„To jest mój sposób na ten zawód” – rozmowa z reżyserką castingu Katarzyną Gryciuk-Krzywdą
Malwina Czajka: Dzień dobry. Witam państwa bardzo serdecznie na 13. edycji Festiwalu Kamera Akcja w wersji online. Dzisiaj będziemy mieli okazję porozmawiać o reżyserii castingu i tutaj parę słów właśnie wprowadzenia. Ja nazywam się Malwina Czajka i będę miała przyjemność poprowadzić spotkanie z Katarzyną Gryciuk-Krzywdą. Witam cię serdecznie.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Dzień dobry, witam.
Malwina Czajka: Dzień dobry. I teraz bardzo ważna sprawa. Katarzyna Gryciuk-Krzywda jest reżyserką castingu, która między innymi pracowała przy takich firmach, „Baby Bump” Kuby Czekaja, „Za duży na bajki”, ale też „Narzeczony na niby” czy „Pokolenie Ikea”, który dopiero niebawem pojawi się w kinach, więc duża różnorodność i rozpiętość pracy. A ja bym chciała zacząć od takiego pytania wprowadzającego troszeczkę, do tego, jak wygląda twój zawód, czyli jakbyś opisała taki swój standardowy dzień pracy. Jak to wygląda, jak się budzisz i co dalej?
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego jak standardowy dzień pracy w moim zawodzie, bo czasami się wydaje, że masz wolne, budzisz się rano i raptem dostajesz telefony. Cały dzień zostaje wywrócony do góry nogami. Czasami wydaje się, że jest pożar do ugaszenia i bardzo ciężko jest przewidzieć, co się wydarzy w ciągu dnia i po dwóch telefonach okazuje się, że pożar się ugasił i jest pięknie, więc nie nie ma czegoś takiego jak standardowy dzień pracy. To nie jest tak, że się wstaje o 8:00 czy tam o 7:00 rano, je się śniadanie i siada się do pracy, czy jedzie się do studia. Każdy dzień wygląda troszkę inaczej.
Malwina Czajka: Czyli nie ma w ogóle możliwości rutyny. Dla tych, którzy [jej – przyp. red.] nie lubią, to jest idealny zawód.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Tak, idealny zawód.
Malwina Czajka: No dobrze, ale to jakbyś powiedziała, jak wygląda właśnie praca Twoja dziś. Czy jako reżyserka castingu, dzisiaj już po tym czasie, kiedy właśnie byliśmy zamknięci w pandemii, lockdowny i tak dalej, dosyć sporo waszej pracy przeniosło się do online’u. Czy faktycznie nadal tak jest, że twoja praca skupia głównie na działalności online’owej, czy spotkania na żywo też są, albo jaka jest między nimi różnica dla Ciebie?
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Pandemia pokazała, że mamy narzędzia do pracy online i sporo tak zwanych self tapowych nagrań, czyli że ktoś się nagrywa samodzielnie i wysyła nagranie oczywiście pod konkretną rolę. Pokazało, że możemy część rzeczy studyjnych ograniczyć, co nie znaczy, że możemy w ogóle z tego zrezygnować. Bo po pierwsze nie ma nic cudowniejszego jak realna praca z człowiekiem, aktorką, aktorem w studiu, kiedy możemy się spotkać, kiedy możemy porozmawiać o postaci, o energii tej postaci i to kompletnie inaczej buduje i relacje między nami i ja też inaczej odkrywam takich aktorów, o ile wcześniej nie znałam. Na self tape’ie jest niestety to, że dostaje się fragment scenariusza, albo wręcz wybrane sceny. I oczywiście, chwilę opisuje kontekst sceny, czy też trochę o bohaterze, ale aktor nie ma jak za bardzo dopytać, czy w tym kierunku, czy w [innym – przyp. red.]. Nie bardzo ma jak szerzej porozmawiać o postaci i wiadomo, że na takim self tape’ie zobaczymy taką namiastkę być może naszego bohatera, naszej bohaterki, a potem, tak czy inaczej musimy się spotkać w studio. Więc absolutnie, nie ma takiej opcji, żeby obsadzać film bez spotkań z aktorami w studio. Self tape-y na pewno ułatwiają teraz pracę, czy też pokazanie się aktorom spoza Warszawy.
Większość castingów jednak się dzieje w Warszawie. Oczywiście one są w Łodzi, też są w Krakowie, są we Wrocławiu, ale jednak najwięcej chyba się dzieje w Warszawie. Poprzez wysłanie self tape`a, zawsze aktorzy spoza Warszawy szczególnie: wybrzeże, Szczecin, bardzo daleko, mają dodatkowe narzędzie, gdzie mogą się pokazać. Może niekoniecznie do danej roli, ale nawet wysłać swój materiał i pokazać, powiedzieć: „Hej jestem, zobacz, a może kiedyś będziemy mogli się spotkać, popracować w studiu”. Pandemia na pewno nam pokazała, że fajnie jest używać tego narzędzia w postaci self tape’ów, czy też castingów na Zoomie, ale na pewno nie jest to coś, co zastąpi taką żywą pracę z aktorem, aktorką w studiu.
Malwina Czajka: Chciałabym zapytać cię, jak wygląda ten moment, w którym ty rozpoczynasz pracę, rozpoczynasz pracę przy filmie, bo wspominałaś o tym, że właśnie bardzo ważna jest ta praca w studiu z aktorem. Sugerowanie mu, w jaką stronę powinien iść i jak tę postać, budować, a więc zanim się spotkasz z aktorem, aktorką, ich wybierasz, ich przeglądasz, nie wiem, czy to jest dobre słowo tutaj w tym momencie, to otrzymujesz gdzieś tam propozycję, pracujesz nad danym filmem. Od czego zaczynasz? Od tego, że czytasz 1, 2, 3, 10 razy scenariusz? Czy od rozmowy z producentami, reżyserem? Jak to wygląda?
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Zanim dostanę scenariusz, to muszę porozmawiać z producentem i reżyserem, bo od którejś z tych postaci dostaje propozycję obsady filmu. Co nieco o filmie, czy też serialu wiem tuż przed dostaniem scenariusza. Oczywiście dostaje scenariusz, czytam i myślę, że to jest też troszkę tak, jak czytamy książki, że czytając, wyobrażamy sobie bohaterów, o których czytamy, siłą rzeczy. I to jest właśnie piękne w czytaniu książek, że każdy z nas czytając ten sam tekst, może mieć zupełnie różnych bohaterów. Ja tak mam, czytając scenariusz, że czasami jest tak, że już po pierwszych scenach ktoś mi siądzie w głowie, że: „o matko, widziałabym tę osobę w tej roli!”. Czasami w trakcie czytania mi się to zmienia, a czasami tak głęboko wejdzie dana osoba w głowę, że już do końca czytania scenariusza nie wychodzi. Potem się spotykam z reżyserem, przegadujemy sobie mój odbiór tych bohaterów, jak ja ich widzę, jak reżyser, reżyserka [ich – przyp. red.] widzą, dyskutujemy sobie o charakterach tych postaci, bo scenariusz to jedno, a to, jak my czujemy i jakbyśmy chcieli poprowadzić tych bohaterów, to jest zupełnie dodatkowa rzecz. I sobie myślimy nad postaciami, dyskutujemy, kto nam już przychodzi do głowy na tym pierwszym etapie, kogo byśmy chcieli, kogo byśmy widzieli, czy się zgadzamy w tym kierunku myślenia, czy wrzucamy kij w mrowisko. Często też tak jest.
Ja bardzo lubię wrzucać kij w mrowisko i tak pod prąd na przykład, nie po warunkach a sprawdźmy, jak to będzie. No i potem kolejne czytanie, kolejne myślenie, rozmowy z agentami, z aktorami. Jakby cały czas moją pracą domową jest oglądanie polskich produkcji, zarówno filmowych, często jestem w teatrach. Po prostu cały czas uczę się, poznaję aktorów, obserwuję, jeżeli są młodzi, jak się rozwijają. Staram się szukać takich ról w osobach, które znam, [których – przyp. red.] nie [podejrzewałabym – przyp. red.], że na przykład zagrają takiego bohatera, żeby zobaczyć, na ile jest plastyczna dana osoba. Z tą wiedzą, czytając scenariusz, gdzieś mi się już powoli układa w głowie, kogo bym widziała, reżyserowi się układa w głowie jego [wybór – przyp. red.]. Zderzamy te punkty widzenia i idziemy kolejnymi krokami.
Malwina Czajka: A jak właśnie wygląda to z twoim z perspektywy? Jaki jest taki moment, w którym dla Ciebie następuje taki zachwyt i takie: „och to jest dobra osoba”, która w tym momencie świetnie sobie tutaj rozegrała tę sytuację. Czy masz na przykład jakiś swój notatnik, w którym zapisujesz, żeby to zapamiętać? Rozumiem, że tych postaci, osób, twarzy…
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Jestem tym obłożona! Jestem człowiekiem starej daty i lubię pisać, notować ręcznie. Ja mam swoje tajemne zeszyciki, w których mam masę informacji właśnie o aktorach, aktorkach, gdzie widziałam, czym mnie zachwycili i dosyć często to sobie przeglądam dla odświeżenia. Nie jestem w stanie pamiętać wszystkich, to nie ma szansy przy takim rynku, jak my mamy fantastycznych aktorów, to pamiętanie o wszystkich, nie mówię tutaj o tych najgłośniejszych nazwiskach, graniczy z cudem. Siłą rzeczy ja po prostu mam tonę notatek, z których skrupulatnie korzystam.
Malwina Czajka: Festiwal Kamera akcja od paru lat odbywa się w szkole filmowej w Łodzi, a więc nie sposób nie zapytać o Festiwal Szkół Teatralnych. Czy to jest miejsce, które gdzieś tam kojarzy ci się właśnie z miejscem odkrywania nowych postaci, czy to jest miejsce, na które zawsze jest twoim obowiązkowym miejscem na mapie corocznego odwiedzania i szukania nowych aktorów i aktorek?
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Nie jest to obowiązkowe miejsce, to nie ukrywam, natomiast jest to miejsce, do którego ja lubię zaglądać i oglądać dyplomy. Teraz, jak była pandemia, to były linki do zarejestrowanych już wcześniej dyplomów. Często niestety jest tak, że wyjazd do Krakowa, do Łodzi może mniej, ale nie do końca jestem w stanie pogodzić z castingami, które po dosyć intensywnie się toczą. Jeżeli mogę i dostaję zaproszenie zarówno ze szkół, jak i sami młodzi aktorzy starają się też zaprosić castingowców, wysyłając im informację, to często proszę o to, że jeżeli wiem, że nie będę mogła być, [to – przyp. red.] jeżeli będą mieli już zarejestrowane i będzie można to upublicznić, to żeby mi podesłali linka, że sobie chętnie obejrzę. W ten sposób poznaję nowych wchodzących na rynek, chociaż sporo z nich, tak czy inaczej, spotkałam już wcześniej, przed dyplomami, więc starają się trzymać kontakt.
Malwina Czajka: No właśnie. Teraz powiedziałaś o tym, że bardzo dużo jest tych momentów, w których właśnie nie masz czasu, żeby wyszukiwać, jeździć, ponieważ bardzo dużo castingów dzieje się na bieżąco każdego dnia. Jak to wygląda? Ile trwa? Rozumiem, że po pierwsze: pewnie pracujesz nie nad jednym filmem jednocześnie, tylko jest to kilka produkcji, a z drugiej strony jak długo mniej więcej, może jakieś takie jakieś widełki byś spróbowała nam tutaj określić, trwa cały proces wyszukania obsady danego filmu.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Nie da się tego w żaden sposób w schemat wrzucić, dlatego, że po pierwsze: każdy film czy serial ma inną ilość osób do obsadzenia. Serial, który się kręci dla Canal+. Zaczęłam pracę nad [nim – przyp. red.] w listopadzie ubiegłego roku a tak naprawdę skończyłam ostatnią osobę, z takich epizodów, w zeszłym miesiącu. Tam jest dwieście parędziesiąt osób obsady aktorskiej, takiej z imienia i nazwiska, którą trzeba znaleźć, bo jest rola. Nie mówię o statystach, bo to jest coś, czym ja się nie zajmuję. [Jest to więc – przyp. red] wiele miesięcy, a wcześniej, albo w międzyczasie serial, który miał 60 osób obsady i zrobiło się to w cztery tygodnie, więc bardzo różna długość tego procesu. Jak jest czas, to oczywiście to się rozwleka i mamy czas na szukanie, a czasami jest tak, że decyzja o uruchomieniu produkcji z różnych powodów zapada i miesiąc później mają być zdjęcia. To jest rzadkość, ale też tak bywa. Tam już nie ma czasu. Trzeba bardzo zintensyfikować myślenie i skupić się na tych głównych rolach, od których wyjściowo całą resztę robimy. I wtedy ten proces [wygląda tak, że – przyp. red] ja jestem po 10 godzin na przykład w studiu castingowym. Oprócz tego wstaję i zasypiam, myśląc o postaciach, oglądam kolejne nowe produkcje i myślę o [bohaterach – przyp. red], bo gdzieś kogoś zobaczę i przypomnę sobie: „ojejku, a ta osoba grała z tą osobą gdzieś tam”, wyszukuję: „tak, to jest ta osoba, o której myślałam”. Ta praca głowy tak naprawdę jest cały czas.
W momencie, kiedy jestem gdzieś tam z przyjaciółmi albo czytam książkę, to się wyłącza, ale już jak jestem w kinie, to się nie wyłącza. Jak jestem w teatrze, to już też nie do końca się wyłącza. Przyznaję się, że czasami oglądając czy film, czy sztukę miewam tak, że idę za daną postacią i totalnie nawet gubię wątek tego wszystkiego, co się dzieje. Idę i obserwuję jedną czy dwie osoby; i w ogóle przestaję się skupiać na treści tego, co oglądam, a skupiam się tylko na dwójce czy trójce bohaterów. Potem, jeżeli to jest film, to oglądam jeszcze raz. Ten proces pracy jest cały czas i nie umiem tego wyliczyć, że ten serial castingowałam 3 miesiące po 10 godzin przez 5 dni w tygodniu. Nie da się tak.
Malwina Czajka: No już wiemy, że tutaj znowu kolejny element, w którym nie ma ram. Nie ma [ich – przyp. red.] dla dnia [oraz – przyp. red.] dla projektów Każdy jest inny. Chciałabym cię zapytać o produkcję, która bardzo dobrym efektem wkroczyła do kina właśnie już po pandemii i też spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem publiczności, a więc „Za duży na bajki” Krzysztofa Rusa. Jakbyś opowiedziała o tym, jak tutaj wyglądała twoja praca, chociażby z uwagi na to, że tutaj mamy aktorów także dziecięcych.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Głównie mamy bohatera dziecięcego, czyli Maćka. Oczywiście to, co ja teraz opowiadam od samego początku o procesie castingowym, to jest mój sposób na ten zawód. Inna reżyserka czy reżyser obsady mogą mieć totalnie inne. To chyba w ogóle od tego trzeba byłoby zacząć nasze spotkanie. Tego zawodu nie uczą w szkołach. To jest zawód, który się wykonuje, czerpiąc [wiedzę – przyp. red.] z głowy, obserwacji. Nie można pójść do szkoły i się nauczyć jak być reżyserem obsady.
Malwina Czajka: Przepraszam, że się tak wtrącę, bo nie ma takich szkół, ale pytanie jest takie: czy uważasz, że da się tego zawodu nauczyć i czy powinny być takie szkoły?
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Nie mam pojęcia. Nie potrafię w ogóle odpowiedzieć na to pytanie, bo nie wiem. Chodziło mi bardziej o to właśnie, że każdy z nas pewnie ma wypracowany zupełnie inny sposób funkcjonowania, bo nie wychodzimy z żadnych takich ram, które zostały nas nauczone przy tym zawodzie. Ja uwielbiam pracować z dzieciakami. To jest tak chłonny materiał. Przepraszam, że używam słowa „materiał” w kontekście ludzkim, ale dzieciaki są mega chłonne. Są otwarte, chętne, bardzo plastyczne i pomysłowe. Jak tylko uda się do nich dotrzeć i znaleźć to porozumienie i co najważniejsze zdobyć ich zaufanie, bo to jest tutaj bardzo istotne, to praca z nimi jest fantastyczna. Widzi się, jak pięknie się rozwijają w tych postaciach, dokładają od siebie i jak szukają narzędzi. Aktorzy wychodzą z pewnymi narzędziami, których używają, mówię o dorosłych aktorach. Dzieciaki nie mają tych narzędzi. Może część z nich, które gdzieś chodzą na jakieś zajęcia [to mają – przyp. red.], chociaż czasami to jest bardziej szkodzące, niż pomagające. One po prostu oddają bohaterowi całego siebie i cudownie się z nimi pracuje.
Jeżeli chodzi o „Za duży na bajki” i casting, to też było ładne kilka miesięcy jeżdżenia po całej Polsce i szukania naszego głównego bohatera. Ja z kamerą i z moim asystentem Maurycym jeździliśmy do Wrocławia, Krakowa, Trójmiasta, Łodzi i też bardzo dużo self tape’ów było nagrywanych po to, żeby znaleźć niełatwą kompilację cech w naszym bohaterze. Szukaliśmy chłopca, który jest otyły, bo taki jest nasz bohater, przy tym niemający kompleksów, a to już jest wykluczające się w zasadzie w naszym kraju, w przypadku dzieci, który będzie w dodatku takim słodziakiem, że widz go pokocha od samego początku. Biorąc pod uwagę to, jak jesteśmy zakompleksionym społeczeństwem i to, jak dzieciaki są okrutne wobec siebie, to znalezienie dziecka, które będzie otwarte, serdeczne i nie będzie się wstydziło tego, jak wygląda, nie jest to łatwe. W Stanach Zjednoczonych, dzieciaki inaczej [do tego – przyp. red.] podchodzą. To oczywiście nie znaczy, że się nie wyzywają w szkołach i nie robią sobie jakieś głupich dowcipów, ale jednak ta otwartość i taka akceptacja dla inności, jest zdecydowanie większa niż u nas. Jak czytałam scenariusz, sobie myślałam: „Matko Boska, no przecież nie ma opcji”, a jednak jest. I to jeszcze jaka!
Malwina Czajka: Co musi się takiego wydarzyć, żebyś wiedziała, że to jest odpowiednia osoba na odpowiednie miejsce?
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: W przypadku akurat naszego bohatera, to było tak, że znaleźliśmy kilku naprawdę bardzo fajnych, młodych, zdolnych chłopaków, a Maciek był sąsiadem naszej scenarzystki, autorki książki „Za duży na bajki”. Ona wspomniała o Maćku i ja zadzwoniłam do [jego – przyp. red.] taty i było, że: „nie, do studia, do Warszawy, to chyba się nie uda, to jednak jest duża nieśmiałość”. Pojechaliśmy do niego do domu z kamerą. Długo się poznawaliśmy, dużo rozmawialiśmy. Pierwsze spotkanie to było oczywiście: „wow, jaki fajny dzieciak, tylko kurcze, czy on udźwignie cały film?”. Problem polegał na tym, że na tej postaci jest osadzony cały film. To nie jest tak, że to jest główna rola dziecięca przy bardzo głównych rolach dorosłych. To jest trochę dziecięca, która trzyma cały film, ma najwięcej dni zdjęciowych, co jest bardzo męczące. To się tak wydaje, że: „wow super, zagram w filmie, ekstra”, tylko potem się okazuje, że to jest dwa albo trzy miesiące od rana do wieczora na planie, w przypadku głównej roli w filmie. Wcześniej próby, czytanie scenariusza, przestawienia kamer. Jeszcze jak grasz, to masz zajęcie, ale wiadomo, że na planie to jest tak, że trochę grasz, a sporo czekasz. I pierwszy, drugi dzień, pierwszy, drugi tydzień jest super, ale po miesiącu, to już przestaje być takie super.
Cały czas baliśmy się, czy w ogóle dziecko, będzie w stanie udźwignąć tak dużą ilość dni zdjęciowych osadzonych na tej postaci. Pracowaliśmy kilka ładnych miesięcy i z Maćkiem, i z pozostałą dwójką. Wcześniej jeszcze mieliśmy w sumie po trzy osoby na role i każda z tej trójki była w jakiś sposób bardzo ciekawa i troszkę zmieniała charakter każdej z tych postaci. Po wielu takich krzyżowych [spotkaniach – przyp. red.] właśnie w studiu zestawialiśmy taką trójkę z [inną – przyp. red.] i tak sobie mieszaliśmy. Patrzyliśmy między innymi też, jak dzieciaki się ze sobą dogadują, która trójka faktycznie będzie stanowiła taki team wspierający się, budujący, pomagający sobie wzajemnie już na etapie spotkań w studiu castingowym. Ta trójka po prostu rozwaliła system.
Malwina Czajka: Czyli muszą też ze sobą zawsze się też…
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: W momencie jak mamy opowieść o dwójce chłopaków, którzy są przyjaciółmi i wchodzi w to trzecia, w dodatku dziewczyna, to między nimi musi być harmonia, bo nie zagrają tego. Mówimy tutaj o dzieciakach. Oczywiście dorośli, nawet jeżeli się nie lubią, to są w stanie użyć tego wszystkiego, czego się nauczyli, mówię o aktorach, i zbudować, postać i sobie zagrać. Przy dzieciakach to będzie widać, kamera jest bezwzględna.
Malwina Czajka: To ja zapytam jeszcze o Dorotę Kolak, czyli aktorkę, która grała Mariolę, tę szaloną ciotkę. Powiedz mi, czy twoja rola jest taka, że jak myślisz o osobie, którą proponujesz, wybieracie do roli, czy myślisz o tym, że to być może będzie właśnie taka osoba, która bardziej to podkręci. Jak to było w kontekście scenariusza? Czy ona była aż tak szalona i podkręcona już na [tym – przyp. red] etapie, czy to gdzieś tam…
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Ciotka Mariolka jest po prostu scenariuszowa. Pani Dorota Kolak oczywiście dołożyła swoją charyzmę, energię, ona stworzyła tę postać, ale totalnie zakręcona z tym skakaniem ze spadochronów, z podwieszaniem się na tych linkach, jak najbardziej to było już na etapie scenariusza. Pani Dorota po prostu pięknie dołożyła swoje, w tym całym zakręceniu ogromną miłość pokazując i serce do naszego młodego bohatera.
Malwina Czajka: Powiedz mi, kiedy kończy się Twoja rola? Czy to jest na etapie pierwszego klapsa, czy Ty jesteś cały czas obecna na planie?
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Jeżeli zdjęcia są przez kilka miesięcy, no to nie ma szans. Oczywiście staram się wpadać na plan, żeby zobaczyć, jak sobie radzą aktorzy, jak to wszystko tam u nich wygląda. Generalnie idealnie by było, żeby obsada zamykała się przed pierwszym klapsem. Niestety tak nigdy nie ma, bo też zmieniają się dni zdjęciowe i czasami przy jedno, dwudniowych epizodach gdzieś, coś, ktoś spada i trzeba znaleźć [nowego – przyp. red.]. Tak naprawdę, ja jestem na takim standby’u do czasu zakończenia zdjęć, bo zawsze coś się może wydarzyć. Obsada, która teoretycznie jest już domknięta, raptem po tygodniu może się okazać, że coś się zmieniło albo ktoś się rozchorował i trzeba jednak wrócić do projektu i szybciutko kogoś znaleźć. Tak naprawdę nie do pierwszego, a do ostatniego klapsa może się coś wydarzyć i często się wydarza, że trzeba [kogoś – przyp. red.] szybciutko znaleźć. Nie mówimy Oczywiście o głównych bohaterach, ale poza [nimi – przyp. red.] jest cała masa ról drugoplanowych i tutaj czasami trzeba poruszyć się jeszcze po pierwszym klapsie.
Malwina Czajka: Właśnie zainspirowałeś moje pytanie właściwie. Czy to jest tak, że trudniej jest według ciebie znaleźć te główne tutaj role, czy większą trudnością jest to, żeby dopiąć całość obsady? Tych ról w zależności od filmu jest różnie. Czasami jest więcej, czasami mniej, ale czy to jest tak, że ten drugi plan jest trudniejszy? Jak Ty to oceniasz?
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Znowu wrócę do tego, że projekt projektowi nierówny. Czasami trudniej jest znaleźć główną rolę, nie chcąc powielać bohaterów: daną aktorkę czy aktora, którzy zagrali w podobnym stylu. Czasami pojawia się drugi plan tak bardzo specyficzny, czasami etniczny w bardzo konkretny sposób, albo tak charakterystyczny wizualnie, a przy tym świetny aktorsko, że okazuje się, że nawet jak już znajdziemy tą jedną czy dwie osoby, to akurat terminy nie do końca. I potem jest dalsza [komplikacja – przyp. red.], że „ach, dlaczego?”. Już człowiek się zafiksował, że: „och tak, ta osoba [świetnie się nadaje – przyp. red.]” i potem raptem: „nie, jednak musimy szukać”. Bardzo różnie jest. Naprawdę, to wszystko zależy od projektu.
Malwina Czajka: Tutaj jeszcze nie mieliśmy okazji, ale już drugi raz pracujesz z Kubą Czekajem, a „Baby Bump” to też był bardzo taki specyficzny projekt. Wrócę do pytania o obsadę młodzieńczą, dziecięcą, a więc do Kacpra Olszewskiego, który grał główną rolę w tym filmie i na nim właściwie opierał się ten film. Jestem ciekawa, jak przebiegało po pierwsze wyszukiwanie głównego aktora, ale też jak praca z tym udźwignięciem tego jednak bardzo specyficznego filmu. Kuba Czekaj też lubi pracować z dziećmi, już jego jeszcze wcześniejsze etiudy już były z bohaterami dziecięcymi. Jestem ciekawa, jak to wyglądało przy „Baby Bump” i najnowszym.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Najnowszy „Lipstick”, też casting dziecięcy był bardzo trudny. Kuba daje mi wyzwania ogromne. Pamiętam, jak się bardzo ucieszyłam, jak dostałam propozycję pracy przy „Baby Bump”. Jak zaczęłam czytać scenariusz, to było takie: „o matko, jaki rodzic pozwoli dziecku zagrać?”. Wtedy jak czytałam, z punktu widzenia matki. Oczywiście to była taka pierwsza myśl. Wiadomo było, że przy takich scenariuszach zupełnie inaczej się podchodzi do pracy z młodymi aktorami i z rodzicami. Castingi były też bardzo szerokie. Wtedy nie jeździłam z kamerą, ale pamiętam, że dzieciaki przyjeżdżały z całej Polski i myśmy z asystentką Kuby, Anią, miałyśmy bardzo mało czasu. Musieliśmy zdążyć z filmem na festiwal w Wenecji. Festiwal był we wrześniu, a myśmy zaczęli castingi zimą. Pamiętam, że dokładnie chyba półtora miesiąca, każdy weekend od 8:00 rano do 21:00 non stop były castingi na naszą dwójkę wtedy. Weronika, która tam zagrała dziewczęcą rolę, bo potem jeszcze mamy nastolatków, ale z nimi to poszło bardzo szybko, tak tutaj najpierw był trop, że szukamy wizualnie młodego chłopaka, takiego, który będzie troszkę inny. Potem stwierdziliśmy, że to jest w ogóle zły kierunek myślenia. Taka praca w studiu, z aktorami też otwiera bardzo dużo klapek w mózgu i różnych połączeń.
Tekst, który czytasz i sobie przetrawiasz w głowie, raptem dostaje energii aktora, czyli jakby staje się już postacią. W momencie, kiedy zobaczysz u jednego aktora, drugiej aktorki, u różnych osób tę samą postać, to ja mam przynajmniej tak, że wtedy mi się jeszcze otwierają kolejne klapki. Mówię: „przecież to ta postać mogłaby być jeszcze taka” i otwierają się kolejne rzeczy, które dokładam w swojej głowie do tej postaci. Sięgam też jeszcze głębiej po aktorów, aktorki, czy też jak castinguje dzieciaki, to zwracam uwagę albo zaczynam czasami zupełnie od początku proces, bo poszłam nie tym kierunkiem, którym powinnam pójść. Tak też się zdarza.
Nie mówię, że po trzech miesiącach, tylko to jest w miarę na początku procesu. Tak było w przypadku „Baby Bump”. Poszliśmy razem z Kubą w pierwszych momentach nie w tym kierunku. Zaprowadziło nas do donikąd i jak żeśmy usiedli sobie, jeszcze raz przegadaliśmy, to ten kierunek troszeczkę się zmienił i raptem się okazało, że mamy bardzo dużo fajnych zdolnych dzieciaków. Kacper miał w sobie jakąś taką wewnętrzną mądrość, to samo, co ma Maciek, taką emocjonalną mądrość. Można było z nim pracować jak z takim fajnym partnerem. Rozumiał, co się do niego mówiło, potrafił zadać pytania, żeby budować, postać, potrafił słuchać i przekładać te uwagi na pracę i na budowanie roli. To było fantastyczne widzieć, jak ze spotkania na spotkanie on się pięknie zmienia, ale też Kuba przed zdjęciami ze względu na specyficzny scenariusz, bardzo dużo pracy włożył w spotkania i rozmowy z Kacprem.
Malwina Czajka: Dwa razy wspomniałeś też o rodzicach. Jak ważna jest ich rola w twojej pracy, w tej relacji szukania tego aktora? Akurat w tym przypadku rozmawiamy o chłopięcych aktorach.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Tu mamy chłopięcych, ale w najnowszym filmie Kuby Czekaja, w „Lipstiku” jest fantastyczna rola dziewczęca 11-latki, która też nie była łatwa do znalezienia. Tam trzeba było połączyć i zdolność aktorską, i specyficzny wygląd, w sensie, żeby fajnie wyglądała na jak najmłodszą, ale mając już naście lat i mówiąca płynnie po angielsku bez polskiego akcentu.
Malwina Czajka: To faktycznie dobrze wspomniałaś – duże wyzwania od Kuby Czekaja dla ciebie tutaj.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: I w przypadku Lili, Kacpra i Maćka, ja mam wrażenie, że cały czas mam ogromne szczęście do trafiania na cudownych młodych ludzi, którzy mają fantastycznych rodziców, którzy ich wspierają, nie naciskają i to jest dla mnie kluczowe. Są dzieciaki, które przed kamerą czują się jak ryba w wodzie i to widać od razu, ale bardzo często na castingi przychodzą dzieci, którym się wydawało, że chcą, ale już w momencie, kiedy się znalazły w studiu [czuły – przyp. red.], że nie do końca i chcą się wycofać. Może to nie jest ten dzień, bo tak też bywa. My też mamy różne dni. Czasami na coś mamy ochotę, czasami nie. Jeżeli rodzic nie rozumie tego, że po prostu nie chcę dane dziecko wejść do studia albo weszło i bardzo szybko chcę wyjść, bo nie czuje się tam komfortowo, to należy to zaakceptować. Często słyszę na korytarzach: „chciałaś/chciałeś, tyle godzin jechaliśmy i teraz co?” albo „wejdź, nagraj się, to pójdziemy do McDonalda, tak jak obiecałem” albo „będą klocki Lego” albo coś tam. Kompletnie to nie jest ta droga.
Dziecko jest młodym człowiekiem, które ma swoje prawa, uczucia. Musi mieć komfort tego, że się czuje bezpiecznie, że robi to, co chce i że sprawi mu to przyjemność i satysfakcję, a jeżeli jest naciskane przez rodziców, bo bardziej to rodzic chce, żeby dziecko zagrało niż [ono tego chce – przyp. red.], to ani z tego pracy nie będzie, ani nie będzie z tego nic dobrego dla tego młodego człowiek. To jest totalnie niepotrzebny stres, który nie będzie rozwijający.
Tu [„Baby bump” – przyp. red.] właśnie ta kluczowa rola rodzica, że akurat przy tej trójce było fantastycznie. Żaden z rodziców nie naciskał, on wspierał, podążał za tym, co dziecko chce. Myślę, że gdyby którakolwiek z tych osób młodych powiedziała, że nie chce po pierwszym, drugim, piątym castingu, to wydaje mi się, że żaden z tych rodziców nie powiedziałby: „nie, idziesz”. I bardzo szanuję za to, jaką ogromną pracę włożyli w wychowanie tych dzieci, bo to też jest to, że one są otwarte, chętne, są ufne, ale dopiero po pewnym czasie to nie jest tak, że od samego początku tylko.
Dorosły też musi z siebie coś dać, żeby dostać od tego młodego człowieka. W totalnej symbiozie musimy funkcjonować i to też dobrze, bo te dzieciaki myślą samodzielnie i potrafią powiedzieć: „nie, nie czuję tego, nie chcę tak robić” i wtedy siadamy i gadamy: „dobra, a czemu, dlaczego ci się wydaje, że tak”. Czasami odpuszczają, bo nasze argumenty ich przekonują, a czasami my odpuszczamy, bo okazuje się, że, kurczę, mają rację.
Malwina Czajka: Przepięknie powiadasz o swojej pracy i aż się tak zamyśliłam w pewnym momencie, że ta twoja praca to przepiękne spotkania z niesamowitymi ludźmi, rozpoznawanie się i taka przyjemność obcowania, tworzenia relacji, szukania w ludziach emocji.
Wspominałaś, że reżyserii obsady nie da się nauczyć. Oprócz tego, że trzeba mieć tę intuicję, która, rozumiem, że jest niezwykle istotna w waszej pracy, ale także taką otwartość, chęć i niesamowitą przyjemność obcowania z drugim człowiekiem i budowania tych relacji, szukania w innych emocjach. Jakbyś powiedziała, co jest istotnymi cechami, które według ciebie określają twój zawód, co jest ważne w tym budowaniu twoje przyjemności zawodowej. Słychać z twoich wypowiedzi, że kochasz to, co robisz?
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Przede wszystkim trzeba lubić ludzi. Bez tego się nie da. To jest pierwsza rzecz. Druga, ja uważam, że szacunek dla drugiego człowieka, dla jego pracy, dla tego, co on robi. Tak samo wymagam szacunku w stosunku do mnie i do mojej pracy. Szanujmy siebie, swój czas i pracę, którą mamy wykonać, wtedy pójdzie to o wiele łatwiej, szybciej i z mniejszą ilością stres. Po prostu chyba empatia. Wychodzę z założenia, że ludzi należy traktować tak, jak się samemu chce być traktowanym i być na nich otwarty w tym zawodzie. Obserwować. Ja bardzo dużo oglądam wszystkiego, robiąc sobie notatki w głowie lub w moich cudownych kolorowych zeszytach.
Jest jeszcze jeden element, który bardzo pomaga w pracy, o którym w ogóle tutaj nie mówiłyśmy, jeszcze takie małe ogniwo pomiędzy mną a aktorami i tym ogniwem są agenci aktorscy, którzy bardzo potrafią pomóc w dostrzeżeniu kogoś, o kim się nie wiedziało albo innej odsłony danej osoby. Ja sobie osobiście bardzo cenię relacje z agentami aktorskimi, bo oni są dla mnie również skarbnicą wiedzy o swoich podopiecznych
Malwina Czajka: Jak to wygląda? To jest tak, że, jak podsyłasz im krótką informację o tym, nad jakim projektem obecnie pracujesz i czy mogliby coś zaproponować, czy jest tak, że to do Ciebie się zgłaszają? Jak to wygląda? Jak wygląda współpraca?.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Bardzo różnie. Ja się staram informować agencje o tym, że szukam, właśnie po to, żeby poszerzać sobie wachlarz osób, o których mogę myśleć w kontekście danej roli. Czasami jest tak, że zanim ja zdążę cokolwiek wysłać, to już gdzieś poczta w naszym kraju pantoflowa się rozeszła i ja dostaję telefony od agentów: „słyszałam/słyszałem, że zaczynasz nowy film obsadzać”, więc wtedy oni do mnie dzwonią. Wtedy też się intensyfikują zaproszenia na spektakle, żeby zobaczyć nowe osoby i wtedy akurat najczęściej jest ten brak czasu.
Pomiędzy projektami to jest ten moment, kiedy ja sobie chodzę i oglądam aktorów, w trakcie jakiegoś już intensywnego jednego, drugiego projektu, tego czasu jest zdecydowanie mniej. Ja staram się informować. Często też bezpośrednio z aktorami sobie rozmawiam. Potem oczywiście wracam do agencji, ale ponieważ znamy się, to czasem łatwiej jest wykonać telefon bezpośrednio do aktorki, aktora i sobie przegadać: „słuchaj, a jak Ty byś się czuła z takim pomysłem na rolę?” i się spotykamy, i sobie gadamy. Bezpośrednio z aktorami i z agencjami, agentami i sami aktorzy też dowiadują i się odzywają, to też bardzo często. Duży margines tego wszystkiego to jest praca z reżyserem, o tym nie możemy zapominać. To trzeba za każdym razem podkreślać, że ja jestem dodatkowym okiem i uchem dla reżysera, ale to jest jego film, to on będzie pracował z aktorami.
Czasami jest tak, że ja dostaję 100% otwartości reżysera, reżyserki i ufam jej w 100% i całą obsadę mam wtedy po swojej stronie, a czasem jest też tak, że przecież reżyser też ma w głowie [pomysł – przyp. red.], też obserwuje aktorów, aktorki. Czasami reżyser jest również scenarzystą, tak też się zdarza i już na etapie pisania scenariusza on myśli o kimś konkretnym. Ta praca to jest jedna wielka symbioza pomiędzy ludźmi, po to, żeby finalnie w kinie czy też w telewizji zobaczyć film lub serial. To jest nasza energia, miłość do tego zawodu, empatia, pomysły w głowach i ciężka praca. Tak jak ktoś kiedyś powiedział, jeżeli wykonujesz pracę, którą uwielbiasz, która jest twoją pasją, to w zasadzie nigdy nie pracujesz.
Malwina Czajka: Czyli wspólnie w zespole trochę tak jak tworzysz obsadę aktorów do filmu, kiedy musisz wszystkich połączyć, zobaczyć, jak ze sobą grają, to tak samo istotne jest, żeby na tym etapie z reżyserem, producentem, aktorami, agentami wspólnie działać razem. Tworzyć zespołowe działania, bo to jest tak samo ważne.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Muszą się łączyć. Nie jesteśmy w stanie zrobić dobrego filmu w momencie, kiedy nie będą do siebie pasować aktorzy, nie będą dobrze dobrani do roli, do narzędzi, które są potrzebne. To jest po prostu jedna wielka symbioza. Albo nie będą się wzajemnie szanować.
Malwina Czajka: To jest piękne, ponieważ hasłem tegorocznego Festiwalu Kamera Akcja jest „Razem Filmowi”, więc idealnie tutaj nam podsumowuje to nasze spotkanie.
Chciałabym na koniec zadać ci ostatnie pytanie o wyzwanie, o którym marzysz. Może czekasz na to, aż stanie przed tobą jakieś takie konkretne wyzwanie zawodowe.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Nie. Wiesz co, zaskoczyłeś mnie. Ojej, ja naprawdę nie powiem. Nie wiem. Ja cały czas to podkreślam, że w swoim życiu dostaje bardzo dużo szczęścia, za które dziękuję. Spotykam na swojej drodze cudownych, mądrych i twórczych ludzi, którzy mi ufają i którzy dali mi możliwość realizowania się przy ich projektach. Chyba chciałabym, żeby tak zostało, żeby to się utrzymało. [Zarówno – przyp. red.] z dzieciakami, [jak i – przyp. red.] z dorosłymi aktorami uwielbiam pracować. [Lubię – przyp. red.] pracować z młodymi twórcami, bo [cenię – przyp. red.] scenariusze, które są w Studiu Munka i teraz też właśnie pracuje nad takim krótkometrażowym filmem. To jest ogromna przyjemność [i – przyp. red.] wyzwanie pracy z młodymi twórcami. Dostaję te wszystkie kawałeczki, które sprawiają mi przyjemność i chyba wyzwaniem jest tylko to, żeby tak zostało.
Malwina Czajka: No do tego ci bardzo życzę. Myślę, że po prostu to, jakich ludzi spotykasz, jakimi się otaczasz, też mówi dużo o tym, jaką jesteś cudowną osobą. Mówi się o tym, że dobro zawsze do nas wraca. Dziękuję serdecznie, było bardzo to miłe spotkanie, fantastycznie się ciebie słuchało. Dziękujemy serdecznie, że państwo nas wysłuchali i polecamy się dalej do wyszukiwania także innych wydarzeń, spotkań z naszymi gośćmi. Dziękuję ci bardzo za spotkanie.
Katarzyna Gryciuk-Krzywda: Dziękuję również i zapraszam państwa na festiwal i online, i bezpośrednio do Łodzi.
Opracowanie: Dorota Wituła
Materiał zrealizowany w październiku 2022 przez Fundację FKA.