„W tym zawodzie nie ma prostych reguł”. Nadia Lebik i Jarek Skotnicki o castingu
Malwina Czajka: Dzień dobry. Witam serdecznie na 13. edycji Festiwalu Kamera Akcja. Jest to teraz edycja online’owa i mamy przyjemność mieć okazję nadal cudownych i wspaniałych gości i ekspertów, którzy zdradzają nam kulisy branży filmowej, opowiadają o tym, jak ciekawa jest ich praca, ale także o tym, jak do ich pracy podejść, abyśmy mogli coraz więcej na te tematy się dowiadywać. Dzisiaj naszymi gośćmi jest Nadia Lebik, czyli członkini gildii reżyserów castingu. Reżyserka obsady z takich filmów jak „Planeta singli”, „Miasto 44”, „Kryptonim Polska” czy seriali takich jak „Klangor” czy „Minuta Ciszy”. Naszym gościem jest także Jarek Skotnicki: agent aktorski, PRowiec z agencji „RolePlay”. Na pewno będzie to ciekawa rozmowa z dwóch różnych perspektyw na temat tego, jak to wygląda za castingowymi drzwiami: poszukiwanie obsady, myślenie o tym pomyśle na historię właśnie w kontekście aktorów i aktorek. Jestem bardzo ciekawa waszej rozmowy. Ta rozmowa, proszę państwa, będzie bardzo nastawiona na to, że będą rozmówcy rozmawiać wspólnie. Ja zniknę za drzwiami i zostawię tę castingową część już naszym gościom, którzy będą opowiadać państwu wspólnie na temat tego, jak wygląda ich praca. Chciałabym ciebie Nadia poprosić o to, abyś zaczęła i opowiedziała o tym, jak wygląda po prostu twój dzień pracy.
Nadia Lebik: Witam serdecznie. Dziękuję bardzo Malwinie za wprowadzenie. Jak wygląda mój dzień pracy? To zależy czy ta praca jest już w studio, czy jest pracą, która jest przygotowaniem do tego, żeby się spotkać z aktorem. To są zupełnie dwie różne kwestie i inny zakres przygotowań. Ja więcej o tym, jak wygląda moja praca, z pewnością dzisiaj powiem, ale myślę, że to spotkanie jest o tyle wyjątkowe, że przepraszam, ale odrobinę zmienię bieg twojego wprowadzenia. To jest ciekawe, że spotykają się dwie osoby — ja i Jarek jako agent aktorski i połączenie tych perspektyw w kontekście pracy z castingiem jest szalenie interesujące. Więc ja bym może zadała to pytanie i odbiła trochę piłkę w stronę Jarka, jeśli pozwolisz Malwino i zadała mu pytanie: jak ty Jarku myślisz, jak wygląda dzień mojej pracy? Myślę, że to będzie ciekawe do tego, żebyśmy poszukali wspólnych mianowników, ale też poszukali tego, jak sobie możemy pomóc, jakoś usprawnić działania zawiązane z castingiem. Jak możemy tak naprawdę przygotować mocniej, jeszcze lepiej naszych aktorów. Naszych, bo Twoich jako tych, których ty reprezentujesz, swoich, jako tych, którzy stają się moimi bohaterami, takie spotkanie przeszli świetnie. Nie mówię, że z rezultatem od razu wygranym, ale po prostu przeszli świetnie to spotkanie, dla siebie, dla nas. Więc Jarku jak uważasz, czym jest moja praca, jak wygląda dzień mojej pracy?
Jarek Skotnicki: To, czego jestem pewien poza tym, że… dzień dobry, witam wszystkich i dziękuję za zaproszenie. Cieszę się, że jestem tutaj akurat z Nadią i będziemy mogli te kulisy z tego naszego wspólnego świata, ale też trochę osobnego przybliżyć. Wydaje mi się, że odpowiedź na pytanie o to, jak wygląda mój dzień, jest bardzo podobna do tej, której Nadia udzieliłaby na temat tego, jak wygląda jej dzień. Ja mogę powiedzieć, że jako osoba, która wcześniej funkcjonowała w świecie bardziej instytucjonalnym, korporacyjnym i stosunkowo od niedawna funkcjonuję jako jednoosobowa firma, chociaż jestem częścią agencji „RolePlay”, to powiem, że każdy dzień jest zupełnie inny. Wydaje mi się, że to w tej pracy najpiękniejsze.
Powiedzmy sobie szczerze, że proces powstawania filmu jest czymś, w czym my wszyscy pełnimy jakąś rolę. Jesteśmy częścią organizmu, żeby nie powiedzieć elementu układanki i każdy zarówno agent, jak i reżyser z zasady ma zgoła inne wyobrażenie o tym zawodzie. Powiedzmy sobie szczerze, że w Polsce nie ma szkoły, która by do niego przygotowywała. Mamy jakieś wyobrażenia i [one — przyp. red.] zderzone z rzeczywistością, przekładają się na to, jak wygląda nasz dzień. Wydaje mi się, że zarówno jedna, jak i druga strona jest w tym wszystkim po to, żeby stworzyć jak najbardziej komfortowe warunki dla aktora, który przychodzi na ten casting, na to spotkanie, na te zdjęcia próbne i tutaj naprawdę nie ma prostej odpowiedzi. Każda współpraca, połączenie telefoniczne, spotkanie na Zoomie, czy spotkanie w tak zwanym realu wygląda zupełnie inaczej. Myślę, że na pewno dzień reżysera obsady trwa dłużej niż 8 godzin, przepełniony jest emocjami aktorów, nas agentów, producentów, wszystkich osób, które mają mniejszą lub większą decyzyjność w tym procesie. Łatwiej jest mi chyba powiedzieć na dzień dobry o tym, co jest takiego wspólnego w tym dniu i moim, i Nadii czy innego reżysera obsady jak się domyślam, a mianowicie to, że my dużo ze sobą rozmawiamy. Ta rozmowa to jest jakaś relacja, w ramach której powstaje coś więcej niż tylko film i to tak słowem wstępu. Enigmatycznie dosyć odpowiedziałem, ale tak bym powiedział.
Nadia Lebik: Ująłeś istotę tego zagadnienia, czyli rzeczywiście my próbujemy wejść w relację. Nie zawsze ona może i musi wyglądać, tak że to jest bardzo przyjazna i koleżeńska relacja. Często właściwie ma wyłącznie warstwę taką profesjonalną, zawodową. Ponieważ zarówno ty, jak i ja w jakimś stopniu reprezentujemy albo zależymy, bo ja wolę używać tego typu [słowa — przyp. red.], od aktorów, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. To rzeczywiście jest tak, że tym naszym wspólnym mianownikiem jest to, żeby się porozumieć, znaleźć wspólny język na to, jak pracować z daną osobą, z danym aktorem, żeby to przyniosło skutek i rezultat założony dla obu stron. Myślę, że to rzeczywiście jest nasza wspólna płaszczyzna. To jest moje i twoje równocześnie, tylko że ja zawsze mówię o twojej pracy, ale też o pracy mojej. Nigdy nie mogłabym wykonywać Twojej pracy, naprawdę.
Jarek Skotnicki: Dlaczego?
Nadia Lebik: Myślę, że to jest odbicie do dalszej dyskusji. Nie wiem, czy to jest dobre słowo, ale jest dużo bezpieczniej dla mnie po prostu spotkać się z aktorem w bardzo konkretnym założeniu, które sprowadza się do poszukiwania bohatera. Nawet nie jest to założenie, które jest generalnie postrzegane przez aktorów, jakobym testowała czy sprawdzała ich umiejętności, bo to jest na samym końcu naprawdę w takim ciągu spotkań castingowych. Ja szukam bohatera, to jest jakieś założenie. I to jest dla mnie bardzo bezpieczne spotkanie. W tym sensie bezpieczne, że ono dotyczy przyjętych założeń, że ono jest też jakąś umową pomiędzy mną a aktorem. Oczekuję od aktora, żeby przede wszystkim był aktorem podczas tego spotkania, czyli żeby używał narzędzi, w które został wyposażony do tego, żeby być aktorem. Ja nie mam bezpośredniego kontaktu albo przynajmniej go nie muszę tak bardzo budować, jak Ty z aktorem. Bezpośredniego, mam na myśli również tego prywatnego, który dotyczy czegoś więcej niż tylko spotkania w ramach roli, jakiejś sytuacji castingowej, czyli czegoś więcej. Ja nie mam całego tego świata, zespołu wrażliwych bardzo ludzi, bo to mam na myśli, mówiąc o aktorach przede wszystkim. Nie mam tego nad sobą. To nie stanowi ostatecznie mojego problemu, tylko wyzwania dla mnie w danym dniu pracy. To jest twoje. Ja dbam o to, jak się czuje aktor i bardzo mi na tym zawsze zależy. To jest ważne dla mnie, ale myślę, że Ty przekraczasz tę granicę prywatną, oczywiście też w ramach jakichś założeń, rozsądku, ale myślę, że jesteś bliżej tych wszystkich emocji, które są poza przed. Po prostu jesteś tego bliżej.
Jarek Skotnicki: Śmieję się, przepraszam, bo tak cały czas, jak myślę o naszych pracach, to myślę o tym, jak bardzo są one nieprzewidywalne i chciałem tutaj powiedzieć, że zastanawialiśmy się tylko, gdzie kręcić, jak kręcić i tak dalej. Uznałem, że warunki, w których się znajduję, są raczej bezpieczne, tymczasem słyszę wiertarkę. Mam nadzieję, że ona nie przeszkadza. Czy ty też Nadia ją słyszysz raz na jakiś czas?
Nadia Lebik: Słyszę (śmiech).
Jarek Skotnicki: Okej, porównam to do historii z ubiegłego tygodnia, to tak trochę odpowiadając na to, jak wygląda mój dzień pracy, nie zdradzając nazwy produkcji. Jedna z aktorek od nas z agencji jest obecnie w takiej dużej międzynarodowej produkcji. Moją ulubioną aplikacją stały się „Flight Tracker”, która pozwala mi sprawdzić, czy ta aktorka doleciała na czas, ponieważ ten grafik, harmonogram jest bardzo napięty. Jedna produkcja, odbierają z jednego lotniska, przewozi na inne, żeby mogła znaleźć się w innym państwie. Brzmi to wszystko fantastycznie i naprawdę przez miesiąc czekałem na ten dzień, kiedy ta możliwość, że coś się z tymi lotami wydarzy nie tak, nadejdzie. Ten dzień nadszedł. Szczęśliwie aktorka wylądowała mimo dwóch różnych przesiadek po drodze. Już byliśmy tacy szczęśliwi oboje, że się udało, a potem się okazało, że wszystko doleciało poza bagażem, w którym ona między innymi miała swoje leki. Trochę to jest tak jak ta wiertarka. Zabezpieczyłem się, wydaje mi się na wszystkie możliwe okoliczności i nagle nie pamiętam, kiedy ostatnio u sąsiadów był remont i oto mamy. Mam nadzieję, że to jest tylko chwilowe. Także to taka szybka moja dygresja na temat tego, jak wygląda ten dzień.
Jest absolutnie nieprzewidywalny. Nigdy nie wiem, kiedy się zacznie i kiedy się skończy, ale też powiem, że to jest jedna z tych rzeczy, które ja najbardziej w tej pracy lubię. To jest taka rzecz, której absolutnie, powtórzę to raz jeszcze jako osoba, która historię zawodową ma dosyć różnorodną, bogatą, że na pewno nie wróciłbym do starego świata, w którym ktoś każe mi być gdzieś od określonej godziny do określonej godziny. Ja funkcjonuję z moimi aktorami czy właśnie z reżyserami obsady w takiej świadomości, że każdy może do mnie zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, jakkolwiek to odważnie może brzmieć, ale ja wiem, że to jest relacja i że w ramach tej relacji ci ludzie wiedzą, kiedy i z czym do mnie zadzwonić. W ogóle najpiękniejszy moment z mojego punktu widzenia w tym procesie, w tej relacji jest ten, w którym ja widzę, że ktoś mi zaczyna ufać, że to jest coś więcej niż tylko praca, niż tylko Excel, niż wystawienie faktury. Po prostu człowiek w tym wszystkim jest najpiękniejszy i możliwość kontaktu z nim. Każdy człowiek w tej pracy, zwłaszcza jak Nadia powiedziałaś pełnej wrażliwców, jest zupełnie inny. Z każdym aktorem pracuje się zupełnie inaczej. Zresztą z każdym innym jednym reżyserem obsady pracuje się zupełnie inaczej. Ja jestem przekonany o tym, że zarówno twoje koleżanki czy koledzy powiedzieliby, że z pewnymi rzeczami, o których ty mówisz, by się nie zgodzili tak, jak i moje koleżanki koledzy wykonujący zawód agenta, powiedzieliby, że w ogóle zupełnie inaczej to postrzegają.
Nadia Lebik: Tak, z pewnością tak jest i myślę, że ta różnorodność może zaskakiwać, ale ona też przynosi wspaniałe często rezultaty, szczególnie kiedy tworzysz zespoły albo jeśli się ma szansę współpracować w jakimś szerszym gronie poza zagranicznymi reżyserami obsady, bo w Polsce ciągle te zespoły się nie rodzą, nie funkcjonują. Mam nadzieję, że rzeczywistość trochę się zmieni, ale ta różnorodność też przynosi czasem ciekawe okoliczności.
To, co jest, ważne i o czym nie wspomniałam być może wystarczająco wyraźnie, to rzeczywiście to, że pomiędzy mną albo moją pracą i pomiędzy twoją pracą razem, biorąc pod uwagę oczywiście aktorów, najistotniejsze jest zaufanie. Ja muszę ufać tobie, mnie musi ufać aktor, ty musisz ufać mnie, ty musisz ufać aktorowi, aktor musi ufać tobie, więc to jest nieprzerwane. Jeśli tego nie ma albo się coś na to nie składa, to po prostu nie daje takiego rezultatu, jakiego byśmy wszyscy oczekiwali. To po prostu przestaje działać. To jest oczywiście bardzo trudne, bo to jest założenie wspaniałe, ale jest ono cholernie trudne. W warunkach, których ja pracuję codzienne, tworzenie relacji z aktorem, takiej, w której on mógłby mi zaufać, jakbym miała policzyć mój wysiłek w skali procentowej, to ile wkładam wysiłku w zaufanie, w zasadzie stanowi więcej niż 50% mojej pracy. Drugie tyle to jest już to, co robi aktor albo nawet my czasem, bo przecież ta forma spotkania w ramach kilku dubli nigdy naprawdę podkreślam, nigdy nie będzie miarodajną oceną nawet nie umiejętności w ogólnym pojęciu, tylko też tego budowania danego bohatera, w danym momencie, na danej scenie miarodajne. Aktorzy, którzy już mnie znają z kilku spotkań wiedzą, że ja potrafię powiedzieć „słuchaj, wiem, że nie będzie 100%, ja nawet nie liczę na 60, zróbmy to na 30”, bo to jest trudna forma spotkania, mówię teraz o castingu. To jest te 20, 15 czy 30, czasami 10 minut pracy, czasami dubel czasami dwa i ta dyspozycyjność i gotowość do tego tak po ludzku nie zawsze jest możliwa. To jest niemożliwe często, ale to, że sobie ufamy to, że wiemy, że spotykamy się w jakiejś konkretnej sprawie, że to jest obudowane przygotowaniem, wzajemnym oczekiwaniem, że my właściwie coś też robimy wspólnie, to przynosi moim zdaniem jakieś niezwykłe rezultaty, owoce po prostu.
Patrząc na twoją pracę, bo myślę, że to jest ważne, żebyśmy dzisiaj o tym porozmawiali, chcę jako reżyser castingu mieć porozumienie z agentem, taki rodzaj relacji, który jest zaufaniem. To nie dotyczy tylko tego typu, mi za każdym razem powie: „słuchaj, on tu jest zły konflikt, zginął mu ojciec, słuchaj, ona ma fatalny okres, przegrała ostatnio siedem castingów pod rząd, zawsze była druga, to nie jest dobry moment na to, żeby zapraszać ją na kolejne spotkanie, jeśli nie jesteś pewna, że to jest walka o coś istotnego, bo skrzydła po prostu nie są tak wysoko, jak były przez ostatni czas”. To nie tylko na tym poziomie. Ja uważam, że jeszcze dalej można to zaufanie zakreślić, bo to jest często tak, że rozmawiam i mówię: „posłuchaj, to jest jedna z głównych ról. Zakres przygotowania do tej roli to jest około 3 miesięcy, realizacja około 4 miesięcy, około 50 dni zdjęciowych. Czy ty jesteś przekonany, że on może to połączyć ze spektaklem w Toruniu, z premierą tam? Czy my jesteśmy w stanie dyskutować z teatrem, czy masz narzędzia do tego, żebyś przekonał reżysera tam czy też dyrektora teatru do tego, że nie wszystkie próby są obowiązkowe, że nie zawsze musisz zdążyć na próbę poranną czy południową i tak dalej”. Teraz mówię o czymś takim, jak budowanie tego zaufania na poziomie takim trochę biznesowym, ale to nie jest konieczne, bo co mi z tego, że ja mam aktora, który wygrywa mi casting, jeśli ja wiem, że jego zajęcia nie pozwalają potem go zatrudnić. Myślę, że to jest bardzo szeroka skala, na której zaufanie się rozciąga, ale w ogóle to jest moim zdaniem podstawa naszych wspólnych działań.
Jarek Skotnicki: Ja też trochę w odpowiedzi na pytanie zadane jeszcze przez Malwinę i na to, co powiedziałaś na początku. Cały czas mam z tyłu głowy, co bardzo lubię i nie ukrywam, że dopóki mimo tego, że ten zawód agenta wykonuję stosunkowo krótko, ale w środowisku filmowo-teatralnym funkcjonuję trochę dłużej. Dopóki nie zacząłem wykonywać tego zawodu agenta, miałem trochę właśnie inne wyobrażenie na temat samego castingu, zdjęć próbnych, tego spotkania i teraz perspektywy tego czasu wiem, to jest to, co gdzieś tam przemyciłaś w swojej wypowiedzi, że to jest poszukiwanie nie aktora, ale bohatera, bo teoretycznie każdy może zagrać wszystko. Nie ma złych aktorów, ale kluczem jest to zestawienie odpowiednich osób w jednym miejscu o jednej porze i tutaj widzę właśnie ogromną pracę reżysera obsady. Doprowadzenie do takiego spotkania z moją pomocą jako agenta jednego czy drugiego, ale spotkanie tego człowieka z tekstem, z całym kontekstem właściwie tej sytuacji, która ma się potem przełożyć na film.
Nadia Lebik: No tak. Ja swoją pracę tak postrzegam. Może nie wszyscy moi koledzy, mówię o reżyserach castingu, ale większość mam nadzieję, myśli o swojej pracy właśnie w takich kategoriach. Ja szukam bohatera i nie dyktuję aktorów. Nie zwykłam dyktować aktorów. W ogóle odkąd zaczęłam pracować, nigdy w zasadzie nie spotkałam aktora, którego się nie da wyreżyserować. W zasadzie da się wyreżyserować najgorszego aktora świata. Może być najlepszym moim bohaterem, najgorszym i najlepszy może nim nie być. Przepraszam, że tak to sprowadzam do takiego parterowego porównania, ale casting naprawdę nie ma takiego zestawienia kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu kandydatów. Zawsze możesz dojść do takiego wniosku, z kim ci się sprawnie pracuje, kto lepiej używa tych narzędzi, kto lepiej używa swojego instrumentu, kto ma bliższy, dalszy kontakt z daną emocją, coś szczególnego posiada, dla kogo jest problemem taki, czy inny temat. To jest jasne, że ta różnorodność oprócz spotkania z bohaterem ona da obraz umiejętności aktorskich, kondycji danego aktora, co więcej, ona da obraz fizycznej kondycji danego aktora, czyli Ci aktorzy też są oglądani ostatecznie, porównywani czasem, wiekiem zestawiani czasem, nawet wagą. To jest jasne, natomiast to nie stanowi podstawy mojej pracy. Ja szukam bohatera, umawiam się na znalezienie bohatera, ja czytam historię i ją materializuję po prostu. I tutaj owszem absolutnie niezbędnym jest na temat tych aktorów posiadać wiedzę, taką wiesz merytoryczną. Ja uważam osobiście wyniki obejrzanych filmów, seriali castingów, też self tapów, których jak wiesz, nie cierpię, ale najbardziej chyba efektywne jest jednak to spotkanie castingowe. Nie zdarzyło mi się pomylić w ramach pracy na castingu w ocenie tego, co z danym aktorem mogę zrobić w tym, czy w innym projekcie potem. To jest nabycie takiego kontaktu, takiej wiedzy po prostu z człowiekiem. Ono po prostu przynosi potem taki owoc, że wiemy czego od siebie nawzajem oczekiwać, jak ze sobą rozmawiać, po prostu wiemy. Więc tak to widzę. Rozgadałam się o tym trochę.
Jarek Skotnicki: Poruszyłaś temat, który też chciałem poruszyć. Natomiast tutaj właśnie przedstawiam aktora, który się pojawił. Cały dzień spał od rana, teraz oczywiście się ocknął i przyszedł na casting, także może za moment zacząć tutaj nam coś kreować przed nami. Przepraszam i przedstawiam.
Powiedziałaś o tych self tapach, co dla mnie też jest bardzo ciekawe. Mówię to teraz tutaj do widzów głównie naszego spotkania. To jest taki temat, w którym z Nadią mimo tych różnych podobieństw, sympatii i zaufania przede wszystkim, mamy mocno odmienne zdanie. Ja ten temat chętnie przegadam, ponieważ z mojej strony jako osoby, która stara się jak najbardziej stworzyć warunki do tego, żeby ktoś aktora zobaczył, poznał go, często takiego, który nie miał zbyt wiele szans, okazji, żeby w takim spotkaniu uczestniczyć. Ja czy my w tym, oczywiście nie mówię za wszystkich agentów, mówię to za siebie, Darię i Rafała, czyli osoby, z którymi tę agencję tworzę. Nie ma rozwiązania idealnego, ale widzimy w nim dużo plusów. Tym takim chyba najważniejszym z naszego punktu widzenia jest to, że ta pandemia, która umówmy się, dla nikogo niczym dobrym nie była, przyczyniła się na przykład do tego, że wielu aktorów z mniejszych miejscowości z teatrów oddalonych od Warszawy czy od Łodzi generalnie od centrum Polski, gdzie, umówmy się, dzieje się najwięcej, miała wreszcie okazję spróbować, chociaż wejść w ten proces, uczestniczyć w tym nagrać, przedstawić propozycje czy pokazać się często po latach. Tak trochę tutaj rzucam temat, bo wiem, że to jest taki wątek, który na pewno możemy…
Nadia Lebik: Tak. Temat self tapów jest akurat tak rozległym tematem, że nie wiem, czy dzisiaj uda nam się o wszystkich jego składowych porozmawiać. Zacznę może od tego, że ja też znajduję kilka plusów spotkań self tapowych, natomiast to, że one istnieją, wcale nie oznacza tego, że jest tak samo albo nawet więcej minusów tych spotkań. Na sam koniec jeszcze odważę się powiedzieć, że ostatnio uważam, że to idzie w złą stronę. To znaczy, że jeśli będziemy rozwijać tę gałąź castingu tylko self tapową, to pozbawimy castingu tego najważniejszego elementu, czyli tego tworzenia się materializowania to już tak górnolotnie i bardzo ogólnie o tym powiem.
Wracając do szczegółów, masz rację, że pandemia uruchomiła casting internetowy taki self tapowy. To nie jest, tak że on nie istniał, że pandemia się stała katalizatorem być może tylko i wyłącznie, bo on istniał i myśmy dość często korzystali z tego rodzaju nagrań. Ta formuła była trochę inna, bo jeśli aktor nie mógł przyjechać na casting, bo akurat w danym dniu miał dwie próby i jeszcze spektakl, albo po prostu połączenia były na tyle odległe, że jego przyjazd związał się, z tym że spędził 12 godzin w pociągu, a był 20 minut na castingu. Z tego powodu często realizowaliśmy, mówię teraz o sobie, o swoich kolegach, którzy w czasach znacznie bardziej odległych 10-15 lat temu [realizowali — przyp. red.] tego rodzaju nagrania. To nie jest tak, że to się stało razem z pandemią. Wtedy wydawało mi się, że to jest świetne rozwiązanie, skracające dystans dające szansę zaprezentować się aktorom tak jak powiedziałeś prowincjonalnym, przepraszam za określenie. Chodzi mi głównie o tych, którzy nie są przy centralnych środkach przy Warszawie, Krakowie czy Trójmieście, gdzie można w takim castingu wziąć udział. To było precedensowe, ale to też zawsze było poprzedzone jakimś przygotowaniem, wprowadzeniem, jakimś rodzajem nawiązania kontaktu, próbą ustalenia zasad tego, jak ma zafunkcjonować potem to nagranie.
Dzisiaj self tape sprowadza się do tego, że w zasadzie wysyła się scenę, opis wymagań jak ma być przygotowane to nagranie i czeka się na rezultat. Ja takich rezultatów otrzymuję nagle 200. Oglądam te nagrania i po prostu myślę o tym, że nic kompletnie nie wiem, nic nie czuję, [nagrania – przyp. red.] w jakiś sposób stają się uniwersalne. Jeśli powstają kursy wręcz albo pytają mnie o to aktorzy, moi studenci: „jak nagrywać dobre self tapy”? A jak udzielić świetnie wywiadu? No po prostu — raz udzielasz lepiej, a raz gorzej. Oczywiście, że są przyjęte reguły cały świat według nich działa, działał i będzie działał. To nie jest naprawdę trudno się tego nauczyć, ale to jest trochę tak, jak nauczyć się języka w ramach podstawowej konwersacji. Miałam taką przyjaciółkę, która będąc bardzo średnim kierowcą, żeby nie powiedzieć fatalnym, po zdanym kursie na prawo jazdy jeździła zawsze tą samą drogą do pracy. Nigdy nie musiała nic więcej z tym samochodem zrobić. Można byłoby powiedzieć, jadąc z nią na tym odcinku, że jest znakomitym kierowcą: zrównoważonym, świetnym. Wystarczy wjechać z nią trzy dzielnice dalej, żeby się przekonać o tym, że tak wcale nie jest.
Reguły i zasady, które zaczęły funkcjonować w ramach self tapów, przesłuchań stały się uniwersalne. Moim zdaniem ograbiają absolutnie z indywidualności, z pewności siebie aktorów, z kreatywności. Raczej w tej chwili dostrzegam u aktorów, nie mówię o aktywnych, doświadczonych aktorach, którzy ciągle niechętnie podchodzą do tej formy, ale w młodszym pokoleniu raczej dostrzegam taką umiejętność dostosowania się. To jest formalizowanie przede wszystkim wypowiedzi aktorskiej. Ja nie mam tak wewnętrznie na to zgody do końca, bo uważam, że to po prostu pozbawia nas porozumienia, czyli możliwości spotkania się w ramach umówionych reguł, zasad. Czy ja mogę podać w ramach pracy self tapowej? Na pewno tak. Nie mam takich sił przerobowych, żeby skontaktować z każdym z kandydatów, nagrywającym self tape`a i podać mu jeszcze dodatkowo wytyczne, uwagi do self tape`a, którego nagrał. W studio to się odbywa w ramach spotkania. W ramach takiego self tapowego castingu ja raczej muszę zdać się na to, co dostaję. Naprawdę Jarek ty oczywiście masz wspaniałą infrastrukturę, która świetnie działa. Aktorzy dostają zaproszenie na casting, musisz się nagrać, okej. Tylko nie zdają sobie do końca sprawy z tego, że jeśli ja po 27 nagraniu tej samej sceny przyłapuje się na tym, że po 25 sekundach mam ochotę wyłączyć to nagranie, to zapewniam ci, że po 7 zrobi to reżyser a po 3 producent czasami. Czyli wiesz, skracamy sobie możliwość uformowania też tej wypowiedzi, dostosowywania jej do warunków, na które ja się wcześniej umówiłam, negocjonując z reżyserem. Ja niejednokrotnie słyszę uwagi od bardzo poważnych reżyserów, których bardzo cenię w pracy, super wrażliwych mądrych ludzi, którzy często mówią: „słuchaj, jak on się tutaj zagrywa?” I ja sobie myślę: „ale przecież ja wiem o tym aktorze bardzo dużo. No dobra tutaj się zagrał”, mówię teraz kolokwialnie, ale to jest jakaś próba, jakiś bunt, coś tam zrobił w ramach tekstu, który podaje mu matka, albo w ramach tekstu, który podaje mu sąsiad. To jest w ogóle nieistotne. Nie ma warunków nagraniowych. Ten telefon trzyma, jak trzyma, innego nie ma i nikt mu nie potrzyma, innego światła nie ma. Przyłapuję siebie i ich na tym, że pewna wyporność jest coraz niższa, że teraz wyższe są oczekiwania co do tej formy dobrego nagrania. Nauczmy się wszyscy robić to świetnie. Tymczasem to się sprowadza do jakieś takiej uniwersalnej formuły, kompletnie nieciekawej. Ja teraz nie chcę generalizować, bo oczywiście znajduję też plusy tych self tapów, naprawdę, ale zwróć uwagę, że przy oszczędności, bo umówmy się, casting self tapowy generuje bardzo duże oszczędności produkcyjne. To, że Nadia Lebik obejrzy 200 nagrań, nie oznacza, że spędzi te 200 godzin w studio. 200 godzin w studio to jest określony koszt. Zamknęło się w centralnym mieście w Polsce kilka studiów castingowych w ostatnim czasie. O tym się nie mówi, ale naprawdę zmienia się tradycja castingu. Z jednej strony świetnie, bo staje się bardziej powszechny, a z drugiej strony czy chcesz mi powiedzieć, że ja nie miałam dostępu albo nie budowałam relacji z aktorami prowincjonalnymi, bo nie miałam możliwości self tapowych? No nie. Czy aktorzy, którzy wcześniej się nie nagrywali albo nie robili tego chętnie, teraz robią to chętniej, bo to jest takie bardzo… No też nie. Ja myślę, że to dodaje dostęp, to jest świetnym ćwiczeniem, to jest niezłą praktyką, ale to moim zdaniem nigdy nie będzie współmierne w stosunku do castingu. To nie będzie dawało takiego rezultatu.
Jeszcze się odbije tak na moment do takiego tematu. Pamiętam, jak rozmawiałam z bardzo istotnymi czy też ważnymi dla mnie zawodowo aktorami, profesorami, nauczycielami, pedagogami w ramach dyskusji na temat tych egzaminów, które też już stały się online’owe w którymś momencie pandemicznym. Jak wiele osób zostało pominiętych przez nieudolne, niedobre próby nagrań swoich występów, a jak wiele z kolei wypadło świetnie, nie ciągnąc za sobą żadnych dodatkowych treści, nie będąc potem w ogóle ciekawymi ludźmi do pracy i świata nagrania. To się zdarza. My się też na to często dajemy nabrać. Myślę, że ten self tape jest taką ogromną pułapką. Już nie mówiąc o tym, że przestaje funkcjonować między mną a aktorem między w ogóle całą wartością tego spotkania coś takiego super ważnego. Ta tajemnica, ta chęć dotknięcia tego bohatera, tej materii przestaje funkcjonować. Zaczyna to być bardzo…
Jarek Skotnicki: Relacja, która myślę, że jest słowem kluczem [przede — przyp. red.] wszystkim, bo jak tu tę relację online stworzyć tak naprawdę z człowiekiem, zwłaszcza którego się nie zna. Ja nie mówię, tak jak wspomniałaś o aktorach, z którymi miałaś okazję nie raz, nie dwa spotkać się na castingu na zdjęciach próbnych czy po prostu znasz ich z pracy. Tu jest trochę inaczej. Ja się zgodzę absolutnie, z tym że w instytucji self tape`a jest sporo teoretyzowania. Jeżeli nie dostaniemy, a nawet czasami mimo tego, że dostaniemy informacje o tym, co autor miał na myśli, czyli co reżyser chciałby zobaczyć w tej postaci, to jest to wciąż teoretyzowanie. Jednak to jest myślenie o roli przez aktora a niekoniecznie reżysera obsady, finalnie reżysera, potem producenta, czy stacje, bo umówmy się, ten łańcuch decyzyjny też jest coraz dłuższy. To jest zgubne.
Ja też absolutnie widzę w tym dużo minusów. Są osoby z innych agencji, którym czasami nawet pomagam nagrać taki self tape i widzę jak świetne warsztatowo osoby, chociaż wciąż powtarzam, że zawód aktora to nie jest sport, tutaj nie nie ocenia się aktora po czasie, w jakim przebiegł jakiś dystans określony, ale wiadomo, że jedni poruszają się sprawniej a drudzy mniej w korzystaniu z tych środków aktorskich. Czasami jest tak, że faktycznie widzę świetną aktorkę, która stojąc przed własnym telefonem, przed tym selfie ring czy właśnie bez [niego — przyp. red.], który często, jak to się mówi kolokwialnie, robi robotę, że to jest dużo gorsze finalnie w odbiorze niż osoby, która po prostu tak jak powiedziałaś, znalazła sposób na te self tape`y. Tylko potem ta osoba przychodzi na plan no i pytanie, czy to zagra w tym spotkaniu człowieka z człowiekiem, a nie człowieka przed ekranem. Oczywiście super jest to, że można sobie nagrać 50 take`ów i potem wybrać ten, który nam się podoba, ale też wszyscy wiemy z własnego doświadczenia, że jednemu będzie się podobał take numer 5, drugiemu numer 10 a trzeciemu 15. I teraz pytanie: który jest ten właściwy, ten jedyny?
Nadia Lebik: Masa nieporozumień. Tak już sprowadzając to do takiej bardzo prostej definicji, jeśli my, ja, ty, ja w ramach pracy castingowej z aktorem dążę do porozumienia w ramach założeń, które mam, to musisz wiedzieć, że z mojego punktu widzenia casting self tapowy powoduje mnóstwo nieporozumień. Po prostu. To są nieporozumienia i ja nie mówię, że ta forma jest zła. Często z niej korzystam, jestem zmuszona z niej korzystać. W ramach pandemii nie jeden raz słuchałam koncertu [na którym — przyp. red.] z różnych miejsc łączyli się muzycy i po prostu ze sobą grali, koncertowali, świetnie. Da się to ustalić, bo jest jedna tonacja. To jest trudne w dalszym ciągu, bo mówimy o uprawianiu sztuki, o budowaniu języka porozumienia przez muzykę, dźwięk, ale ustalenie reguł nie jest takie super trudne. Proszę bardzo, 440 Hz, jedziemy, stroimy się wszyscy i bach. Mamy tonację i jesteśmy, nabijamy tempo i proszę. Nie chcę teraz, żeby to tak zabrzmiało, że to jest takie super proste, ale tylko porównać po prostu. A tu? Nie jestem…
Jarek Skotnicki: Tak zgadzam się, bo to jest tak, jak oglądanie sztuk teatralnych online, które miało miejsce w czasie pandemii. Były spektakle, które ja jako osoba, która bardzo lubi chodzić do teatru, widziałem wcześniej w trybie offline, a potem zobaczyłem w trybie online, bo bardzo taki spektakl lubiłem i chciałem się przekonać, jak to się sprawdzi w wersji komputerowej. I to się nie sprawdza, bo jednak ten nasz zawód to jest wymiana energii, to jest wiele rzeczy, które przez komputer nie przejdą. Czasami jest to nawet w teatrze zapach foteli w czy kurtyny, czy 1500 innych czynników, które zapewne tak samo oni przechodzą, mówiąc znów kolokwialnie, przez kamerę telefonu.
Nadia Lebik: No tak. Percepcja w ogóle to jest podstawa moim zdaniem. Czym innym jest uczestniczyć w przyjęciu, które trwa 10 godzin, a czym innym jest po prostu obejrzeć przez 10 godzin tę samą scenę zagraną przez 100 osób. To po prostu jest coś innego. Czym innym jest koncentracja na spotkaniu z człowiekiem, słuchanie go, reagowanie i traktowanie całego tego spotkania jako rodzaju wyzwania, wobec którego musisz znać jego stanowisko za każdym razem. Takie mam zadanie. Muszę za każdym razem dać jakąś uwagę, skonfrontować się, być czujną. Czym jest siedzenie po prostu w dresie i oglądanie 200 nagrań. Ja oczywiście też znam mnóstwo bardzo pozytywnych stron takiego castingu, ale uważam, że to jednak ostatecznie jest forma i formuła, która wykorzystuje i nie daje rezultatu, którego można byłoby się spodziewać. Już nie mówiąc o tym, że gdybym miała naprawdę dać odpowiedź i feedback aktorom, którzy się self tapeują, to już jest kompletnie niemożliwe w moim świecie zawodowym, bo tego jest po prostu za dużo. Ja jestem w stanie skonfrontować się z tobą i z twoimi aktorami po castingu w ramach studyjnego spotkania, bo ono po prostu jest mniej liczne i o tym potrafię rozmawiać i rzeczywiście wtedy jestem pewna też swoich uwag, przemyśleń. W przypadku nagrań self tape`owych nie jestem pewna właściwie kształcenia. Nie mam takiej pewności, nie mam kontaktu z tym człowiekiem. Nie wiem, czy moja ocena jest pełna. Staram się być samokrytyczna, bo nie ma nic gorszego niż pozbawienie siebie samokrytycyzmu, w momencie, kiedy cały czas oceniasz innych, więc ja bardzo pracuję też nad tym, żeby pilnować siebie i być przytomną w wydawaniu ocen. Powiem ci, że to jest dla mnie jedna z trudniejszych form oceny, znaczy ta self tapowa. Ja się strasznie męczę i to jest dla mnie trudne, co nie znaczy, zaznaczam tutaj, że nie potrafię świetnie wypracować nagrania self tape`owego [czy jako — przyp. red.] doskonałego zaprezentować w ramach castingu. Przeprowadzałam całe warsztaty na temat self tape`ów, robiłam nawet ze studentami cały rok casting na self tapeach. Uczyłam i konfrontowałam ich z tym. Myślę, że bycie sprawnym w tej formie jest o tyle ważne, że jest takim ciekawym zagrzaniem aktora do odpalania szybciej, pewniej, z jakością wyższą niż próba w teatrze, która jest kilkumiesięczna, ale ja uważam, że to jest tylko jakaś sprawność, taka dodatkowa umiejętność.
To, jak z jazdą samochodem, znowu się do tego odniosę, bo bardzo lubię jeździć autem. Jak przejedziesz kilkanaście tysięcy kilometrów, to nie myślisz o mechanice. Po prostu to się dzieje, więc rzeczywiście odpalają jakiś rodzaj sprawności aktorskiej. Tylko wiesz na sam koniec, zawsze sobie zadaję pytanie może, dlatego że jestem coraz starsza: „czy to ta sprawność mnie ujmuje, czy to jest w ogóle ta umiejętność poruszania się, żonglerki to naprawdę to jest to, czego my szukamy w spotkaniu z aktorem, człowiekiem, bohaterem”? To nie tędy moim zdaniem.
Jarek Skotnicki: No to jest właśnie pytanie takie, na które nikt odpowiedzi prostej nie da: „czego my w tym szukamy”? Wracając znowu do pytania, które zostało nam na początku zadane, ja bardzo cenię we współpracy w ogóle z reżyserami obsady czy z produkcjami mimo wszystko, że rozmawiamy, wiadomo o pieniądzach, to jest proces, to jest biznes. Szczęśliwie dużo spotykam na swojej drodze osób, które mają w sobie ten zachwyt nad tą pracą, nad tym procesem, nad aktorem w naszym przypadku — tutaj mówię o linii agent reżyser obsady taki temat numer jeden. Nawet jeżeli ten aktor jest w tym momencie swojego życia w gorszej kondycji, to wciąż jak gdyby ten zachwyt przekłada się właśnie na taką jeszcze większą empatię na to zainteresowanie. W tym zawodzie po prostu nie ma prostych reguł, w ogóle nie wiem, czy są reguły, szczerze mówiąc.
Nadia Lebik: Niewiele.
Jarek Skotnicki: Tak. Ja mam absolutnie poczucie, że gdyby tu siedziały dwie inne osoby, reżyser obsady albo agent, to być może ta rozmowa byłaby zupełnie inna. Ja pamiętam, jak zaczynałem tę przygodę. Miałem jakieś wyobrażenie i w nim spotkałem się z Darią i z Rafałem. [Wyobrażenie – przyp.red], że my to traktujemy jako relację, że to jest coś, w co wchodzimy razem i w ramach tego ile ktoś oczywiście chce nam o sobie powiedzieć, dać zaoferować to my jesteśmy na to w pełni otwarci. Czasami się śmieję, że powinniśmy wręcz wiedzieć więcej niż partnerki czy partnerzy naszych aktorów po to, żeby po prostu być w tym razem. Pozwolę sobie na to odważne może określenie: bezgranicznie ufać, bo dla mnie bez tego [nie można wykonywać — przyp. red.] zawodu. Co ciekawe jak rozmawiam często z osobami z innych agencji, to są takie sytuacje, kiedy aktorka, której kariera się świetnie rozwija, która jest zadowolona ze swojego miejsca, nie chcę powiedzieć w szeregu, ale tego, w którym jest w świecie filmu czy teatru i ona mówi: „wiesz co, mnie w ogóle nie interesuje moja agentka, czy moja agencja; jakie [agent — przyp. red.] ma zainteresowania, czy ma rodzinę, czy jest w lepszej, czy gorszej kondycji, bo traktuję to typowo biznesowo”. Ja na początku myślałem sobie: „Boże, jak można w ogóle ten zawód tak wykonywać”, ale można, bo ile osób, tyle potrzeb. Tak samo aktorzy też mają te potrzeby różne, dlatego ja się cieszę, że gdzieś tam na drodze tak jak do ciebie dociera dziennie, nie chcę nawet myśleć ile maili czy telefonów od osób, które w jakiś sposób chciały cię sobą zainteresować, tak u nas sytuacja jest bardzo podobna. I to jest zawsze duży ból, żeby na te maile odpowiedzieć po jak najkrótszym czasie. I znowu słyszymy wiertarkę. Natomiast jednocześnie, żeby z szacunku do tego człowieka, który tę drogę szkoły teatralnej przetrwał, żeby to [znaleźć agenta – przyp. red.] w końcu zrobić, ale potem, żeby spotkać się z taką osobą i zobaczyć, czy tam jest perspektywa na to zaufanie na tę relację. To jest, mam wrażenie, w ogóle słowo klucz, którego ja nadużywam podczas tego naszego dzisiejszego spotkania, ale ja uważam, że to jest pierwsze słowo, które mi przychodzi na myśl, jak myślę o tej pracy.
Nadia Lebik: Słyszę Twoją wiertarę. W Twoim przypadku jest o tyle trudniej, bo postulujesz aktorów szczególnie młodych, też nie tylko, ale jest cała masa oczekiwań [dotyczących — przyp. red.] tego, jak ty będziesz działał, jako agent w kontekście mojej pracy, czyli wciąż mnóstwo takich fałszywych bardzo legend na temat tego, co i jak agent może, właściwie co ja mogę, jak ja mogę i tak dalej. Legendy i rozbijanie tych fałszywych mitów to jest też jeden z elementów, który wiąże się po prostu z zaufaniem, bo wiesz założenie, że ty jesteś tym kimś, dla młodego aktora kto doprowadzi do tego, że on się znajdzie na castingu, to już punkt wyjścia jest po prostu niewłaściwy. To znaczy, on jest po prostu fałszywy. Tak jak oczywiście Ty możesz starać się na wszelkie sposoby go świetnie zaprezentować, możesz posiadać dużo obszerniejszą wiedzę na jego temat niż ja. Twoim zadaniem jest mnie z tą wiedzą skonfrontować, dotrzeć do mnie, ale przecież nie możesz zapewnić temu aktorowi, że na 100% się znajdzie w tej obsadzie, bo nie wiesz, czego ja szukam dla mojego bohatera. To jest tak, jak czasem zwraca się do mnie agent z prośbą. Zacytuję tutaj taką sytuację: „czy ty możesz wysłać mi brief, ja ci wyślę propozycje moich aktorów, których mam”. Milknę wtedy, bo myślę sobie, że to jest taki moment, kiedy mogę powiedzieć: „słuchaj, nie mogę tego zrobić”, dlatego że oprócz wszystkich tajemnic i klauzuli, które podpisałam kilka tygodni, jeśli nie miesięcy [temu – przyp.red.] przygotowuję ten projekt obsady w oparciu tekst, o przebiegi psychologiczne, o potrzeby reżyserskie, formułując z reżyserem i producentem potrzeby, formatując widza, w sensie wyliczając też pewne oczekiwania widza i tak dalej. Jeśli ja po tylu tygodniach mam ci wysłać brief, to co w ogóle ma tam być? Przepraszam, mam ci wysłać wszystkie swoje blondynki w wieku 40 lat? Ja wiem, kogo mam w agencji, poza tym wiem dokładnie o wszystkich. Chyba nie ma w tym kraju aktora, którego nie znam, ale to nie znaczy, że ten aktor mnie spotkał i że on wie, że ja go znam. Czyli o czym rozmawiamy teraz? Czy ty mi przypomnisz o tym? Tak często zapominam, bo raz, że wiek, dwa, że ilość danych, to też temu sprzyja, ale no tutaj możemy sobie nawzajem pomóc, będąc w kontakcie ze sobą po prostu. Nie ma nic złego, żebyś powiedział: „słuchaj, jeśli był u ciebie na castingu X to, co myślisz, czy Y mógłby się sprawdzić”? To jest zupełnie inna formuła, inny dialog, ale co to znaczy brief, co to w ogóle jest?
Przepraszam, że teraz o twojej pracy powiem, ale może to jest ważne, też masz trudno po prostu. W ogóle agenci mają trudno z aktorami, bo istnieje po prostu błędna definicja, błędne założenie. Agent nie załatwia pracy. Agent może reprezentować ciebie jako tego, który tę pracę za chwilę będzie miał. Agent może doprowadzić do szeregu spotkań, które mogą zaowocować pracą. Reżyser castingu z kolei, nie sprawdza umiejętności aktorskich, nie spotyka się z aktorami po to, żeby się z nimi spotkać. Reżyser castingu szuka bohatera. Jeśli dzisiaj twoje warunki odpowiadają założeniom, to się tam spotkamy.
Czy zawsze jest, tak że spotkam się ze wszystkimi aktorami odpowiadającymi warunkami mojego castingu? Nie. Raz, frekwencja, która jest dyktowana często zajętościami aktorskimi. [Istniejącą — przyp. red.] od niedawna, ale bardzo też już w tej chwili popularną i istotną kwestią są w ogóle kwestie wynagrodzenia, gdzie ja po prostu już na początku znam założenia finansowe dla tej roli, o których muszę poinformować agenta. Być może to jest powód, dla którego się nie spotkamy na tym castingu albo odwrotnie z danym aktorem. Trzy — ja mam też policzony z góry w założeniu budżetowym projektu czas obecności w studio. Nie mówię o swoim wynagrodzeniu, o swoim czasie, mówię o czasie w studio, przeznaczonych środkach na spotkanie. Jeśli bohaterów mam 3 i mam 30 godzin założonych w studio, to znowuż mam tak naprawdę 10 godzin na każdego z nich. Ilu ja bohaterów sprawdzę, ilu kandydatów możecie znaleźć? Ja to muszę wyliczyć, to są policzalne rzeczy i ja teraz znowu nie chce narzekać na to, bo to zjawisko znam bardzo dobrze, to jest mój standard, to jest tak znana dla mnie kwestia od kilkunastu lat, że ja w ogóle już nawet nie próbuję na nią narzekać, ale to jest moja odpowiedź, dlaczego nie jestem ze wszystkimi aktorami. To jest moja odpowiedź [na pytanie — przyp. red.] dlaczego nie akurat teraz, dlaczego tak dużo muszę wiedzieć o aktorach wcześniej, żeby się z nimi spotkać? Dlaczego te próby nie są próbami, nie są błędem? Dlaczego na castingu nie znajdują się osoby, które nie pasują, do tego mojego briefu. No dlatego, że nie ma na to przestrzeni. I to już nie jest kłopot reżysera castingu. Z punktu widzenia aktorskiego, agencyjnego również może nie w twoim przypadku, ale wielu agentów tak to traktuje i tak to przedstawia też aktorom niestety. Chciałoby się, żeby te castingi były bardzo obszerne i naprawdę jestem przekonana, że mimo zmęczenia materiału moi koledzy też by tego chcieli, mówię o reżyserach castingu, bo one bardzo rozwijają, dają obraz aktora, wiedzę na jego temat. Chcielibyśmy, żeby one były bardziej obszerne, ale to jest gdzie indziej położony temat, niż [problem — przyp. red.] czy nam się nie chce, naprawdę. Zupełnie gdzie indziej. To są po prostu założenia przede wszystkim finansowe i czasowe projektu. Jeśli mielibyśmy cokolwiek zmienić w ramach naszej współpracy, czyli nie wiem z twojego punktu widzenia, chciałbyś, żebym więcej aktorów zapraszała na przykład na castingi, tak sobie to potrafię wyobrazić, to ja z kolei mogłabym mieć takie tylko: „okej, ale w takim razie twoi aktorzy nie mogą tak dużo kosztować, bo jeśli [tak będzie — przyp. red.], to ta produkcja nie udźwignie takiego castingu”. I odbijamy się w jakiejś takiej przestrzeni…
Jarek Skotnicki: Tak, to są takie systemowe problemy.
Nadia Lebik: Absolutnie. Odbijamy się w takiej przestrzeni, która nie znajdzie dobrego rozwiązania. To jest część zaufania pomiędzy mną a tobą. Nie może być tak, że aktor próbuje się dostać na casting, bo wie, że to jest rola dla niego, a ja wiem, że ona dla niego nie jest. Z różnych powodów, na przykład nie zdążyłam o tym porozmawiać z reżyserem, który nie chce go mieć w tej roli. Może być tysiąc powodów. Ja muszę ci przedstawić to zagadnienie, ten problem, ty musisz go przestawić aktorowi, jaki ma wyciągnąć z tego wniosek, który nie pozbawi go życia, znaczy, nie podetnie mu skrzydeł, nie zamorduje go po prostu w jednej sekundzie. Ta dyplomacja [to po pierwsze — przyp. red.], ale szczerość i zaufanie to jest po drugie.
Jarek Skotnicki: Myślę, że takie słowo, które mi (poza empatią) przychodzi na myśl, to czułość, która rzadziej, lub częściej się pojawia, bo też nie zawsze chciałbym powiedzieć, że tak jest. Tak widzę też swoją rolę: jeżeli uda mi się dowiedzieć co było jakimś elementem, nie chcę powiedzieć powodem podjęcia decyzji o braku kontynuacji rozmowy z danym aktorem czy na temat danego aktora, to te komunikaty też bywają różne. Wydaje mi się, że moją rolą jest też w dużej mierze na tyle empatycznie podejść do aktora, żeby mu tego świata po prostu nie zniszczyć, tej nadziei całkowicie nie zabrać. Ja nawet nie mówię o reżyserach obsady, chociaż też skłamałbym, mówiąc, że to się nie zdarza [czasami te komentarze — przyp. red.] są takie, że nic na pewno nie wnoszą dobrego. Jeżeli ja powiem komuś, że na przykład jest zbyt, cytuję gejowaty albo dziwny to nie są takie komunikaty, które moim zdaniem, gdybym ja je przekazał dalej, wniosłyby cokolwiek dobrego. Zawsze staramy się dowiedzieć coś więcej na temat tego, jak wyglądało to spotkanie, bo my też w ten sposób dostajemy środki, które staramy się jak najmądrzej i najlepiej wykorzystać, żeby potem przy kolejnych spotkaniach zarówno aktorom, jak i wam było prościej.
Nadia Lebik: Część moich takich aktorów, którzy mnie dobrze znają, śmieją się, bo ja za każdym razem mówię, że próba jest bardzo udana No bo Jaka ma być, powiedz? Jeśli ja czekam na to spotkanie, przygotowuję się do tego spotkania, jeśli dana osoba jest oczekiwana przeze mnie, to musiałoby się naprawdę wydarzyć coś bardzo złego, żeby ona taka nie była. Zdarzają się takie sytuacje, ale nie w próbie leży kwestia. Z tym powinni wychodzić aktorzy. My tutaj szukamy bohatera, jesteś [lub nim — przyp. red.] nie jesteś. Uwagi, o których powiedziałeś teraz, są bardzo ważne. Ty mówisz o empatii. To jest bardzo ważne. Czułość myślę najważniejsza w ogóle na całym świecie, nie tylko w ramach castingu. Uważam, że to jest istotą w ogóle funkcjonowania człowieka z człowiekiem, ale ja powiem to, bo mamy taką, a nie inną teraz możliwość spotykamy się w ramach rozmowy o tym.
Często jest tak, że ja też oczekuję od agenta pewnego rodzaju brutalności w kontakcie. To znaczy, czasem jest tak, że to agent musi wstrząsnąć aktorem i niejednokrotnie jest tak, przynajmniej mnie to spotkało kilka razy, że agent rozkłada ręce i mówi: „wiesz, taki ma czas, tak się zachowuje, ale to jest on” i tutaj pada nazwisko. Tego nie zmienię, na to nie wpływam, czerpię nieustannie korzyści z tych występów i z jego angaży, więc to nie jest trudne do tego, żeby zrozumieć, dlaczego tak jest i tak ma być. To trochę jest tak, że jeśli to nie agent formatuje daną sytuację z aktorem, to ta nasza relacja moja z nim zaczyna być naruszona. To nie jest też tak, że ja mogę być uprzedzona do aktorów lub nie, bo pracuje często z aktorami, z którymi nie lubię pracować. Moimi bohaterami są też aktorzy, których na przykład nie cenię. To jest bardzo wysoka cena słowa sprawiedliwość, ale staram się [taka być — przyp. red.]. Muszę powiedzieć, że dyskusja z agentem na temat tego, że aktor po raz 3 nie przychodzi na umówione spotkanie i nawet agent o tym nie wie, a jak już wie, bo się dowiaduje ode mnie, to znajdzie 1000 powodów, dla których widzi tego aktora [w tej roli – przyp. red.] i w zasadzie czwarte spotkanie i tak się odbędzie, bo na niego czekamy, bo przecież to jest tak pożądana osoba w tej chwili publicznie, że na pewno się z nią spotkamy w ramach castingu. Jest też takim rodzajem nadużywania tej czułości wobec ciebie. Ta empatia też musi mieć jakieś granice. Miałam ostatnio przykład aktorki bardzo dobrej, ale nieprzygotowanej kompletnie do castingu. Zastanawiałam się, czy ja powinnam ten materiał pokazać. Ostatecznie decyduję się na to, żeby go nie pokazać, bo nie tylko ją obnaża, ale też obnaża mnie, bo po coś to spotkanie jest zrobione. To jest jakieś moje założenie, ja zaufałam, przekonałam innych do tego, żeby się z nią spotkać i jeśli ona przychodzi nieprzygotowana, no to zaczyna być trochę niepokojące. Myślę, że bez względu na to ile ona ma lat i jaki ma teraz czas czy świetny, czy słaby to właśnie agent jest tą osobą, która ma powiedzieć: „hej stop są przyjęte zasady i reguły tego castingu. Na twoim miejscu mogła być inna osoba, to jest policzone. Ktoś inny mógł się starać o tę rolę. Przyszłaś nieprzygotowana, zmarnowałaś ten czas nie tylko jej prywatnie, Lebik, ale po prostu wykorzystałaś ten czas”. Ja też mówię o tego rodzaju narracji agent — aktor, która jest trudna, ale myślę, że powinniśmy wzajemnie siebie edukować w tej kwestii. No niestety to może zadziałać w drugą stronę, przepraszam, rozwinę to jeszcze. Jeśli ja będę piętnowała tego rodzaju sytuacje, prosiła ciebie o to, żebyś na nie reagował, to też mogę wywołać taki skutek, że ludzie będą się bali przychodzić nieprzygotowani, w słabej kondycji.
Jarek Skotnicki: Nie, to znaczy, tu ja wejdę w słowo. Ja pamiętam, jak poznałem Rafała, z którym współprowadzę agencję [wraz- przyp. red.] z Darią i zadaliśmy sobie na początku tej wspólnej przygody takie pytanie: czy gdyby tutaj usiadł i tutaj oczywiście użyliśmy nazwiska jakiegoś aktora, o którym często mówi się w branży, że ciężko się z nim pracuje, a jednocześnie mamy świadomość tego, że to jest osoba, która z takiego finansowego punktu widzenia koniunktury tabelek w Excelu i naszego portfela tym samym na pewno byłaby to współpraca owocna to czy byśmy się podjęli tej współpracy?” Pamiętam, że wtedy w ogóle bez konieczności nawet nazywania tego [było — przyp. red.] oczywiste, że nie. My znowu mówię za nas: za siebie, Darię, Rafała tak podchodzimy do tego zawodu, że najważniejszy jest człowiek i tego człowieka traktujemy, tak jak sami byśmy chcieli być potraktowani. Nie jest to kwestia, tylko mojego w miarę krótkiego stażu w wykonywaniu tego zawodu, ale tego, że ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji, o której ty opowiadasz, natomiast wiem, że one mają miejsce. Ze swojej strony i mówię to ja, jako człowiek nawet nie jako agent aktorski po prostu nie dawałbym przyzwolenia na taką sytuację, bo ich byłoby [coraz — przyp. red.] więcej i ten system, który niestety doskonały z założenia nie jest, tym szybciej by go to rozwaliło po prostu.
Nadia Lebik: No tak, ty rzeczywiście należysz (i RolePlay) do wyjątków rynkowych, takich policzyłabym na palcach, żeby też nie generalizować, może u dwóch rąk właśnie w tych agentów, ale wciąż uważam, że bez tego rodzaju współpracy i dialogu z nami i [zdefiniowania — przyp. red.] naszych potrzeb, mówię o reżyserach castingu, nie zostaną ustalone w pełni reguły funkcjonowania z aktorami. Pamiętam taką sytuację w przypadku Mii Wasikowskiej i kontaktu z jej agentami. Staraliśmy się o jej udział w jednym z filmów. To było niesamowite. Pierwsze sito agencyjne dotyczyło lektury scenariusza i tekstu i to nie byli specjaliści bynajmniej, którzy zajmują się po prostu script doctoringiem albo znajomością litery [scenariusza – przyp. red.]. Pamiętajmy też, że te teksty były tłumaczone na inny język, więc ostateczny kształt tego scenariusza na pewno nie był idealny ani pożądany, ale to nie byli specjaliści tego rodzaju. To byli ludzie, którzy sprawdzali, czy treść i poruszane w filmie [tematy — przyp. red.] są takie, które chcieliby, żeby Mia w jakiś sposób reprezentowała. Załóżmy, że to jest w tej chwili film polityczny, dotyczy sytuacji ukraińsko-rosyjskiej. Chciałbyś, żeby twój agent, będąc aktorem, przeczytał to i uznał jakiego rodzaju treści będzie dany bohater reprezentował. Drugie sito dotyczyło producenta, reżysera, w ogóle projektu. Trzecie sito było sitem finansowym, tego, czy w ogóle stać nas, czy możemy spełnić warunki, które są niezbędne do tego, żeby Mia się znalazła w ramach tej realizacji i tak dalej. I teraz, do czego zmierzam. Ja nie mówię, że to był ideał współpracy, ale jeśli jest tak, że ja przygotowując casting, nie mam żadnego porozumienia z agentem na poziomie tego, jakiej presji dotykam, jakiego rodzaju to jest bohater, jaki scenariusz i tak dalej to trudno jest mi rozmawiać o rezultatach takiego castingu. Jeśli ja mam agenta, który wiem, że przeczytał scenariusz i z pełną odpowiedzialnością swojego własnego gustu, tego rozumienia tych treści nie musi przecież takich samych jak ja, ale rozmawia ze mną, proponuje, dyskutuje, dowiaduję się dla kogo, to jest rodzaj dialogu, mamy jakąś płaszczyznę. A jeśli to jest tak, że to jest po prostu wysłanie aktora na odpowiednią godzinę z wysłaniem tekstu, czasami nawet nie doślą go tak, jak należy, a potem oczekują, że ja będę opowiadała, dlaczego ten casting został wygrany czy przegrany to są w błędzie. Nie będę się wdawała w te dyskusje, bo one są bezowocne. Przepraszam, że tak trochę weszłam na twoją pracę i na twój zawód, ale myślę, że to jest ważne, żeby też aktorzy wiedzieli, jak wiele zależy od was, bo ja powtarzam na przykład studentom, i w ogóle aktorom: wspaniale jest mieć agenta. Naprawdę wspaniale mieć kogoś, kto by zaprezentował twoje interesy, ale też kogoś, kto będzie buforem niejednokrotnie w sytuacji, w której zostajesz jakby sam. Możesz nie mieć kondycji, możesz nie chcieć przyjechać na ten casting, miej kogoś, kto spróbuje ci w tym temacie wytłumaczyć, kogoś, kto spróbuje po prostu ciebie reprezentować. To jest wspaniałe po prostu mieć kogoś takiego odpowiedzialnego za ciebie.
Ten mecenat cały to jest przedłużenie też takiego ojcostwa. To jest fajne, naprawdę super. I nie ma chyba takiej generalnej reguły, bo ta agencja jest mało liczebna, ta ma świetnych reżyserów obok w zakładce, dlatego że każdy [mierzy — przyp. red.] swoją miarą. Jednemu się to spodoba drugiemu [tamto — przyp. red.], ale osobiście uważam za wspaniałe i żeby nie powiedzieć pomocne, to posiadanie agenta może być naprawdę superowocne. I ten element finansowy między wami, który w tej pracy jest regulujący ten przebieg, może stać się kompletnie zauważalny, to znaczy wcale nie musisz zarabiać kokosów, żeby danego aktora chcieć reprezentować, bo to jest ktoś istotny, kogo cenisz. Dobra będzie miał jedną rolę na rok dlatego, że jest super charakterystycznym aktorem, ale tobie to nie przeszkadza. Robienie biznesu będzie się odbywało na innym polu. Takiej współpracy z takimi agentami, którzy są ludźmi pasji, rozumienia materii, to my strasznie pożądamy takiej takich relacji i my po prostu uwielbiamy z takimi agentami pracować. Jak się to odbywa nieco inaczej no to jak wszędzie, jak na każdym przyjęciu. Z jednymi będziesz wnosił toast i tulił się na powitanie, z innymi będziesz po prostu wymieniał się szybkim spojrzeniem i tyle.
Jarek Skotnicki: Tak jak to w życiu są też osoby, które nawet nie stwarzają warunków do tego, żeby wymienić się tym szybkim spojrzeniem, nie mógłbym tego nie powiedzieć, bo to zawsze działa w dwie strony. Wiadomo, z jedną osobą ma się lepszy kontakt, z drugą gorszy. Fajnie by było, gdyby każda osoba z szacunkiem podchodziła do drugiego człowieka. To jest na liście moich marzeń, które też tutaj [muszę — przyp. red.] wylistować.
Wrócę do dwóch rzeczy z twojej wypowiedzi. Jedna jest taka w kontekście zarobków. Odniosę się do przykładu Gamou Fall, czarnoskórego aktora, którego mam przyjemność reprezentować. Ja go tam kiedyś parę lat wcześniej widziałem w spektaklu w teatrze w Poznaniu i postanowiłem się do niego sam odezwać. Dodam informacyjnie, że jest to człowiek, który studiował między innymi ekonomię, jest zawodnikiem MMA, modelem, jest człowiekiem orkiestrą po prostu. Gamou powiedział, że on właściwie dużo z tych rzeczy, o które młodzi ludzie zwłaszcza walczą, czyli pieniądze, sława, zasięgi, followersi i tak dalej to on to ma, z tym kontakt większą lub mniejszy, natomiast jeżeli powiedzieć czego szuka w aktorstwie, to chciałby w oczach widzów świadomości odbiorcy coś zmienić, nie powielając stereotypów dotyczących osób czarnoskórych. To mnie absolutnie ujęło w nim podwójnie, bo pomyślałem sobie: „okej w tym kraju w tym momencie ja nie mówię, że za 5 lat mam nadzieję, że to się zmieni za 10,15 może szybciej oby. To nie jest, tak że jest mnóstwo produkcji, w których osoba czarnoskóra będzie mogła zafunkcjonować, tym samym sprowadzając to do biznesu przynieść mi z tego pieniądze. Nawet jeżeli raz w roku będzie pracował, a szczęśliwie pracuje częściej, to jest warte tego czasu, tej energii, bo to jest piękny kontakt z pięknym człowiekiem i do tego świetnym aktorem.
Jeszcze, pozwolisz, odniosę się szybko do tego co powiedziałaś o tych scenariuszach i tak dalej. Chciałbym powiedzieć, że w praktyce to tak wygląda, bo też nie rozłączyłbym się z tego spotkania, gdybym nie oczyścił sytuacji, mówiąc, jak ja to widzę. My też nie zawsze dostajemy materiały. Te narzędzia, które chcielibyśmy przekazać aktorom albo wręcz, które oni by chcieli od nas dostać. I to jest też nasza bolączka. To nie są tylko te NDA-ki, czyli te klauzule, które sprawiają, że my za dużo często nie wiemy, nie możemy wiedzieć. Czasami jest to, właściwie nawet nie wiem, co, ale ciężko jest nam stworzyć warunki do tego, żeby aktor przygotował się na spotkanie, jeżeli my tego nie dostaniemy od drugiej strony. To jest też taki systemowy kij w mrowisko, który chcę teraz wbić w tej dyskusji na koniec, bo tutaj Malwina już mi oczka puszcza i uśmiechy, że powoli powinniśmy finalizować. Wiem, że moglibyśmy godzinami jeszcze gadać. Chciałem to powiedzieć, żeby czuć się w zgodzie ze sobą i z moimi aktorami, to już mówię głosem wielu agentów.
Nadia Lebik: Bardzo ważny temat. Ja się odniosę szybciutko tylko do tego pierwszego jeszcze à propos Gamou i wiedzy na temat potrzeb aktorskich. Gamou jest rzeczywiście przykładem takim bardzo jaskrawym w ramach swoich potrzeb, ale cudowne jest to, jak agent razem z aktorem formułują drogę, nazywają ją, definiują, w którą stronę teraz będzie zmierzał mój rozwój. Jeśli agent z taką pełną świadomością z aktorem przygotowują tego rodzaju koncepcję, ja umiem zrozumieć negatywną odpowiedź w ramach nieprzyjmowania danych ról, rodzaju, czasem wielkości roli, przez danego aktora i agenta, to nie znaczy, że będę nadal się zwracała z prośbą o rozważenie danej propozycji, bo uważam, że od tego jestem. Czasem się to zmienia i to jest bardzo dynamiczne, poza tym rola roli nierówna. Mam rolę opresyjnego bohatera, ale za to w zupełnie innej konwencji w opoce, może to jest jeszcze cenne, żeby to zobaczył, jeszcze raz mimo tego, że. To jest jedna rzecz. Cudowne jest, jak aktor z agentem mają to porozumienie, wiedzą czego chcą, czego szukają, bo wtedy jest prościej.
Wracając do kwestii istotniejszej i też mając na uwadze czas, który nam pozostał, to powiem tak. Zgadza się, często nie dajemy dostępu agentom do na przykład scenariuszy, które posiadamy z bardzo konkretnych i określonych powodów. Tymi powodami zazwyczaj są obostrzenia, które dyktują nam po prostu nadawca czy też producent. Jeśli tak jest, to ja o tym mówię i informuję. Często jest też tak, że scenariusz nie jest w fazie, którą można zaprezentować, pokazać jako materiał, który jest informacją o tym, co robimy, albo są w trakcie pisania, korekty, poprawek, przedefiniowywania, przepisywania lub przeformułowywania wątków związanych z samą obsadą. Ja już mam za sobą część pracy z reżyserem. Czasami pracuję ze scenarzystą, czasami z samym scenarzystą, czasami z reżyserem i scenarzystą na temat na przykład pewnych nieścisłości dotyczących konstrukcji bohatera i postaci, bo kto bardziej niż ja się może na tym znać. Jak my sobie te rzeczy opowiemy, przedefiniujemy na nowo, to one często nabierają zupełnie innego kształtu. Już nie mówiąc o tym, że w ramach castingu często się ten materiał jeszcze zmiena. To jest drugi powód. Trzeci jest też taki, że to nie jest do końca tak, że my nie dajemy tego dostępu, mówię teraz o agentach. Raczej jest tak, że ten dostęp mają ci, co do których mamy pełne zaufanie i też mamy przekonanie, że to nie jest, tak że natychmiast ten tekst zostanie przeforwardowany do aktora, żeby się zorientował czy chce w tym grać. To rodzaj właśnie zaufania biznesowego również, bo to nie jest rzecz w tym, żeby aktor dostał ten materiał, bo pamiętaj o tym, że oczekiwanie reżyserów zaczyna często, jest moim oczekiwaniem, w ramach spotkania z aktorem jest takie, że co ma się wydarzyć, wydarzy się w ramach tego spotkania. Mówienie wcześniej, dawanie wszelkich narzędzi do tego dało nam dowód na to, że wcale nie przyspiesza, nie nie usprawnia i nie umacnia jakości tego spotkania. Wiem, że to jest bardzo trudne, co teraz powiedziałam, ale naprawdę gotowa jestem podać szereg argumentów, że tak jest, bo co z tego, że aktor zapozna się nawet ze strukturą całego tekstu jak można na konwencji albo jak nie wie, z kim będzie formułował daną relację, albo jeśli nie wie jakie oczekiwania względem tego tematu będzie stawiał reżyser. To nie wiele daje. To jest wzajemny szacunek, niektórzy tego bardzo potrzebują, niektórzy w ogóle są na tyle świetnymi specjalistami samej litery tekstu, czyli jego jakości. Potrzebują zobaczyć, w ogóle co to jest za tekst, jakiej wartości to jest materiał.
Jarek Skotnicki: Tylko tym samym aktorowi jest czasami ciężko. Ja staram się zawsze wejść w buty tej drugiej osoby i pójść z poczuciem przygotowania na ten casting.
Nadia Lebik: Przepraszam, że Ci wejdę w słowo. To nie jest tak, że to musi być uniwersalne: nie dajemy scenariuszy. Nie, możemy dyskutować o tym, z jakiego powodu mamy go dać. Jeśli powodem jest to, że aktor będzie się czuł pewniej, przychodząc do mnie, na casting to rozważę tę sprawę, ale jeśli to jest tak, że on chce poznać finał tej historii, to ja mogę mu nie chcieć, tego powiedzieć, po prostu dla na spotkania castingowego, ale teraz o czymś innym chcę powiedzieć. Tutaj rodzi się znowu temat i zagadnienie, od którego zaczęliśmy nasze spotkanie — zaufanie. Musisz spróbować mi zaufać. Mówię zawsze do aktora, że to spotkanie jest jak przyjęcie, które ja ustanawiam i urządzam. Jesteś pożądany na tym przyjęciu. Ja wcześniej naprawdę bardzo mocno przygotowuje całe menu, całą konstrukcję tego spotkania. Chcę cię przedstawić z najlepszej strony, bo jesteś moim bohaterem, więc ja zrobię wszystko w ramach spotkania castingowego, żeby ono przyniosło określony rezultat, a tym rezultatem jest zatrudnienie ciebie w tej roli. Czy jest ciebie 10, czy 15 osób do tej roli to z każdym z was będę w taki sam sposób pracować. Wiem, że jest to trudne, ale to jest chyba jedyne możliwe w tej chwili podejście. My dajemy, myślę, że parę dni do tygodnia czasu toczy się taka konstrukcja umówienia spotkania castingowego, w zależności od zajętości, ale no mniej więcej tyle. Jak bardzo wydłużyłby się proces tej pracy, gdyby dotyczył lektury całego tekstu, analizy, rozmowy na ten temat. Osobiście wolałabym, żeby aktorzy przychodzili na casting z przeczytanym scenariuszem. Nie tylko dlatego, że znaliby przebieg, widzieliby dokładnie wszystko, byłoby mi łatwiej po prostu. Przychodziliby z jakimś pomysłem. Myślę, że ten tekst bardzo by ich ograniczył w myśleniu o tym, co oni chcą zrobić w ramach tego materiału. Do końca tego się obawialiśmy. Myślę, że ten rodzaj ciekawości, niepewności bardzo sprzyja temu spotkaniu, bo to spotkanie ma wtedy charakter, przepraszam cię za to słowo — magiczny. Nienawidzę tego słowa. Ono ma charakter magiczny właśnie wtedy, kiedy nie spodziewasz się wszystkiego, kiedy możesz czemuś się oddać, kiedy coś się tworzy poza twoim założeniem. Myślę, że to jest bardzo ważne. Ja w porównuje to czasem do randki, że ta ekscytacja i ta świeżość spotkania rodzi się właśnie wtedy z tej niepewności, a nie z tego, że wszyscy jesteśmy do wszystkiego gotowi, wszyscy wszystko wiemy. To, po co mamy przychodzić? Tekst mi się podoba, potrafię to zagrać, przecież jestem wspaniałym aktorem.
Jarek Skotnicki: Teraz ja wejdę słowo, bo cały czas mam to z tyłu głowy, a nawet bym powiedział z przodu, że trochę jest właśnie inna sytuacja, kiedy macie możliwość spotkania. I tak patrzę statystycznie, oczywiście nie chcę powiedzieć, że to jest reguła, ale że finalnie bliżej tego tortu znajdują się te osoby, które po prostu kierują się intuicją, które czytają coś i bez zadawania tych pytań albo coś w tekście zobaczą, albo nie zobaczą. Idą na spotkanie z tobą, na spotkaniu jest też reżyser, producent być może jeszcze więcej osób i potem jest ta konfrontacja. Ktoś przychodzi z takim świeżym spojrzeniem na sprawę bez bodźcowania się tymi komunikatami z zewnątrz. Oczywiście mówię to trochę jako pytanie do ciebie a trochę jako moją obserwację. Nie raz miałem taką sytuację, że aktorka szła na casting, potem do mnie dzwoniła, mówiła, że spotkała, nazwijmy to brutalnie w kolejce drugą dziewczynę, która właściwie nic poza kolorem włosów nie ma podobnego, czyli w ogóle skrajnie inna, po kontrze osobowość fizycznie, energetycznie i tak dalej, a startują do tej samej roli. Potem na castingu od reżysera obsady ta aktorka słyszy, że grała za mocno, od reżysera, że grała zbyt mało mocno i tak dalej. To jest to, że moja rola w tym wszystkim [polega na tym, żeby — przyp. red.] stworzyć jak najbardziej bezpieczne warunki do tego, żeby ktoś zaufał sobie i potem zaoferował tego siebie, tę wizję tej postaci w swoim wydaniu na spotkaniu z wami.
Nadia Lebik: Jeśli kluczem do tego jest wcześniej przeczytać scenariusz, to myślę, że po prostu na przyszłość dla tej właśnie aktorki warto po prostu o ten scenariusz poprosić, jeśli to jest warunkiem do tego, żeby ona się czuła pewniej i lepiej. Myślę, że nikt nie postawi takiej granicy, chyba że ma zakaz absolutny pokazywania tego tekstu. Może też przecież zadać szereg pytań, w ramach takiej pracy castingowej to nie jest tak, że jesteśmy takimi ludźmi, którzy przychodzą oglądać jakieś efekty. My przychodzimy razem to budować. Ja się uczę razem z aktorami tekstów castingowych. To nie jest tak, że ja nie wiem, ile czasu trzeba, żeby się tego nauczyć. To jest jakaś taka nasza też odpowiedzialność, żeby ta próba i ten casting wypadł jak najlepiej. Jeśli warunkiem do tego jest rzeczywiście lektura tekstu, myślę, że to nie jest jakiś wielki problem, to znaczy dla nas, możemy naprawdę to zapewnić. Ja tylko próbuję powiedzieć, że ja potrafię bez tego z aktorem zbudować wszystko to, co jest niezbędne do zaprezentowania go w ramach danego bohatera. Co więcej, odważę się to powiedzieć, że wręcz uważam to za bardzo twórcze i bardziej niezwykłe, kiedy tego nie mamy i kiedy możemy o tym rozmawiać, możemy to razem budować. To rzeczywiście wymaga po prostu zaufania.
Co do kwestii, którą delikatnie teraz dotknąłeś tego, kto jest na castingu, i że to mogą być dwie skrajne osoby, to już pomijam aspekt tego, że czasami też tak robię, że po kontrze, czyli nie ufając samej sobie, nie ufając własnej koncepcji, zaproszę aktora, który nie spełnia tych wszystkich kryteriów, warunków, na które się umówiłam, żeby sprawdzić, czy to, co ja założyłam, jest właściwe, to już pomijam taki element i aspekt swojej pracy. Wyobraź sobie, że mam dwie bohaterki, równoletnie, przy czym jedna w trakcie historii ginie na samym początku, ale jej retrospekcje będą sięgały tego okresu, w którym ją poznajemy. Powiedzmy ma lat 18 albo 21 będzie łatwiej, bo jest więcej aktorek wtedy, natomiast kolejna ta, która się też skonfrontowała z nią jako 21-latka na ekranie, jest w toku historii i narracji, czyli jakby, krótko mówiąc, poznajemy również [ją, jako — przyp. red.] starszą. Ta sama aktorka w ramach charakteryzacji będzie grała i tę młodszą i tę starszą. Niczym złym w rynku uważam, że to nawet powinno stanowić jakiś punkt wyjścia i założenia, będzie testowanie aktorek. Przepraszam za słowo testowanie, ale będzie castingowanie tych aktorek, do tych samych ról, to znaczy na tym samym tekście, bo to przecież wtedy jest zupełnie wszystko jedno, jeżeli chcesz sprawdzić tylko wiek. Jeśli chcesz sprawdzić parametry dotyczące postaci, osobowości to jest zupełnie coś innego, ale jeśli chcesz zobaczyć czy te bohaterki mogą być równolatkami w danych okresach i czy charakteryzacja pomoże nam to wyrównać, czy to będzie wiarygodne to naprawdę to spotkanie się może odbyć w ramach tego samego tekstu, samej nawet sceny. Jeśli aktor ma do mnie zaufanie, że jest zaproszony na przyjęcie, na które ja samodzielnie przygotowuje kartę menu i wybieram kaczkę na danym targu, żeby ją upiec i jeśli naprawdę zaufa mi, że ja w drodze między korytarzem salonem zdążę poprawić, albo zwrócić uwagę, żeby poprawiła włosy, a jeszcze przede wszystkim dostrzega jej zakłopotanie, kiedy nie będzie wiedziała którym widelcem się zabrać za to, co ja podałam, to ja zapewniam, że tak jest. To chyba będzie takie już może nawet kończące i wieńczące.
Jarek Skotnicki: Tak, bo Malwina tutaj daje sygnały wyraźne.
Nadia Lebik: Problem zakłopotania dla aktora w danym momencie czy też dla ciebie jako agenta potem w rozmowie z aktorem może być tym czymś, co jest podstawą tego, dlaczego castingu nie wygrała i tak dalej, a nie ma pewności i nie wie o tym, że tak naprawdę dokładnie o to zakłopotanie, o ten jeden element, o ten niuans [chodzi — przyp. red.], bo casting się rządzi niuansem, oceniamy je. Niuans będzie stanowił o indywidualności i o tym, co przesądziło o wyborze danego aktora. Naprawdę nie możesz być pewien i ten brak pewności u aktora, jest najpiękniejszy z obserwacji. Właśnie ten brak pewności to zabija self tape.
Jarek Skotnicki: Tak, tu się z tobą absolutnie zgodzę. Pozwolę sobie na taką dygresję na koniec. Wczoraj byłem na spektaklu w Teatrze Współczesnym. Komórka dzwoni ze świetnym naszym Mateuszem Królem i mówię o tym, dlatego że ta moja komórka dzwoni już po raz kolejny, twoja też na pewno w tym czasie zadzwoniła parę razy. Malwina pisze mi tutaj, że już powinniśmy kończyć, więc kończymy. Ja powiem na koniec tylko, tyle że ubolewam, że się nie spotkaliśmy mimo wszystko z Nadią w jednym miejscu o jednej porze, ponieważ Nadia zawsze kończy swoje maile hasłem: ściskam i naprawdę nikt nie ściska tak, jak Nadia. Także tutaj na koniec powiem, że po prostu ubolewam, że jesteśmy zamknięci w tej pudełkowej wersji na nowej zresztą dla nas aplikacji. Poznaliśmy dzisiaj aplikację StreamYard i mam nadzieję, że [w przyszłości będzie — przyp. red.] jak najwięcej takich spotkań i też tego oczywiście wszystkim aktorom życzę, żeby byli na tę kolację organizowaną przez Nadię zapraszani jak najczęściej. Za wszystkich aktorów trzymam kciuki.
Nadia Lebik: Dziękuję bardzo serdecznie. Ja za wszystkich aktorów trzymam kciuki.
Malwina Czajka: Bardzo wam dziękuję i przepięknie było was słuchać i wsłuchiwać się w wasze refleksje. Życzę wam tego, żebyście mieli możliwość stworzenia jak najbardziej bezpiecznych warunków dla aktorów i aktorek. Dziękuję wam serdecznie.
Jarek Skotnicki: W tym zachwycie, w którym myślę, mogę to za Nadię też powiedzieć, funkcjonujemy codziennie, wykonując tę pracę. A ja na koniec…
Nadia Lebik: Obiecaj mi Jarek, że jak przestaniesz widzieć we mnie ten rodzaj ciekawości, to powiesz mi, żebym zmieniła pracę.
Jarek Skotnicki: Nie wierzę, żeby to miało nastąpić, ale słuchajcie, kota się bardziej spodziewałem niż tego, że wiertarka nagle zacznie wiercić, ale mam nadzieję, że nie przeszkodziło to w naszym spotkaniu i bardzo dziękuję za zaproszenie zwłaszcza w takim gronie i oby częściej
Nadia Lebik: Ja również. Malwina dziękuję bardzo. Dziękuję Jarek.
Malwina Czajka: Dziękuję wam bardzo.
Red. Dorota Wituła
Materiał zrealizowany w październiku 2022 przez Fundację FKA.