Demon – polski horror romantyczny, wideoesej


Marta Chylińska: Rok 2022 został ogłoszony rokiem romantyzmu polskiego, ponieważ równo 200 lat temu został wydany debiutancki tomik Adama Mickiewicza pod tytułem „Ballady i romanse”, a właśnie od momentu debiutu Mickiewicza symbolicznie uznajemy początek polskiego romantyzmu.

Mateusz Żebrowski: Nie przypadkowo więc jesteśmy częścią projektu w ramach Fundacji Kamera Akcja Mickiewicz filmowy. Echa „Ballad i romansów” w polskim kinie, w którym właśnie ta polska kinematografia jest omawiana przez pryzmat polskiego romantyzmu.


Marta Chylińska: No właśnie, 200 lat minęło od początku polskiego romantyzmu, a nadal mam wrażenie, że ten romantyzm „płynie” takim gęstym strumieniem krwi w żyłach polskich artystów.

Mateusz Żebrowski: Powiedziałbym, że też płynie w żyłach polskich polonistów. Nie wiem, czy ty też tak miałaś, ale myśmy romantyzm prawie przez rok w liceum omawiali.

Marta Chylińska: Tak, najpierw była starożytność i dramaty greckie, nic, a później romantyzm. Niemniej ten projekt Mickiewicz filmowy jest doskonałą okazją, żeby wreszcie pomówić o filmie, o którym wielokrotnie myśleliśmy i wspominaliśmy, a nie było nam dane jeszcze go omówić na tym kanale, bo po prostu jeszcze nasz kanał nie istniał. Ale pamiętam jak dziś: październik 2015 roku, kiedy to wybraliśmy się na seans „Demona” Marcina Wrony i był to seans, który zrobił na nas ogromne wrażenie, a po czasie stwierdzamy, że to był jeden z najbardziej romantycznych w duchu, współczesnych filmów polskich.


Ponieważ właśnie „Demon” i „Córki dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej są tymi filmami, które zauważyły, że można czerpać z poetyki horroru, bawić się tym gatunkiem

Marta Chylińska

Mateusz Żebrowski: „Demon” fabularnie wpisuje się w polską tradycję opisywania w literaturze i w filmie wesel, bo niewątpliwie Marcin Wrona inspiruje się „Weselem” Wyspiańskiego, ale także polemizuje z Wojciechem Smarzowskim. Tutaj mamy sytuację, w której przyjeżdża Peter, Piotr, „Pyton” (wiele ma mian nasz główny bohater) z Londynu, żeby wziąć ślub z Żanetą. Młodzi zdecydowali się, żeby ten ślub miał miejsce w pobliżu starego domu dziadka Żanety i tam, niemal dosłownie trupy wypływają na powierzchnię, trupy, które dopominają się o pamięć. Warto zwrócić uwagę, że „Demon”, chociaż gdzieś poniekąd jest takim moim zdaniem zapomnianym i niedocenianym dziełem polskiej kinematografii, to kiedy w ramach naszego stowarzyszenia SŁOWO I FILM zrobiliśmy głosowanie na najlepsze, najważniejsze polskie filmy po 89’ roku, to o tym „Demonie” jednak nie zapomniano, ponieważ znalazł się na całkiem niezłej, 25. pozycji. Myślę, że gdyby ten film zrobił większy szum i gdyby wygrał jakieś znaczniejsze nagrody, to być może znalazłby się jeszcze wyżej, ponieważ wyraźnie jest to interesujący i polemiczny głos na temat polskiego romantyzmu i na temat w ogóle continuum polskiej kultury.

Marta Chylińska: Wydaje mi się, że problemem tego filmu jest fakt, że jego premiera została niejako przyćmiona przez tragiczną śmierć reżysera „Demona”, czyli Marcina Wrony, który popełnił samobójstwo w ostatni dzień Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2015 roku i niejako ten fakt, już nierozerwalnie jest połączony z tytułem tego filmu i dlatego trudniej mówi się o „Demonie”. Niemniej jest to szalenie ciekawy tytuł we współczesnym polskim kinie i trzeba o nim przypominać tym bardziej, że jeżeli już mamy opowiadać o tym filmie w kontekście polskiego romantyzmu, a przede wszystkim „Ballad i romansów”, to tak jak Adam Mickiewicz wyznaczał nowe trendy swoim debiutanckim tomikiem, tak samo Marcin Wrona i Agnieszka Smoczyńska w tym 2015 roku, też zauważyli pewne trendy globalne w filmie, które też zainicjowali w Polsce. Ponieważ właśnie „Demon” i „Córki dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej są tymi filmami, które zauważyły, że można czerpać z poetyki horroru, bawić się tym gatunkiem i łączyć go z innymi. Agnieszka Smoczyńska połączyła horror z musicalem, a za to Marcin Wrona połączył horror z komedią i groteską. Te dwa filmy udowodniły, że Polacy mają bardzo ciekawe i świeże spojrzenie na gatunek horroru i potrafią przez to opowiadać szalenie fascynujące historie. Dodatkowo Marcin Wrona wykorzystał tę gatunkowość, żeby stać się bardziej atrakcyjnym produktem dla widza, bo dzięki temu, że korzystamy z tej estetyki horroru, dzięki temu, że mamy w tym filmie dużo komedii i takiego poczucia humoru, to dzięki temu ten „produkt” staje się bardziej „zjadliwy”. Wrona wykorzystał to bardzo świadomie, żeby tę zjadliwość połączyć z tym, że jednak mamy dość gorzką pigułkę do przełknięcia w tym filmie, ponieważ Wrona ma ambicje, aby opowiedzieć coś ważnego o ostatnich dekadach w historii Polski. Tutaj padają słowa, że nie ma człowieka bez wspólnoty, a nie ma wspólnoty bez pamięci. No i właśnie Marcin Wrona w tym filmie chce przypomnieć tę prawdziwą historię, o której wolelibyśmy w dużej mierze zapomnieć.


Mateusz Żebrowski: Tutaj ciekawie jawi się to continuum wesel w polskim kinie, ponieważ Wrona w zasadzie zrobił w „Demonie” to, co później kontynuuje Smarzowski w swoim drugim „Weselu”. To znaczy, to jest zarówno u Wrony, jak i u Smarzowskiego: próba rozliczenia się z przeszłością i otwarcie ran, ponieważ uznaje się, że trzeba te rany otworzyć, żeby później naród mógł normalnie funkcjonować. „Demon” jednak stawia ostatecznie tezę, że my nie potrafimy otworzyć tej rany i nie potrafimy jej zabliźnić, więc lepiej jątrzącą się, raz jeszcze ją zamknąć. Jednocześnie, zastanawiam się, czy „Demonowi”, poniekąd nie ciąży jego gatunkowość, a przynajmniej ciążyła mu w tym 2015 roku. Ponieważ wtedy, w zasadzie w polskim kinie taki gatunek jak horror nie istniał, powiedziałbym, że Wrona ze Smoczyńską trochę otworzyli te wrota horroru w polskim kinie i od tego czasu już powstało naprawdę sporo propozycji, chociażby filmy Bartosza M. Kowalskiego czy filmy Jagody Szelc. Teraz, dosłownie w tym okresie wchodzi, chyba pierwszy polski film o zombie Xawerego Żuławskiego [„Apokawixa” – przyp. red.], a więc bardzo się rozbudowało to polskie kino grozy, ale w tym 2015 roku w zasadzie nie mogliśmy mówić o tego rodzaju filmach i jednak filmy gatunkowe, choć były pożądane w polskim filmie, to z drugiej strony uznawało się je za niejako gorsze. O tej traumie narodowej opowiadać przez pryzmat horroru? A z drugiej strony trochę przez pryzmat komedii? Czy to na pewno wypada? Wydaje mi się, że „Demon” został zlekceważony, jako film, z jednej strony ambitny i Wrona zawsze starał się wkładać te swoje ważne tematy czy to w ramy gatunkowości, czy w ramy takiej naprawdę potoczystej narracyjności, w stylu amerykańskim. Ale być może przystępność tego filmu sprawiła, że w tamtym momencie część odbiorców odbiła się, również od powagi tematu.

Marta Chylińska: Dlatego Marcina Wronę można nazwać właśnie prekursorem, ponieważ kilka lat później powstał „Parasite”, który zachwycił krytykę na całym świecie i okazało się, że można przez komedię, przez groteskę, przez thriller, przez horror opowiedzieć o bardzo ważnych przemianach w koreańskim społeczeństwie.

Mateusz Żebrowski: Zobacz, historia lubi się w tym przypadku powtarzać, bo kiedy Adam Mickiewicz wydawał „Ballady i romanse”, to spotkał się z krytyką ówczesnych oświeceniowych kręgów literackich: że miesza gatunki; że korzysta z poezji ludowej…

Marta Chylińska: …że używa języka potocznego, a przecież tak nie wolno; że za proste te rymy; że to wszystko takie „banalne”.

Mateusz Żebrowski: No i nieracjonalne, bo odwołuje się do zupełnie innych paradygmatów, niż powinno się odwoływać, czyli do właśnie logiki i nauki, a tutaj coś zupełnie innego nam Adam Mickiewicz zaproponował.


Marta Chylińska: Właśnie w „Demonie” mamy bardzo silnie zaakcentowany ten konflikt, między tym, co racjonalne i tym, co pozaracjonalnie i tutaj zostało to rozegrane szalenie zabawnie i przewrotnie, ponieważ mamy niejako dwie figury, które reprezentują nam te dwa obozy: obóz racjonalny i pozaracjonalny. Reprezentantami tych dwóch punktów widzenia jest lekarz i ksiądz i zgadnijcie, kto jest, po której stronie. Adam Woronowicz świetnie wciela się w postać lekarza, zresztą on tutaj przede wszystkim odpowiada za ten element komediowy tego filmu, w ogóle możliwe, że to jest jego najlepsza rola filmowa, a miał takich wiele. W rolę księdza wciela się Cezary Kosiński, on akurat rzadko ma szansę błyszczeć na ekranie.


Mateusz Żebrowski: Zazwyczaj ma takie role, właśnie niewielkie, tutaj też ta rola nie jest duża, chociaż bardzo znacząca.

Marta Chylińska: Szalenie znacząca! Ponieważ okazuje się, że ksiądz jest największym racjonalistą z całego otoczenia. W zasadzie wygląda na to, że on nie wierzy w nic, co się dzieje na ekranie, w nic co się dzieje przed jego oczami i jedyne, co go interesuje, to żeby wyjść z tego domu szaleńców i wreszcie sobie odpocząć na plebanii. Bo, co trzeba mu powiedzieć, z samego rana o świtaniu ma pogrzeb.

Mateusz Żebrowski: To jest ciekawa refleksja Marcina Wrony na temat tego, jaką rolę współcześnie pełnią duchowni. To już nie są przewodnicy, pomiędzy światem widzialnym a niewidzialnym, bo ksiądz raczej kulturowo odbierany, jako postać, która łączy ten świat widzialny i niewidzialny, to tutaj postać Cezarego Kosińskiego wygląda na takiego psychologa. Kiedy nasz główny bohater Peter pyta księdza: „czy istnieje taka możliwość, żeby zobaczyć umarłego?”, to na to pytanie, właśnie z tej sfery nadprzyrodzonej ksiądz odpowiada: „ale chodzi Ci o taką osobę bliską twojemu sercu? Że gdzieś tam Ci się w głowie przypomina? Tak?”. Więc on chce być raczej, takim psychologiem, kimś, kto wysłucha, ale nie widzi tego świata nieracjonalnego. Zresztą w rozmowie z lekarzem, za wszelką cenę próbuje znaleźć, to racjonalne wyjaśnienie, wyjaśnienie chorobowe.


Marta Chylińska: Tak, a z kolei lekarz, który wydawałoby się, że właśnie reprezentuje ten świat nauki, jako pierwszy wierzy, że pana młodego chyba opętał jakiś demon.

Mateusz Żebrowski: Chociaż początkowo lekarz deklaruje, że wierzy w racjonalną wizję rzeczywistości, ale tak samo deklaruje, że on już nie pije [podczas gdy okazuje się to nieprawdą – przyp. red]. Poprzez figurę lekarza zostają odwrócone role, które wyznaczył w romantyczności Adam Mickiewicz, czyli w takim manifeście romantyzmu, tam mieliśmy mędrca, który patrzył przez „szkiełko i oko”. No a tutaj lekarz jest właśnie tym, który ma to „czucie i wiarę”.

Marta Chylińska: Poza tym zauważ, że ostatecznie w „Demonie” niejako osoby, które chcą tylko wierzyć w to, co widzą, to są tchórze, to są ludzie, którzy właśnie nie chcą pamiętać pewnych, niewygodnych prawd. Ponieważ wszystkie osoby, które tutaj nie dają wiary w to, co się dzieje, czyli taką postacią jest, chociażby Andrzej Grabowski, który wciela się w postać ojca panny młodej. No i on bardzo często powtarza: „ja żadnych kości nie widziałem, ja nic o tym nie wiem, było, nie było. Pan młody ma po prostu padaczkę, nieważne, że mówi w obcych językach, których nie powinien w ogóle znać.”.

Mateusz Żebrowski: Czy ci, którzy nie widzą tej rzeczywistości poza racjonalnej, to tacy, którzy wybierają tak naprawdę łatwiejszą ścieżkę?

Marta Chylińska: Tak, wygodniejszą dla nich.

Mateusz Żebrowski: „Lepiej czegoś nie widzieć, nie dostrzegać, ponieważ to może nam przysporzyć różnorodnych problemów i wesele toczy się dalej. Pijemy wódeczkę, jest miło i sympatycznie, tańczymy”. Ale tak naprawdę, nic nie jest miłe i sympatyczne, skoro przy ogródku starego domu dziadka zostały znalezione kości, a więc gdzieś, kiedyś wydarzyła się jakaś tragedia, albo jest jakaś pamięć, dotycząca osoby, która dopomina się o to, żeby o sobie przypomnieć.

Te postacie, które określiłaś mianem tchórzy, one chcą to wszystko potraktować jak sen. Zresztą podsumowuje to fantastyczna scena, w której widzimy postać Andrzeja Grabowskiego, czyli właśnie być może tego podstawowego tchórza tego świata, który próbuje zahipnotyzować wszystkich gości weselnych i powiedzieć im, że to wszystko, co się tutaj wydarzyło, to był sen. Wręcz nawet wchodzą tutaj takie elementy popkulturowe, ponieważ postać Andrzeja Grabowskiego mówi do tych gości weselnych i również trochę do widza jak Kaszpirowski: „Adin, dwa, tri”. Te wszystkie słowa, paradoksalnie są jak zaklęcia, żeby te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce, zniknęły, a przede wszystkim, żeby zniknął pan młody, który jest tutaj podstawowym problemem, ponieważ w niego wcielił się dybuk.


Marta Chylińska: No właśnie, ponieważ jeżeli coś się nie wydarzyło, to znaczy, że nie ma konsekwencji tych wydarzeń i można udawać, że nadal życie toczy się tak, jak się toczyło.

Mateusz Żebrowski: No i gdzieś chyba ten film mówi, że my wszyscy, jako weselnicy daliśmy się zahipnotyzować, bo przecież finał tego filmu jest taki, że ten problem zostaje wrzucony, gdzieś na dno jeziora pokopalnianego czy po żwirowni i tematu nie ma.

Marta Chylińska: Kości zostały z powrotem zakopane.

Mateusz Żebrowski: A główna bohaterka, która gdzieś uwierzyła w to wszystko, przecież wyjeżdża i też stara się sytuować z dala od tego i już nic od siebie nie dorzuca. Już w żaden sposób nie próbuje nikogo przekonywać, że te wydarzenia poprzedniej nocy naprawdę miały miejsce.

Marta Chylińska: Ale jednocześnie jest takim cichym nośnikiem pamięci, ponieważ odpływa w kurtce głównego bohatera, zresztą też ścięła się, także niejako teraz ona chce być tym naszym głównym bohaterem, który, kiedy już odkrył jakąś prawdę, to nie był w stanie od niej uciec.

Mateusz Żebrowski: Jest być może takim nośnikiem pamięci do momentu, kiedy będziemy gotowi, żeby stanąć przed tą tragiczną prawdą.

Marta Chylińska: Ale właśnie, w samym filmie jest przywołana ta zapomniana historia, o której chce opowiadać Marcin Wrona, niemal tak samo, jak w „Świtezi” Adama Mickiewicza, kiedy to z jeziora jest wyłowiona panna, która zaczyna opowiadać średniowieczne dzieje tego miejsca. W samym filmie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy co prawda nie z jeziora, chociaż motyw jeziora tutaj też się pojawia, ale z ziemi zostają tu przypadkiem odkopane zapomniane i nieznane kości ludzkie i w ten sposób zostaje wywołany tytułowy demon, a inaczej dybuk, czyli duch żydówki-Hany, która niegdyś mieszkała w tym domu, o którym wiemy tylko tyle, że należał do dziadka naszej bohaterki, granej przez Agnieszkę Żulewską. Okazuje się, że ta historia domu jest znacznie bardziej skomplikowana, ponieważ ten dom nie został zbudowany przez dziadka Żanety, ale dziadek przejął ten dom po wcześniejszej rodzinie żydowskiej.

Mateusz Żebrowski: I tak naprawdę nie wiemy, jak ten dom przejął i Marcin Wrona tutaj decyduje się zostawić widza z bardzo wieloma znakami zapytania.

Marta Chylińska: I niejako ta zjawa Hany, tak jak w innej balladzie Adama Mickiewicza „Lilijach”, domaga się sprawiedliwości za dawne dzieje i chce dopełnić tego, co było jej obiecane za życia, a mianowicie: poślubienie polskiego chłopca.


Mateusz Żebrowski: Z drugiej strony można powiedzieć, że domaga się tego, żeby wreszcie ją pochowano. I tutaj z jednej strony, poniekąd, ale nie w pełni wychodzi poślubienie polskiego chłopca, ale ta chęć tego, żeby pewne rzeczy zostały zamknięte, już się nie udaje. To Katharsis, które jest obecne w „Balladach i romansach” i w ogóle w romantyzmie, tutaj się tak spełnia jedynie połowicznie.

Marta Chylińska: Tak, to jest tak naprawdę zupełnie inny typ ducha, niż ten znany w romantyzmie, bo, jednak kiedy pojawia się ta zjawa, która domaga się sprawiedliwości, chociażby w tych „Balladach i romansach” Adama Mickiewicza, to ona jest potężna, ona jest mściwa. Mąż chce się zemścić na swojej żonie i na swoich braciach, którzy zapomnieli o nim i chcieli żyć dalej życiem, nie mszcząc go. A tymczasem w „Demonie”, tak naprawdę ten duch nie chce niczyjej krzywdy, on sam w sobie jest wręcz zagubiony w tym świecie, w którym pojawił się na nowo, ale sama obecność tego ducha jest zagrażająca dla otoczenia, bo właśnie wyciąga stare brudy, o których nie chcemy pamiętać.

Mateusz Żebrowski: To, jaki jest duch Hany, jest swego rodzaju pęknięciem w horrorowej rzeczywistości tego filmu, ponieważ oczekiwalibyśmy od takiej zjawy intensywnego działania, mściwości i zemsty. Tutaj nic takiego nie ma miejsca, wręcz ten Piotr, w którego jest wcielona Hana, jest taki biedny: płacze, wzywa mamę i tatę, rozmawia z nim jej dawny kolega, czyli dzisiejszy emerytowany nauczyciel (tutaj w tej roli Włodzimierz Press, taka też wspaniała i symboliczna rola w tym filmie). Ta groza jest nieoczywista, ale rzeczywiście ta groza wynika przede wszystkim z tego, że ci współcześni Polacy, obecni na tym weselu boją się tego, co symbolizuje Hana.


Marta Chylińska: Tak naprawdę największą grozę całej sytuacji budują siły natury, ponieważ na początku mamy taki piękny przejazd przez to zaspane, całe we mgle miasteczko, co już nam buduje taką aurę tajemniczości i niepokoju: co dzieje się takiego w tej rzeczywistości, że jest to wszystko skrywane za tą mgłą? No właśnie możemy powiedzieć za tą mgłą niepamięci, a z drugiej strony my mamy tutaj wichurę, mamy tutaj deszcz ulewny. W pewnym momencie naszego głównego bohatera też pochłania bagno i nie jesteśmy w stanie powiedzieć czy to się wydarzyło naprawdę, czy to jednak była sfera wyobrażeń Piotra, ale z drugiej strony później mamy sygnały, że chyba jednak faktycznie utopił się w tym bagnie i to jest jedna z takich najbardziej przerażających scen w tym filmie, kiedy nasz bohater odkrywa, że jednak ma brud w uszach, co świadczy o tym, że gdzieś głęboko był zakopany w tej ziemi, a poza tym te brudne ręce, te wiecznie umazane w ziemi ręce, które można porównać do rąk, które są umazane krwią. Ta ziemia jest właśnie tym nośnikiem pamięci, nie pozwala o sobie zapomnieć to, co widział nasz bohater. Choć przez dłuższy czas stara się udawać, że nic się nie stało; próbuje zapomnieć o tym wydarzeniu; próbuje siebie przekonać, że może mu się to wszystko śniło, to nie, te brudne ręce cały czas mu przypominają, że to, co widział, musiało być prawdą.

Mateusz Żebrowski: No i kto mu mówi, żeby umył te ręce i żeby te ręce były czyste? Oczywiście postać Andrzeja Grabowskiego, która chce wszystko zamieść pod dywan.

Marta Chylińska: Więc niejako te siły natury mówią tutaj w imieniu zmarłych, tak jak miało to miejsce w romantyzmie: to właśnie często te elementy przyrody przypominały o zbrodni niegdyś dokonanej i tak jak na przykład właśnie w „Lilijach” te lilie, rosnące na grobie zmarłego były tym symbolem zbrodni. Wydaje się, że Marcin Wrona w swoim filmie też bardzo chętnie korzysta z tej dobrze znanej symboliki.

Mateusz Żebrowski: Taką wisienką na torcie, która też uzupełnia cały ten romantyczny obraz w „Demonie”, jest muzyka ludowa na weselu, ponieważ na weselu mamy zespół, który gra pieśni ludowe i one też stają się elementem tej całej rzeczywistości. Odwołanie to jest jak najbardziej oczywiste, ponieważ tak jak mówiliśmy, „Ballady i romanse” i w ogóle cały polski romantyzm korzystał z tej ludowości. Tutaj też Marcin Wrona pokazuje za pomocą tego dosyć prostego zabiegu, że znajdujemy się we właśnie takim romantycznym kręgu symbolicznym. 


Marta Chylińska: Z resztą na przestrzeni całej jego kariery ta polska obrzędowość bardzo go interesowała.

Mateusz Żebrowski: Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć „Demona”, to naszym zdaniem jest to jedno z tych dzieł polskiej kinematografii z ostatnich lat, które na pewno warto nadrobić, i które zachowuje idealny balans pomiędzy tym, co jest rozrywką, a tym, co jest taką treścią interesującą, ukrytą i naprawdę z „Demona” można dużo czerpać.

Marta Chylińska: Tak i trzeba zaznaczyć, że ten film jest szalenie bogaty w taką dyskursywność. My tutaj skupiliśmy się na tych elementach romantycznych w tym filmie, zresztą bardzo świadomie zaakcentowanych przez samego Marcina Wronę, ale z racji tematyki, ten film jest również silnie inspirowany „Dybukiem”, czyli sztuką, napisaną przez Szymona An-skiego, jeszcze dużo przed wojną oraz filmem, również przedwojennym pod tym samym tytułem, który jest uznany za najwybitniejsze dzieło filmowe w języku jidysz. A poza tym mnóstwo mamy w tym filmie odniesień do „Lśnienia” Stanleya Kubricka, a również nie brakuje cytatów ze wcześniej wspomnianego „Wesela” Wojciecha Smarzowskiego. Jednocześnie Wrona wplata w ten film fragmenty ze sztuki Doroty Masłowskiej, także ten film jest przebogaty w konteksty i naprawdę podejrzewam, że można o nim robić prace magisterskie. Ale to już jest zadanie dla innych osób, tymczasem my mamy nadzieję, że zrobiliśmy wam małego smaka na to, żeby sobie zobaczyć „Demona”, jeżeli jeszcze go nie widzieliście. A może nawet zajrzycie do „Ballad i romansów”, bo ja wiem, że szkoła, że cierpienie, że prace domowe, ale akurat to jest jedno z tych dzieł kultury, które broni się do dziś, a od nas póki co, to by było na tyle.

Red. Maria Koszewska
Materiał zrealizowany w październiku 2022 przez Fundację FKA i Drugi Seans


Bibliografia:

  1. Dybuk – w folklorze żydowskim: dusza zmarłego grzesznika, wcielająca się w osoby żyjące.
Newsletter
Polub nas
Partnerzy