące rzeczy, które potem wykorzystuje w swojej pracy w ubieraniu. Kostium to jest ubranie człowieka, to jest ubranie postaci i na przykład filmach współczesnych zawsze powtarzam, że kostium nie polega na tym, że jest ładny, elegancki i szykowny. Czasami dobrym kostiumem jest kostium, który jest brzydki, albo démodé. Jeśli mamy postać bezdomnego, to trudno mówić, żeby on miał coś eleganckiego, pasującego, zgodnego z trendami. Zresztą tak też jest z prawdziwymi postaciami. Nawet widzowie obserwują, często słyszę, że w serialach współczesnych to wszystko jest takie sztuczne i nieprawdziwe, no bo właśnie tego, że może jest zbyt ładne, a życie tak nie wygląda. Ludzie wyglądają bardzo różnie, także my w tej pracy, ja zwłaszcza bardzo dużo obserwuję. Inspiruję się jakimiś osobami. Często jest tak w filmie współczesnym, że sobie na przykład identyfikuje osoby z kimś, kogo znam. Na przykład, mogę powiedzieć w filmie „Hejter” postać grana przez Danutę Stenkę – zastanawiałam się, jak powinna wyglądać, to przyszła mi na myśl Anda Rottenberg, że to jest taki sposób ubierania się, że ona tak powinna wyglądać.


Karolina Czepkiewicz: Mamy pytanie od pana Michała à propos właśnie pracy nad kostiumem bohaterów: „Czy istnieją skatalogowane, typowe stroje dla epoki w formie wydawnictwa? Oczywiście mam na myśli szeroki przegląd w zależności od wieku, miejsca zamieszkania, statusu materialnego i tak dalej”.

Małgorzata Zacharska: Tak, takich książek jest bardzo wiele, oczywiście. Taką właściwie, no to mogę, bo wszyscy, którzy się zajmowali, czy uczyli kostiumografii, znaczy, ja studiowałam projektowanie ubioru, bo jeszcze wtedy taki kierunek jak kostiumografia nie istniała w Polsce. Taką sztandarową pozycją jest Maria Gutkowska–Rychlewska „Historia ubioru”, ale teraz oprócz tego naprawdę tych wydawnictw jest bardzo dużo i oczywiście, jak pan słusznie zauważył – ten ubiór historyczny był bardzo różny w zależności od miejsca – czy to jest Europa, czy to jest poza Europą? Także to były duże różnice. Oczywiście tutaj u nas najłatwiej są dostępne rzeczy dotyczące Polski, ale przez tę możliwość kontaktów przez Internet też możemy uzyskać dużo informacji dotyczących ubioru z innych krajów. 

Karolina Czepkiewicz: To ja może wtrącę się jeszcze z jednym pytaniem, bo zanim przejdziemy do dalszej części tej naszej rozmowy, ma pani bardzo duże doświadczenie w zawodzie. Chciałabym zapytać, jak wyglądała praca kostiumografki na początku pani kariery zawodowej, a jak wygląda teraz? Troszkę pani o tym powiedziała, ale chciałabym zapytać, czy istnieją jakieś takie różnice, które na pierwszy rzut oka pani mogłaby nam tutaj powiedzieć? 

Małgorzata Zacharska: Tak, istnieją. Niestety na niekorzyść. Podstawowym w tej chwili problemem dla mnie to jest już, niezależnie od pieniędzy… Znaczy, ja zaczynałam jeszcze bardzo odległej epoce, zaczynałam jako asystent kostiumografa, gdzie prawie nic nie było dostępne, gdzie w ogóle nie istniał problem pieniądza, tylko istniał problem: „skąd to wziąć?”. Teraz jest tak, że wszystko jest dostępne, tylko oczywiście jest problem finansowy. Uważam, że w tej chwili w polskiej kinematografii największym problemem jest czas. Ja zawsze powtarzam, że im się ma mniej czasu, tym trzeba mieć więcej pieniędzy. I jakoś tak się ostatnio zrobiło, bardzo się skrócił, zminimalizował tak zwany okres przygotowawczy w filmie, kiedyś to trwało 3 miesiące. Pamiętam pierwszą pracę, którą podjęłam, jako asystent kostiumografa. Był to serial telewizyjny, godzinny, chyba trzyodcinkowy i byłam zatrudniona przez rok przy tym serialu. No teraz jest tak, że godzinny serial to się będzie robiło pewnie, nie wiem, 10 dni zdjęciowych jeden odcinek i zajmie nam to 2 miesiące. Ja bardzo nad tym boleję, dlatego to nie jest tylko kwestia naszego komfortu i po prostu uważam, że takie skracanie okresów przygotowawczych – to się bierze z powodów finansowych, ale myślę, że nie tylko – tutaj myślę, że to jest problem do dyskusji z producentami. Coś niedobrego się dzieje, że pewne decyzje zapadają za późno, a potem jest „bo musimy zdążyć” – bo się pora roku zmienia, bo terminy aktorskie i tak dalej. A ja uważam, że ten okres przygotowawczy jest naprawdę kluczowy przy powstawaniu filmu, w powstaniu jakiegokolwiek dzieła. Jednak uważam, że film jest sztuką i naprawdę to, żeby mieć czas na przemyślenie, jest bardzo ważne i to naprawdę potem procentuje. Wszystkie filmy, z których ja na przykład jestem najbardziej zadowolona, i które potem odbierały nagrody, to były filmy, na które był czas i mieliśmy czas, żeby podyskutować, porozmawiać, zrobić jedne przymiarki, potem zrobić drugie przymiarki. Teraz największy problem jest taki, na przykład mogę powiedzieć, znaczy, nie mogę mówić, co to jest za produkcja, bo jestem zobligowana klauzulą poufności, ale dokładnie za tydzień w sobotę zaczynamy zdjęcia do nowego serialu i w tej chwili ja nie mam jeszcze połowy obsady na pierwszy dzień zdjęciowy. To jest bardzo trudne dla mnie. Kiedyś było tak, i tak powinno być, że przymiarka aktora odbywa się 2 albo 3 razy, dlatego, że pierwszy raz mierzymy coś, oczywiście ja mam jakąś koncepcję kostiumu przedyskutowaną z reżyserem i ją proponuję [w czasie przymiarek – przyp. red.], aktorzy często też mają swoje pomysły, często jest tak, że oni nawet w trakcie przymiarek następuje praca nad postacią – rozmawiamy, pewne rzeczy weryfikujemy, zmieniamy. To jest naprawdę bardzo ważny czas i bardzo pożyteczny i uważam, że to jest największa bolączka w tej chwili, że tego czasu jest strasznie mało i tam jest właściwie wszystko. Musimy robić na cito i w ostatniej chwili. Więc tak bym powiedziała – kiedyś te okresy przygotowawcze były jednak znacznie dłuższe i był czas, żeby, żeby spokojnie się zastanowić, poszukać czegoś, a teraz bardzo często to jest taki, niestety, wyścig z czasem.

Karolina Czepkiewicz: W tym wyścigu z czasem – jak pracuje pani nad kostiumem? Zaczyna pani od szczegółu czy od ogółu? Jak to wygląda, czy to zależy od projektu i od postaci?


To jest taka praca, że nie ma tak, że się przychodzi do domu i odłącza, tylko jednocześnie cały czas o tym myśli, o zakończeniu projektu. Chwila spokoju i wytchnienia to następuje, jak już skończymy zdjęcia – to jest zawsze najprzyjemniejszy moment w filmie.

Małgorzata Zacharska

Małgorzata Zacharska: Zaczyna się od projektu, no z reguły zaczyna się od ogółu, od takiej wizji. Najpierw zaczyna tak, jak mówiłam, rozmawiamy, jaka będzie kolorystyka filmu, jaka będzie atmosfera tego filmu. Zastanawiam się, jak te postacie powinny wyglądać. Na przykład z reguły jest tak, że ja na przymiarki – pracuję w ten sposób – że ja wolę mieć więcej rzeczy, dlatego, że różnica między kostiumem a na przykład scenografią polega na tym, że scenograf czy dekorator wnętrz, który ma wyobraźnię, znajdzie znakomity stolik i on wie, że w tym wnętrzu mu będzie pasował. Ja mogę znaleźć świetny kostium, ale na przykład na tej osobie on będzie wyglądać źle, mimo tego, że wydaje mi się, że wszystko pasuje, że rozmiarowo jest ok, to naprawdę to jest też bardzo ciekawe. Ciekawy aspekt tej pracy – jak ja widzę osoby, które przychodzą, aktorów i jak oni się zmieniają. Czasami jakiś drobiazg pod tytułem, że pulowerek jest pod szyję bądź w serek kompletnie zmienia postać. Więc z reguły jest tak, że ja mam dużo różnych propozycji.

Zresztą nawet może tutaj przełączę państwu, bo tutaj ja najwięcej materiałów przygotowałam z filmu „Żeby nie było śladów”, który teraz niedawno miał premierę. Tam akurat było fajnie, bo mogliśmy sobie pozwolić na przymiarki chyba dwukrotne i tych propozycji było sporo. Ja nawet sama lubię sobie po prostu przymierzyć i potem sfotografować i nawet na zdjęciach zobaczyć, jak to wszystko wygląda i co tak naprawdę się najlepiej sprawdza. Potem to poskładać ze sobą, jak te postaci ze sobą współgrają. Po tym oczywiście przychodzimy do detali typu biżuteria, buty, jakieś wykończenia, torebki. Oczywiście też jest tak, jak mówiłam, każdy film mimo tego, że są pewne podobne cykle pracy, jakie mamy, to każdy film jest naprawdę zupełnie czymś innym, i to jest w pewnym sensie też ekscytujące w tym zawodzie, że pomimo ogromnego doświadczenia każdy projekt jest naprawdę inny i do każdego trzeba podejść inaczej, myśleć inaczej, i mówię, czasami zdarza się tak, że ja coś czytam i ja wiem, że na przykład ta kobieta powinna mieć niebieską sukienkę. Nie wiem dlaczego, też często jest pytanie „no skąd to się bierze?” No nie wiem, naprawdę to jest tak, jak malarz maluje obraz, też nie wiem dlaczego, to jest gdzieś na poziomie intuicyjnym, myślę.

Ja tu może pokażę teraz próby, zdjęcia z prób kostiumów do filmu „Żeby nie było śladów”. Tu mamy Grzegorza Przemyka.


I na przykład tu sobie sprawdzamy różne, różne wersje.

Proszę bardzo, bo to jest, żeby pokazać państwu, ile tak naprawdę różnych propozycji my przymierzyliśmy, też może troszkę pokazuje…

…żeby pokazać wielkość tego, że jest ileś tam postaci…

…ale ile my tego musimy przymierzyć, zobaczyć, poszukać. I tu oczywiście mówimy tylko o aktorach, ale na przykład tak jak w tym filmie…

…ogromną taką sekwencją to byli statyści, tutaj mieliśmy film, gdzie były ogromne sceny z udziałem statystów, było 800, 400 osób.

Karolina Czepkiewicz: Właśnie i co w takiej sytuacji, kiedy wchodzi właśnie pani na plan i wie pani, że będzie tyle osób statystowało i ich też trzeba ubrać? Jak to wygląda?

Małgorzata Zacharska: To jest tak, że to ja już wiem wcześniej.

To są jeszcze, on ma doskonałą charakteryzację, to są wszystko próby jeszcze, to jest Adam Bobik, który grał Popiełuszkę. Tu mam prokurator, zaraz jeszcze zobaczę.

Znaczy, to jest ogromna logistyka. Film, jak „Żeby nie było śladów”, oprócz elementu twórczego to jest też ogromna logistyka pracy. Takie sceny jak na 800 osób to trzeba przewidzieć znacznie wcześniej. Po pierwsze, trzeba te kostiumy zorganizować, tutaj panią Aleksandrę Konieczną…

…w roli Bardonowej,…

…która tak naprawdę miała chyba 5 odsłon. Tu widzimy często, że robiąc próby kostiumów, jeszcze bez charakteryzacji też to inaczej wygląda. O, tu na przykład to jest takie złożenie,…

 …bo przy okazji powiem, nie wiem, czy państwo widzieli ten film, czy nie? Ale przy okazji tej postaci mówi się, że taka jest bardzo przerysowana. To jest autentyczna ta pani prokurator, na której się wzorowaliśmy, więc no, taka rzeczywiście była, tak to wygląda.
Tutaj składaliśmy, co by dobrze pasowało z togą, bo występowała na scenie sądu. Ale wracając, może w międzyczasie ja państwu puszczę referencje kostiumowe do filmu właśnie „Żeby nie było śladów”, czyli dokumentacja autentyczna z tamtych lat i tamtych wydarzeń. Tu tylko powiem na marginesie, jeszcze zanim opowiem o statystykach, że taką główną ideą w tym filmie było to, że to jest autentyczna historia, która się wydarzyła, więc oczywiście trzymaliśmy się tego, żeby te kostiumy były autentyczne z tamtych lat, ale też bardzo nam zależało, żeby one nie były groteskowe, żeby one były takie, że współcześnie młodzież na przykład jest w stanie się zidentyfikować z tymi bohaterami. Czyli to było takie największe zadanie, ale tu właśnie mamy scenę z pogrzebu.

My akurat robiliśmy sekwencje w kościele i manifestacji na ulicach. No i to jest tak, że najpierw trzeba te stroje zgromadzić. Tutaj, jak państwo widzicie, jest Popiełuszko, są diakoni, jest biskup, więc wszystkie te postaci były ubrane. Do tego filmu specjalnie szyliśmy dalmatyki, też były troszeczkę inne niż te współcześnie. Kostiumy trzeba było wcześniej zgromadzić, potem robiliśmy przymiarki – tu też było tak, że oczywiście, na przykład w filmach współczesnych to zawsze to się tak nazywa, że briefujemy statystów z prośbą, jak się mają ubrać, wysyłaliśmy bardzo szczegółowy brief, jak to ma wyglądać i parę osób i przynosiło takie rzeczy, że mogliśmy wykorzystać spódnicę, albo buty, albo jakieś rzeczy.

Było to tak, że prawie wszystkich przymierzaliśmy i to były przymiarki, które odbywały się przez kilka dni, bo średnio można przymierzyć około 100 osób dziennie. No i potem jest cała logistyka, ten pion jest rozbudowany. Wtedy do pomocy miałam jeszcze dodatkowe osoby, chyba było 8 osób do statystów tylko. O tutaj mam sceny pogrzebu, takie autentyczne, więc to pokażę państwu.


I potem zaczynamy bardzo wcześnie rano. Na przykład to, w tym pogrzebie było bardzo ciekawe, że normalnie jakbyśmy komuś powiedzieli, że robimy wielką scenę pogrzebu Grzegorza Przemyka, to wszyscy [ubraliby się – przyp. red.] na czarno. Otóż nie. Otóż dokładnie nie, więc staraliśmy się bardzo wzorować na tym, co było, bo też są to wydarzenia, które wiele osób jeszcze pamięta.


Tak też chcieliśmy odtworzyć dokładnie tamtą atmosferę. Więc jeśli chodzi o tych statystów, to zaczynaliśmy bardzo wcześnie. Oni przychodzą grupami, są ubierani, wszystko jest, zawsze są te kostiumy podpisywane, potem się rozbierają, więc jest to naprawdę ogromne, logistyczne przedsięwzięcie. Na planie też trzeba pilnować, żeby wszystko było tak, jak powinno być.


No bo wiadomo, każdemu jest wygodnie tu wyjąć koszulę, tu rozpiąć, ale żeby było tak, jak my chcemy.

Karolina Czepkiewicz: Ja przeczytam może w tym czasie, jeszcze się pojawiło pytanie od pana Michała: „Czy poza pracą w czasie wolnym, obserwuje pani ulicę pod kątem ubrań? Czy istnieje takie skrzywienie zawodowe?”

Małgorzata Zacharska: Tak, tak, no tak, jak powiedziałam, mam rzeczywiście, że nawet czasami zauważyłam, że zbyt nachalnie się może przyglądam osobom niektórym, bo po prostu dokładnie obserwuję i jakby zbieram takie dokumentacje w głowie, że tak powiem. No czasami nawet jest tak, że nam się zdarza kogoś sfotografować, bo jest coś interesującego w kostiumie. Na przykład jest takie śmieszne powiedzenie, gdy sami robimy przymiarki to „nie no, ale ona by się tak nie ubrała”. Ja mówię: słuchaj, no nie wyobrażam sobie, jak się ludzie ubierają takie słynne, że „no nie, adwokat by się tak nie ubrała”, no to dopiero czytam, że ktoś nie ubrałby się tak, a my właśnie wiemy, że nie masz pojęcia, jak ludzie by się ubrali. Także oczywiście, to jest ogromne źródło inspiracji, zwłaszcza przy filmach współczesnych. To się czerpie z takiej prawdy, bo my czasami zbyt w filmach chcemy, żeby to wszystko takie było ułożone i takie pasujące do siebie i estetyczne. No oczywiście film, akurat ja, czyli kostiumograf, czy scenograf, charakteryzator zajmujemy się stroną estetyczną filmu, więc oczywiście ważne jest, żeby to było spójne, ale czasami w kostiumie jest tak, że element niepokojący jest bardzo pożądany i powoduje coś, co jest dobre.

Z takich jeszcze ciekawostek mogę powiedzieć, że też oczywiście jak mamy przymiarki z aktorami, aktorzy mają swoje też swoje pomysły, koncepcje, bo czasami się spieramy, czasami się zgadzamy, czasami walczymy ze sobą. Ale najprzyjemniejsze dla mnie chwile były takie, jak pamiętam, kiedyś upierałam się przy jednym filmie, żeby aktor miał takie wysokie, ciężkie buty, to był film wojenny i akurat ja tej postaci sobie nie wyobrażałam inaczej. Aktor grał takiego folksdojcza i mówię, no to nie będzie pasowało inaczej. On nie chciał, bo te buty były niewygodne, ciężkie. Potem znaleźliśmy jakieś inne, które były za duże, a też ciężkie, no on walczył. W końcu się zgodził, założył te buty i potem największym komplementem było dla mnie, że powiedział mi potem, że tak naprawdę to stworzyło tę postać, właśnie te buty; to, że one były niewygodne, że one były za ciężkie, że on wtedy zaczął inaczej chodzić i to właściwie stworzyło mu tę postać. Także to są bardzo fajne momenty i są takie, które dają mi satysfakcję, że to, co robię, ma sens i ma też wpływ na kreowanie tych postaci. 

Tutaj jeszcze chciałam państwu pokazać tak, jak mówimy o tym, jak wygląda praca. Oprócz sfery, inspiracji wizualnej mamy całą taką bohaterkę, na przykład przy rzeczonym filmie „Żeby nie było śladów” to mamy coś takiego jak obsadę.

I tutaj obsada, to były 104 osoby. W filmie ktoś patrzy i mu się wydaje, że to jest naturalne. A to są 104 postacie nazwane, każda jest obsadzona jakimś konkretnym aktorem, który ma wzrost, wymiar. Każdego musimy przymierzyć, Część jest tylko takich, tak zwanych „jednodniowych”, które mają jeden kostium, czy jednosekwencyjnych. Wiele tych osób ma kostiumów kilka i to na przykład jest tak, jak tu jest obsada i mamy.

To jest takie coś, nad czym ja zawsze pracuję. Mamy tak zwany breakdown, czyli drabinki. To jest coś w rodzaju takiej ściągi ze scenariusza, czyli mamy powypisywane po kolei wszystkie sceny ze scenariusza tak w skrócie, gdzie ta scena się odbywa, co się w niej dzieje i jakie mają tutaj numerki, to są poszczególne właśnie postacie. Tu na przykład mamy: Jurek Popiel,…


…to jest postać numer jeden i tutaj tu gdzie mamy jedyneczkę to ta postać występuje. Tutaj akurat to, co stworzyłam w tej chwili, to jest drabinka postaci właśnie Jurka Popiela. I mam wyciągnięte tylko i wyłącznie sceny, w których Jurek Popiel występuje. Zazwyczaj sobie pracuję na tym w połączeniu z breakdownem ogólnym, czyli patrzę jeszcze, jak to się ma pod względem całości filmu. Taka ściąga z kolei pozwala mi na to, że najpierw sobie opracowuję [kalendarz – przyp. red.]. Tu jeszcze mamy dzień pierwszy, drugi, od prawej strony najpierw są numerki, tu jest, jak to jest duża scena, ile to jest strony i który mamy dzień akcji. Tak więc tyle ja już wiem, że to jest kolejny dzień i wtedy decydujemy, czy on się powinien przebrać, czy nie powinien się przebrać w zależności od tego, jaka to jest sytuacja. Wtedy na przykład ja widzę, jaka to jest skala i ile kostiumów potrzebuje dla danego aktora, dla danej postaci. Tak sobie myślimy ogólnie o charakterze postaci, a potem trzeba to przenieść na konkretne sceny, w których aktor gra. 

Z takich zabawnych historii pamiętam, kiedyś zaczynaliśmy jakiś film i ktoś chyba z producentów mówi, że fajnie by było, żeby ten typ był ubrany w takim włoskim stylu: lniana marynarka, mokasyny, no tylko, że cała akcja działa się zimą, więc właściwie nigdy nie pytam, no to musimy jakoś to przełożyć na porę roku i na sceny, które ma. Czasami jest tak, że sobie wyobrażamy, że on chodzi w skórzanej kurtce, ale sceny same wnętrzowe. Tak więc nie bardzo tę kurtkę mamy jak użyć, więc też to jest ważne, żeby opracować tę postać przez pryzmat scen, w których występuje o i tutaj tak jak teraz przelatuję.

To są poszczególne postaci, które mają mniejszą lub większą ilość scen. Także to na tym pracujemy. I to właśnie pokazuję, żeby państwo zobaczyli skalę tego, co jest do przygotowania.

Karolina Czepkiewicz: Czy podobnie pracuje się też, jeśli chodzi o bohaterów przy serialu? Czy też to wygląda, że trzeba opracować „drabinki”?

Małgorzata Zacharska: Tak, nawet to jest jeszcze trudniej, dlatego, że tych bohaterów jest jeszcze więcej. Tutaj były sto trzy postaci, natomiast taki serial historyczny, przy którym ostatnio pracowałam ostatnio, miał ich 270. Odcinków jest na przykład 13 i właściwie pracuje się równolegle na wszystkich odcinkach. Sceny są realizowane przede wszystkim niechronologicznie, tylko obiektowo, czyli jesteśmy w jakimś obiekcie, po prostu skaczemy po różnych scenach i to jest jeszcze bardziej trudne, naprawdę. Tu moi asystenci z reguły prowadzą Trello, prowadzą dokumentacje. No teraz też nam pomaga bardzo Trello, czyli nowe technologie, czyli jest coś takiego, że wrzucamy tam zdjęcia i na przykład wszyscy z pionu mają dostęp, więc dla mnie to jest super, bo mam kontrolę nad tym, co się dzieje na planie, nawet jeżeli na tym planie nie mogę być. I na przykład dzwonię, że „nie, słuchajcie, to trzeba poprawić”, ale kiedyś to było tak, że tu na przykład mam scenariusz, to jest to scenariusz do filmu „Hejter”, czy też pomimo Trello, pomimo współczesnej technologii zawsze jeszcze notuje się w scenariuszu, czy po poszczególnych scenach się notuje, kto, w co był ubrany, bo technologia wysiądzie, a my musimy wiedzieć, ponieważ nie realizujemy tych scen chronologicznie, jak na przykład za 2 tygodnie czy za miesiąc będziemy realizować kontynuację tej sceny, to, żebyśmy wiedzieli, jak aktor dokładnie był ubrany, także takie jeszcze notatki tutaj są. Przez to seriale są jeszcze bardziej trudne, a historyczne do wiadomo, trudno jest te kostiumy zdobyć, na przykład każdego statystę trzeba ubrać, bo przy serialach, czy filmach współczesnych to załóżmy statystów często można w jakiś tam sposób briefować i dużo osób może wystąpić w swoich strojach, przy historycznych już nie. 

Karolina Czepkiewicz: Mamy kolejne pytania, pan Michał: „Czy według pani strój oddaje w jakimś stopniu charakter człowieka? Nie mam na myśli spraw gustu czy mody. Jak nasza osobowość uzewnętrznia się w sposobie ubierania?”

Małgorzata Zacharska: Według mnie bardzo, zawsze jak przystępujemy, ja przystępuję do tworzenia, to ja najpierw zaczynam, myśląc: co to jest za osoba? Nie w takim kontekście, że jest nauczycielką na przykład, tylko dokładnie: co to jest za człowiek? Czym on się interesuje? Na przykład pierwszoplanowe postacie są bardziej opisane w scenariuszu, ale często mamy postać pod tytułem: „matka Jacka, czyli głównego bohatera”. Ja zawsze pierwsze pytanie, co zadaje reżyserowi, że musimy sobie tak naprawdę wymyślać historię tej osoby. Czyli na przykład kim ona była? Jaką szkołę skończyła? Co ona lubi? Czy to jest taka pani, która dzierga na drutach, czy właśnie podróżuje i to wpływa na jej charakter, na jej sposób ubierania się. Sama obserwacja właśnie ludzi. Bardzo często tak jest, że jak jesteśmy przygnębieni, to ubieramy się na ciemno, czy na przykład jesteśmy bardziej zachowawczy, czy osoby, które są bardziej otwarte, ubierają się bardziej kolorowo. I to niezależnie od zawodu, który wykonują. Tu jest kilka aspektów, czyli takie usytuowanie społeczno-materialne, ale charakterologiczne. Uważam, że strój bardzo, bardzo charakteryzuje postać. Też w taki sposób właśnie tak, jak mówiłam – nie tylko statusu, zawodu, ale charakteru.


Tak to jest, że trzeba się zresetować. Trzeba też tak naprawdę czerpać, czyli nie wiem, oglądać sztukę, oglądać inne filmy. Oglądać przyrodę, czytać książki, bo tak naprawdę to wszystko wydaje mi się, to składa się na nas, na to, co mamy, co mamy w głowie, jaką mamy wyobraźnię.

Małgorzata Zacharska

Karolina Czepkiewicz: Czyli okazuje się, że kostium to nie tylko to, co widzimy na zewnątrz, ale również wnętrze bohatera, więc ja widzę trochę pani [odgrywa – przyp. red.] rolę jako takiego obserwatora, psychologa też, bo nie jest łatwo poprzez sam ubiór i tę zewnętrzną stronę dostrzec charakter postaci. Więc gdzieś ta uważność musi tutaj zaistnieć i jest dosyć istotna w pani pracy.

Małgorzata Zacharska: No tak, no zwłaszcza w filmie, dlatego że mamy określony czas, żeby tego bohatera pokazać. Żeby go w jakiś sposób opisać, scharakteryzować i jednym z elementów tego jest właśnie też strój. I strój, i też często wnętrze, w którym mieszka. Ale zwłaszcza strój to jest coś takiego. To jest tak, jak kogoś poznajemy, że coś sobie o tej osobie myślimy. Potem w trakcie tego, jak kogoś poznajemy, dowiadujemy się o tej osobie czegoś więcej, a tutaj przez te półtorej godziny musimy w jakiś sposób te postaci scharakteryzować i pozwolić widzom je poznać i jednym z elementów jest właśnie kostium. 

Karolina Czepkiewicz: Czy zdarzyła się w pani karierze taka właśnie postać, która przeszła bardzo znaczącą zmianę, nad którą kostium miał duży wpływ i też jakby rozmowa pani z reżyserem i z aktorem [również miała wpływ – przyp. red.]? Czy to trzeba wypracować już na samym początku planowania kostiumu, czy zdarzyła się taka sytuacja, że na przykład w trakcie zdjęć się okazuje, że jednak postać musi przejść jakąś przemianę, która odzwierciedla się też w kostiumie? 

Małgorzata Zacharska: No zazwyczaj to jest już na samym początku z tego względu, że my nie realizujemy [zdjęć – przyp. red.] chronologicznie. Nieszczęśliwie się zdarza tak, czego nikt nie mówi – i my, i aktorzy – jako pierwsze realizujemy sceny z końca, więc tak naprawdę koncepcja całości postaci, kostiumu, ewoluowania tego kostiumu jest zazwyczaj na początku. Oczywiście to bardzo często jest tak, że postać się zmieni i znowu tym sposobem, żeby to pokazać, jest właśnie kostium, że postać przechodzi przemianę. Zresztą nawet w tej chwili przygotowujemy serial i też tak jest, że nasza postać przechodzi jakąś przemianę, właśnie zmienia się, ale to wszystko musi być już zaplanowane wcześniej. Natomiast to, co jeszcze się zmienia w trakcie zdjęć, to tak jak tu mówiłam, to nie jest tak, że mam jedną koncepcję, jest to narysowane, przygotowane i aktor to zakłada i idzie grać. To ewoluuje, bardzo często też jest tak, że ja bardzo lubię być na planie, nie zawsze mogę, zwłaszcza na początku, ponieważ tych przygotowań jest tyle, że w tej chwili nie jest możliwe, co by oczywiście mi się marzyło, żeby było tak, że rozpoczynam zdjęcia i mam przygotowane, przymierzone ubrane wszystkie postacie, ale to jest niemożliwe. Natomiast bardzo lubię być na planie przynajmniej na początku, bo naprawdę pewne rzeczy jak ja zobaczę – scenografię, aktora w tej scenografii, to przychodzą mi też pewne dobre myśli i jakieś korekty, na przykład widzę, że ktoś w ciepłych odcieniach się sprawdza, a w zimnych nie, że na przykład widzę, jak aktor się zachowuje i naprawdę to też jest ważne. Zresztą to tak jest, że zazwyczaj jestem na planie, jak aktor wchodzi w nowym kostiumie, jednak nie wszystko się uda zgromadzić na etapie przymiarek. Jeszcze jakieś, nie wiem, nowe buty, nowe dodatki i ja też muszę to zobaczyć w całości na planie. I też oczywiście zdarza, że już on jest na planie, a jeszcze biegnę do tego naszego autobusu, garderoby i coś tam donoszę, w ostatniej chwili zmieniłam, bo widzę, że to po prostu na planie wygląda inaczej, niż sobie to wyobrażałam, niż myślałam.

Karolina Czepkiewicz: A czy jest coś jeszcze, co panią inspiruje do pracy? Poza podglądaniem codzienności?

Małgorzata Zacharska: No wie pani, wszystko tak naprawdę. Inspiruje nas przyroda, sztuka, zresztą to jest coś takiego, że tu mówiłam o okresie przygotowawczym, że czasami, by po prostu mieć pomysły, trzeba się tak kompletnie zresetować. I ja po takich ciężkich produkcjach, gdzie na przykład jest jakieś zagadnienie, z którym sobie nie mogę poradzić, nie mam pomysłu, nie wiem, jak to rozwiązać, jak to powinno być. I się śmieje często, że wracam do domu, wyśpię się i mam olśnienie, wszystko wiem. Zastanawiam się, dlaczego ja nie zrobiłam tak? Tak to jest, że trzeba się zresetować. Trzeba też tak naprawdę czerpać, czyli nie wiem, oglądać sztukę, oglądać inne filmy. Oglądać przyrodę, czytać książki, bo tak naprawdę to wszystko wydaje mi się, to składa się na nas, na to, co mamy, co mamy w głowie, jaką mamy wyobraźnię.

Karolina Czepkiewicz: Dobrze, to ja teraz przeczytam pytanie od Agi: „Mnie zastanawia kwestia tego, co dzieje się z ubraniami po filmie? Są przechowywane do kolejnych produkcji?

Małgorzata Zacharska: No niestety, to jest kolejny bolący problem w polskiej kinematografii obecnie, ponieważ kiedyś jeszcze w tych zamierzchłych czasach było tak, że zazwyczaj producentami były instytucje w postaci Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi, która już nie istnieje i Wytwórni Filmów Dokumentalnych. I wszystkie kostiumy po filmie trafiały do magazynów tychże instytucji. Teraz jest tak, że producenci, prywatni producenci, oni mają prywatne magazyny, ale to jest taki temat, w którym właściwie nie wiadomo gdzie to przechowywać? Jak to przechowywać? W zależności od tego, jaka jest produkcja, na zlecenie, jakiego producenta głównego. Czasami to jest tak, że trzeba się z telewizją rozliczyć, czy tam z PISF-em i te kostiumy są przechowywane do momentu rozliczenia formalnego, a potem to jest tak, że niestety producenci zatrzymują je do kolejnych filmów, ale też w zależności od tego, jakie mają możliwości, nazwijmy to magazynowe. Ja bardzo często boleję, że po prostu coś, co to było szyte, co kosztowało mnie bardzo dużo wysiłku, zachodu, pracy, to po prostu gdzieś potem przepada, gdzieś zostaje wyrzucone, także tutaj rzeczywiście tego brakuje – takiego centralnego sposobu, centralnego magazynu, gdzie rzeczy się trafiają i można potem z nich czerpać. Naprawdę ja czasami się borykam z tym, że mam wrażenie, że w kółko robię to samo, przygotowuję jakieś takie rzeczy, które się często powtarzają i by się przydały. No ale niestety tak jest, Polska kinematografia jest ciągle jeszcze w takiej fazie transformacji i pion kostiumowy jeszcze wymaga dużo pracy. Mogę pokazać właśnie wspomniany film, „Żeby nie było śladów”,…

…akurat przygotowałam, to są wzory krzyży, bo na przykład postać Popiełuszki, który w filmie boleje, bo widać tylko właściwie na zbliżeniu, miał specjalnie szytą i haftowaną komżę tak, jak miał Popiełuszko. No i to też jest coś takiego, co potem gdzieś trafia, i ja nie wiem, gdzie to w tej chwili jest, a szkoda, bo być może kiedyś jeszcze pojawi się w filmie i to naprawdę było pieczołowicie zrobione tak, jak trzeba, zgodnie z dokumentacją. No, ale niestety nie wiem co się z tym dzieje. 

Karolina Czepkiewicz: Ja tutaj zachęcam jeszcze do zadawania pytań. Tu chciałam jeszcze do naszych widzów. 

Małgorzata Zacharska: Ja mogę jeszcze powiedzieć, bo tutaj tak ten temat, jak wygląda nasza praca? No to oczywiście jest tak, że w aspekcie logistycznym, że mamy garderobę specjalnie do filmu, tak jak zbieram pion do filmu, wynajmujemy garderoby, pomieszczenie, gdzie gromadzimy wszystkie rzeczy. Zabawne jest to, że tych rzeczy jest naprawdę czasami bardzo dużo, tak, jak w filmie, „Żeby nie było śladów”, gdzie tych statystów przez cały film było dwa tysiące i to przeróżnych. Była i publiczność w sądzie, turyści na Placu Zamkowym w wielkości prawie dwustu osób, żałobnicy na pogrzebie, czterysta czy osiemset osób, czy dziennikarze zagraniczni. Więc te kostiumy są różne, naprawdę mieliśmy dwa potężne pomieszczenia, chyba 150m². Tego jest naprawdę bardzo dużo. To jest taka garderoba stacjonarna i zabawne jest, jak czasami też przychodzi, mówi: „ojejku ja nie wiedziałem, że tu jest taki magazyn”, bo tu nie ma takiego magazynu, bo ten magazyn został stworzony właśnie na potrzeby filmu. My to wszystko – ja i moi współpracownicy – wyszukiwaliśmy, jest to specjalnie wybrane do tego filmu, bądź uszyte, zakupione, bo to są różne źródła, że tak powiem, też zawsze ktoś pyta, czy do filmu się szyje, czy kupuje. No wszystko – czyli szyje i kupuje, i poszukuje na aukcjach i licytacjach, przynosi z domu, naprawdę w zależności co jest potrzebne. Także są rzeczy szyte i są rzeczą kupowane w sieciówkach, jak i od projektantów, i oryginalne, i mniej, także jest naprawdę cały przekrój.

Oprócz garderoby stacjonarnej mamy jeszcze taką garderobę planową. To jest taki autobus, który jeździ z nami na planie, do którego pakujemy kostiumy aktorskie po to, by po prostu jak jesteśmy na planie, a garderoba jest na przykład w jednym miejscu, załóżmy w Wytwórni Filmów Dokumentalnych w Warszawie i na przykład statyści przychodzą tam się ubierać, po to jest potrzebny liczny pion. Bo kiedy do ubrania jest stu statystów, to ktoś musi tych statystów ubierać na Chełmskiej [siedziba WFDiF – przyp. red.], a jednocześnie na planie mamy na przykład piętnastu aktorów, których też ktoś musi ubierać, dopilnować. Kolejne osoby są na planie i pilnują, żeby to wszystko, w co teraz zostali ubrani, było tak jak trzeba przez cały czas. Więc pracujemy w tym autobusie, taki autobus- garderoba na planie, który przyjeżdża na plan. I tam z reguły rano aktor przyjeżdża i się ubiera, więc tak to wygląda tak logistycznie.

Karolina Czepkiewicz: A czy zdarzyły się może jakieś takie wpadki na planie? Jednak to, co pani mówi, wymaga bardzo dużej pracy logistycznej. To nie jest tylko proces twórczy i czy wydarzyło się właśnie coś takiego w trakcie pracy? Co mogłaby pani na przykład zdradzić?

Małgorzata Zacharska: Wpadki się zdarzają, tylko o wpadkach nie chcę mówić. Śmieszne, bo jest taki jeden film „Mała Moskwa”, gdzie no nie wiem, jak to możliwe, jest naprawdę ewidentny błąd taki kostiumowo-mundurowy. Nie trzeba być naprawdę specjalistą. Ja nie powiem, co to jest za błąd, ale nawet sprawdziłam to Andrzejowi Szenajchowi, który jest wybitnym fachowcem, jeśli chodzi o militaria, ale też nie powiedziałam mu gdzie, nikt do tej pory nie zauważył. To ludzie wytykają jakieś takie, że tak powiem drobne rzeczy, a w rzeczywistości jest ewidentny błąd, czego nikt nie zauważył do tej pory. Więc ja milczę już.

Karolina Czepkiewicz: Tak to teraz myślę, że widzowie „Małą Moskwę” po naszym spotkaniu włączą. Kolejne pytanie – a jak sobie pani radzi ze stresem? Podejrzewam, że trzymanie pieczy nad tym wszystkim nie jest najspokojniejszym zadaniem.

Małgorzata Zacharska: No tak jest, nie radzę sobie ze stresem. Skutkiem jest na przykład przeziębienie. Z reguły każdy film kończę, chorobą dosyć intensywną. No tak naprawdę ja sobie staram się radzić ze stresem spokojem, bo uważam, że gdy wpadniemy w panikę, to wtedy wszystko jest jeszcze gorzej. Tak, jak się przekonuję o tym, że czasami się trzeba zresetować, tak właśnie w trudnych momentach staram się najpierw uspokoić i potem spokojnie się zadać sobie pytanie: „co i jak możemy zrobić, żeby tę sprawę rozwiązać?”. Tak powtarzam sobie, że to nie jest operacja na otwartym sercu. I mówię tak, jak wiele osób wytyka jakieś wpadki, które tak naprawdę nie są wpadkami, a wpadek, które się naprawdę zdarzają, nikt nie zauważa. Także oczywiście często jest tak, że ja widzę coś, co mnie bardzo drażni, ale potem nie wiem, ta scena jest wycięta, bo jest tak skonstruowana, że tego nie widać. Także ja przede wszystkim staram się zachować spokój i też uspokoić wszystkich moich współpracowników. Jeśli robimy wszystko, co możemy najlepiej, jak potrafimy, to nic więcej nie możemy zrobić. Ale najgorsze tak naprawdę jest to, najmniej przyjemne w tej pracy, taki wyścig z czasem, właśnie spięcie w tym czasie. Trochę jest tak, że tu nie ma miejsca na poprawę. Jeżeli coś pójdzie źle, to już zostanie, teraz jakoś mówi „namagnesowane”, a kiedyś sfilmowane na taśmie światłoczułej. No i tyle, już to zostaje na zawsze, dlatego to jest taki wysiłek i taki power, że gdy rzeczywiście zaczynam pracę nad filmem, to ta głowa nie przestaje o tym myśleć. To jest taka praca, że nie ma tak, że się przychodzi do domu i odłącza, tylko jednocześnie cały czas o tym myśli, o zakończeniu projektu. Chwila spokoju i wytchnienia to następuje, jak już skończymy zdjęcia – to jest zawsze najprzyjemniejszy moment w filmie.
A jeszcze tylko powiem taką jedną rzecz, jest wiele osób, które chciałyby pracować w tej branży, tak mnie pyta, jak to zrobić – ja zachęcam do praktyk. Ponieważ uważam, że to jest specyficzna branża, specyficzna praca i w żadnej szkole się nie da tego nauczyć. Naprawdę najlepszą nauką jest bycie na planie i zachęcam. Zresztą uważam, że każdy powinien tę pracę rozpocząć od praktyk. Na przykład, po pierwsze po to, że my się przekonamy, czy to jest osoba, która się do tego nadaje. Ale również ta osoba zobaczy, na czym to polega i czy to rzeczywiście jest to, co chce robić, to, co sobie wyobraża. Tak więc ja, jak zaczynałam, to odbierałam po każdym roku studiów miesięczną praktykę, więc wydaje mi się, że to jest bardzo dobra droga i naprawdę często jest tak, że jak ktoś jest na planie i się sprawdza, to potem właśnie mają kolejne propozycje, kolejne zlecenia. Bo tutaj w tej pracy dobre wieści się roznoszą, że tak powiem drogą pantoflową, złe też i najlepszym sposobem, żeby uzyskać kolejne zlecenie, jest wykonanie dobrze tego, co się teraz robi.


Dodam też ze swoich prywatnych rzeczy, ciężko mi zrobić porządek w szafie, bo wszystko przyda się do filmu.

Małgorzata Zacharska

Karolina Czepkiewicz: Jest kolejne pytanie od Martyny: „Nad iloma produkcjami rocznie pani pracuje?”.

Małgorzata Zacharska: No to jest bardzo różnie. To jest, no kilka. Bo jest to bardzo trudne – robienie dwóch naraz, trzech to już jest niemożliwe. To jest często tak, że właściwie kończę już rozliczanie jakiejś pracy. Znaczy, bierze się to z tego, że często te projekty się przesuwają. Najbardziej komfortowo się pracuje nad jednym projektem, ale no, ale właściwie to się nie udaje od jakiegoś czasu. Bo na przykład z reguły właśnie ten projekt spadnie albo, na przykład już jestem umówiona na jakiś projekt mniejszy i dostaje propozycje większego, dużo ciekawszego, więc już nie mogę odmówić i wtedy na przykład często robimy coś na zakładkę, a to jest bardzo trudne, naprawdę. A to jest tak, że w zależności od tego, niestety to jest też taka praca, że czasami tych projektów jest bardzo dużo, a czasami znacznie mniej. No to jest wolny zawód – ze wszystkimi przywilejami i wadami tego. 

Karolina Czepkiewicz: Czy ma pani takich bohaterów, do których kostium pani przygotowywała, z którymi nie mogła się pani rozstać? W sensie już po zakończeniu produkcji gdzieś tam cały czas w myślach, czy w sercu został? Czy jakieś ulubione postaci, które zapadły w pamięć?

Małgorzata Zacharska: Postacie nie, ale mam ulubione kostiumy, z którymi się nie mogę rozstać. I nawet mam jakieś swoje zbiory, takie domowe i takie, że po prostu kupuję dlatego, że to jest tak, że potem, jak potrzeba, to jest bardzo ciężko znaleźć to, co się potrzebuje, a zwłaszcza jakieś starocie. Mam już taką potężną kolekcję rzeczywiście bardzo ciekawych rzeczy i nawet czasami sobie myślę, że jak oglądam jakieś filmy, to mam wrażenie, że ciągle tych samych kostiumów używam. Są takie, które rzeczywiście bardzo lubię, jakoś tak się sprawdzają i one w innym skomponowaniu, stylizacji całości wyglądają zupełnie inaczej. I nawet często nikt oprócz mnie nie rozpoznaje, że to jest ten sam kostium. Ale tak, są takie rzeczy, które po prostu, nie wiem, może to jest też jak ulubionymi ubraniami, że są takie rzeczy, które się zawsze się sprawdzają i zawsze wyglądam świetnie. Mam takie na przykład cztery garnitury, które od lat 20. tak mniej więcej do 50. zawsze wyglądają dobrze i o dziwo pasują na różne sylwetki. I tak jest też z damskimi rzeczami, bo kolekcjonuję biżuterię starą, także to jest też taka kolejna choroba zawodowa. Dodam też ze swoich prywatnych rzeczy, ciężko mi zrobić porządek w szafie, bo wszystko przyda się do filmu. Mam w domu jedną, niedużą szafę rzeczy, których używam, w które się ubieram, a dwie są takie, które, no może kiedyś założę, ale głównie są potrzebne do filmu. Kiedyś był taki zabawny rysunek, jak wygląda szafa kobiety, że nie wiem; schudne, nie schudne, ale było drogie, no to ja oprócz tego mam kategorię: do filmu.

Karolina Czepkiewicz: A do jakich filmów najbardziej lubi Pani robić kostiumy? Czy to są właśnie filmy dziejące się w zamierzchłych czasach, czy współcześnie?

Małgorzata Zacharska: Tak, ja wolę historyczne. Tylko że ja jestem takim troszkę muzealnikiem z umiłowania, gdybym nie była kostiumografem, to chyba bym pracowała w muzeum, dlatego, że ja bardzo doceniam i uwielbiam kunszt tych starych rzeczy. Bo to jest tak, no naprawdę to jest zawsze tutaj pytanie: „to nie można tego uszyć?” No nie można. No właśnie o to chodzi, że nie można. Ja zawsze powtarzam, że to jest tak, jak z oryginalnym jakimś meblem antycznym. No ludwikowski fotel, czy tam stolik można zrobić, ale on nigdy nie będzie taki sam. Tak samo jest z rzeczami, naprawdę stare tkaniny, stare kroje to naprawdę często są arcydzieła. Kiedyś rzeczy były znacznie droższe, ale też nie bez powodu – dlatego, że i tkaniny, i sposób ich wykonania był no bardzo praco- i czasochłonny i przez to te rzeczy były drogie – już nie mówię o takich bardzo odległych, bo za renesansowy strój to można było kupić wioskę. Ale nawet z lat 20., 30. to są bardzo kosztowne rzeczy i dla mnie to są takie, jakbym oglądała dzieła sztuki, antyki. Więc bardzo dobrze się czuję przy tym, lubię. 

A ze współczesnych to ja rzeczywiście wolę coś takiego, coś się jakoś małomiasteczkowo dzieje. Znaczy, ja powiem tak, współczesna moda i trendy – ja mam do tego dystans, bo jednak uważam, że to jest wszystko marketingowe, że to głównie polega na sprzedaży czegoś, na przykład jak ja współcześnie nie uznaję tego, że ktoś do czegoś nie pasuje, bo wszystko wszystkim pasuje. To tak jakbyśmy malarzowi powiedzieli, że żółty do fioletowego pasuje. No nie ma czegoś takiego, zależy jaki efekt chcemy uzyskać. I na przykład bardzo lubię takie osoby współczesne, które są odważne w stroju, które się nie boją połączeń, odważnych zestawień wzorów, faktur, bo to jest najciekawsze, uważam, że to jest bardzo kreatywne. I też zachęcam współcześnie wszystkich ludzi, że strojem się można bardzo bawić. Może mój strój o tym nie świadczy, ale tu tylko i wyłącznie z tego powodu, że głównie jestem w pracy, więc ten strój jest po prostu praktyczny do pracy.

Karolina Czepkiewicz: A ja może tak właśnie zachęcam jeszcze, bo ostatnie minuty nam zostały, więc jeżeli ktoś może zadać pytania, to ostatnie sekundy, że tak powiem. A pytanie moje jeszcze ostatnie, to będzie właśnie o pani kostium, znaczy pani ubiór, to już pani powiedziała, to, że teraz czarny chyba, tak. Nie wiem, czy sweter, czy bluzka. Czy pani na co dzień zwraca uwagę, co na siebie wkłada, czy musi to być strój wygodny po prostu? 

Małgorzata Zacharska: To znaczy, oczywiście dla mnie przede wszystkim ważne, żeby było wygodnie. Dlatego, że jak jest plan, no to spędzam w pracy kilkanaście godzin, wyjeżdżam o 5:00 rano, to przede wszystkim my to troszeczkę się śmiejemy, że tak, jak żołnierz na wojnie mamy jedną kurtkę, drugą nie wiem, softshell ciepłą, cienką kurtkę pod spodem, grubą na wierzchu, żeby można było zdjąć, bo potem się robi ciepło. Potem jednocześnie, żeby było ciepło w autobusie, ale jak wychodzę, wygodne buty, bo jak się cały dzień mi chodzi, to żeby one były wygodne. Ale, ktoś kiedyś powiedział, i to jest prawda, jak się tak przyglądam ekipie, to my mamy dosyć taki właśnie charakterystyczny styl ubierania się, wynikający właśnie z tych praktycznych aspektów tego, że się jest na planie. Często lubimy sobie coś, nie wiem jakąś apaszkę zawiązać, dodać koloru czy nie dodać, więc chyba gdzieś taka potrzeba estetyczna, że tak powiem, się przebija przez te włókna czy praktyczności, ale oczywiście, no to jest podstawa. Naprawdę bardzo dużo mamy tych ruchów w ciągu dnia i to jest, jak są zdjęcia, to naprawdę jest kilkanaście godzin, często więcej niż 12 i się wychodzi z domu bardzo rano, wraca późno, jest się na planie, potem w autobusie, potem jestem w garderobie, a potem gdzieś tam iść do sklepu, coś dokupić. Więc mówię, mój strój jest taki, że mogę coś zdjąć, wziąć, tutaj, żeby było wygodnie i ciepło, żebym miała kieszenie i mogła mieć telefon, więc takie najlepsze kamizelki z dużą ilością kieszeni. I tak to wygląda.

Karolina Czepkiewicz: Dziękuję bardzo za odpowiedź, nie mamy tutaj pytań publiczności, więc ja dziękuję pani Małgorzato za spotkanie i państwu za to, że zechcieli tutaj z nami być i uczestniczyć, także do zobaczenia. 

Małgorzata Zacharska: Dziękuję bardzo, do zobaczenia.

Redakcja: Klaudia Cieślak
Materiał zrealizowany w październiku 2021 przez Fundację FKA.


Newsletter
Polub nas
Partnerzy