Fajnie, że znowu jesteście!
Wczoraj oficjalnie otworzyliśmy 16. edycję Festiwalu Kamera Akcja. Sala kinowa zapełniła się po brzegi kinomanami i kinomankami z całej Polski. Wszyscy razem przez cztery dni będziemy oglądać najgorętsze premiery, dyskutować na najważniejsze tematy oraz spotykać się z najciekawszymi twórcami.

Oczekiwania widzów
W oczekiwaniu na uroczysty seans Franza Kafki postanowiliśmy zadać sobie niezmiernie ważne pytanie: kim jest człowiek, który mówi o 16. Festiwalu Kamera Akcja, jako o swoim ulubionym festiwalu filmowym? Czy, jako jeden z niewielu festiwali poświęconych krytyce filmowej, zrzeszamy jedynie aspirujących publicystów? Może festiwal przyciąga głównie przedpremierami w harmonogramie? A może, jak to zwykle bywa, wizja modelowego festiwalowicza rozmija się z realną demografią imprezy?
W kolejce na galę otwarcia, w której prowadziliśmy serię krótkich wywiadów, udało nam się zaobserwować grupę docelową festiwalu w niemal całej okazałości. Niektórzy nieśmiało przyznawali, że głównie interesował ich najnowszy film Agnieszki Holland; inni natomiast, równie onieśmieleni sugerowali, że nadrabiają seanse, które ominęły ich na wcześniejszych festiwalach. W obu przypadkach, sekcje takie jak NEON czy Razem Filmowi pozwalają na zobaczenie filmów poprzednio pokazywanych m.in. w Wenecji, Gdyni czy Wrocławiu.
Oprócz spóźnialskich okazało się jednak, że w tłumie nowoprzybyłych grasują też prawdziwi wyjadacze. Niektórzy od szesnastu (sic!) lat przybywają na festiwal do Łodzi (tak jak pan Zbigniew (67 lat), który przyjechał na Franza Kafkę aż z Opola), a jeszcze inni są wiernymi fanami konkretnych cyklów (na przykład łodzianka Natalia (24 lata), która od sześciu lat obowiązkowo uczestniczy w każdym pokazie VHS Hell). Niezależnie więc, czy modelowego festiwalowicza interesuje kino artystyczne, premiery mistrzów kina, czy kino klasy B, w którym klisza kliszę kliszą pogania – na Festiwalu Kamera Akcja, każdy znajdzie swój wymarzony film.
Seanse seansami, ale Kamera Akcja to przede wszystkim miejsce do dyskusji o kinie i na szczęście zainteresowanie publicystyką i krytyką absolutnie nie zostaje w tyle względem frekwencji na pokazach. Pochodząca z Bielska-Białej Karolina (25 lat), przybywająca do Łodzi po raz pierwszy z nadzieją wyczekuje warsztatów recenzenckich Jakuba Popieleckiego (Filmweb). Zaangażowani w Koło Filmoznawcze UWr Patryk i Łukasz (obaj 26 lat, kolejno pierwszy i trzeci raz na FKA) poza „inside’owymi” wydarzeniami takimi jak Akcja Filmoznawca wyczekują przede wszystkim spotkań z twórcami filmów. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się Q&A z Wojtkiem Smarzowskim (którego Dom Dobry pokazywany jest w ramach sekcji Razem Filmowi).
Wychodzi więc na to, że każdy punkt harmonogramu cieszył się względnie jednakowym zainteresowaniem, co zwiastuje owocne cztery dni dla naszych festiwalowiczów. Z ekscytacją wyczekujemy chwili, w której ruszą pierwsze pokazy, po których centra projekcyjne zagotują się od dyskusji i debat nt. wyższości Franza Kafki nad Ministrantami, czy „kupczenia się” o to, czy lepiej pójść na pokaz VHS Hell czy SpoilerMaster Live.

Rzeczywistość dnia pierwszego
Pierwszy dzień szesnastej edycji festiwalu Kamera Akcja był zdeterminowany przez doświadczenie różnorodnych przejawów kina. Otwierający seans Franza Kafki w reżyserii Agnieszki Holland zgromadził w sali filmowej Monopolis tłumy, ciesząc się zdecydowanie największym zainteresowaniem tego wieczoru.
Uczestnicy festiwalu, pytani przez wolontariuszy: „Czy fascynuje Państwa ten seans ze względu na postać reżyserki, czy też tytułowego bohatera?”, odpowiadali najczęściej: „Ze względu na obie”. Warto wspomnieć, że Franz Kafka to film, do którego autorka przygotowywała się przez kilkadziesiąt lat. Holland wielokrotnie podkreślała swoją fascynację postacią czeskiego pisarza, a przedstawienie jego życiorysu określała jako swój życiowy passion project.

Gala pełna nagród
Zanim jednak widzowie zebrani w Monopolis mieli szansę obejrzeć najnowszy film Agnieszki Holland, wystawiony przez Polskę jako kandydat do Oscarowej nominacji, uczestnicy oficjalnego otwarcia poznali laureatów innych prestiżowych nagród. Nagród przyznawanych przez kilka składów jurorskich Festiwalu Kamera Akcja.
W trakcie otwarcia główni organizatorzy – Malwina Czajka i Przemek Glajzner wręczyli Nagrodę Specjalną dla zagranicznego gościa tegorocznej edycji – Bogdana Murescanu. Ze sceny chwalili węgierskiego twórcę, nagrodzonego podczas ostatniego festiwalu filmowego w Wenecji, „za konsekwentne budowanie kina, które stawia pytania o wolność, pamięć i odpowiedzialność jednostki w świecie nieustannych zmian”. Jak dodała Malwina Czajka: „Bogdan Muresanu potrafi wydobyć z codziennych sytuacji uniwersalne emocje. Jego kino jest ciche, ale pełne mocy – przypomina, że w drobnych gestach często kryje się prawda większa niż w wielkich słowach”.
Sam zainteresowany nie krył wzruszenia na scenie, choć swoją przemowę zaczął żartem, że „nie może udawać, że nie spodziewał się tej nagrody, bo Instagram już mu wszystko zawczasu zdradził”. Ten komplement dla ekipy odpowiedzialnej za media społecznościowe festiwalu Bogdan Muresanu, przerodził w pełną emocji przemowę. Mężczyzna, dziękując ze sceny, podkreślił, że jego zdaniem podstawą sukcesu jego kina i Kina jako takiego w szerokiej skali, jest przesłanie, mówiące o tym, że w dzisiejszych czasach najważniejsze „jest krytyczne myślenie. To niezwykle ważne, aby taki rodzaj myślenia rozwijać, by uczyć się patrzeć głębiej – na filmy, na świat, na samych siebie”.
Twórca „Nowego roku, który nigdy nie nadszedł” (pokaz 24 października, 16.50, KSF) wyraził też wdzięczność, że taki festiwal jak Kamera Akcja, który „pielęgnuje rozmowę, refleksję i odwagę myślenia” w ogóle istnieje. Twórca podkreślił tym samym jedną z wartości festiwalu, wyróżniającą go na tle konkurencji – dialog i rozważania na temat filmów. Temat, który był najważniejszym elementem części, związanej z nagrodzonymi twórcami tekstów krytycznych, czyli nagrodami trzech ekip jurorskich w Konkursie Krytyk Pisze.

Członkowie ekip jurorskich oceniali teksty, bez znajomości ich autora/autorki, dla zachowania pełnego obiektywizmu.
Nagrodę główną Jury Krytyków (w składzie: Jakub Popielecki, Marta Stańczyk i Joanna Wróżyńska) nagrodziła tekst Darii Sienkiewicz, dotyczący filmu „Balkoniary”, zatytułowany „Film balkonowy – recenzja filmu „Balkoniary”. Jury doceniło autorską wrażliwość i „merytorycznie subtelny” styl recenzji, która „emanuje zrozumieniem dla kobiet, które bywają uwodzicielskie, ale też niewinnie trzpiotowate, melodramatyczne, impulsywne, a przede wszystkim solidarne. Sama recenzja jest gestem takiej solidarności z bohaterkami, twórczyniami czy po prostu dziewczynami w całym spektrum ich płciowej ekspresji”.
Jury Krytyków nagrodziło też wyróżnieniem tekst Karoliny Zdunek wokół twórczości Hiroshiego Okuyamy, zatytułowany „Czy pozwolisz mi na słońce? Rumiane Hokkaido, czyli haiku Okuyamy”, który został pochwalony „za subtelność i poetycki język, nawiązujący do stylu twórczości samego reżysera”.
Jury Twórczyń (Marta Gmosińska, Maja Pawlikowska) nagrodziły zaś tekst „Inside Joke: W mojej głowie sitcom, tylko nikt nie płaci aktorom” autorstwa Emilii Barańskiej. Felieton „zachwyca błyskotliwością, autoironią i rzadko spotykaną lekkością w opisywaniu złożonych procesów emocjonalnych”, a „styl jest wyrazisty, inteligentny i pełen energii”. „Szczególnie imponuje umiejętność balansowania między groteską a czułością oraz między dystansem a szczerością”.
Wyróżnienie w tej kategorii otrzymał też Maciej Kędziora za „odważny, mądry i boleśnie aktualny” tekst „K.O dla kultury (i krytyki)”, doceniony za nietuzinkowy styl oraz dokument, który „czyta się jak apel i manifest zarazem” o „roli krytyki w obliczu przemian kulturowych”, jak padło ze sceny.
Jury Miesięcznika Kino – w składzie Iwona Cegiełkówna, Adriana Prodeus, Jacek Cegiełka – nagrodziło natomiast tekst Magdaleny Stefańskiej „Żałoba jako trwanie. O filmowym języku straty”, wyróżnionym za „dojrzałość, refleksyjność i emocjonalną prawdę” oraz tekst, który „sięga do miejsca, gdzie kino dotyka najgłębiej, staje się częścią nas i pozwala zrozumieć, co się naprawdę z nami dzieje”, a „taki rodzaj pisania o kinie jest niezwykle bezpośredni i zostawia ślad długo po lekturze”, jak mówiła ze sceny Adrianna Prodeus.
Obecne na sali autorki serdecznie dziękowały za swoje wyróżnienia, podkreślając wielką wagę słów i dzielenia się swoimi przemyśleniami na temat dzieł kultury. Ze sceny padły ważne słowa, dotyczące sedna działalności festiwalu: „Krytyka filmowa to przede wszystkim rozmowa o opowiadaniu historii” (Magdalena Szczepańska), a „Konkurs jest o naturze słowa” (Karolina Zdunek)

Dzień Pierwszy: Filmy Filmy Filmy
Później tego wieczoru na festiwalu zaprezentowano równolegle przedstawiciela kina rumuńskiego – Najeźdźców w reżyserii Teodory Any Mihai – oraz Sirât, koprodukcję hiszpańsko-francuską w reżyserii Olivera Laxe.
Najeźdźcy zaczynają się jak opowieść o ludziach szukających szczęścia za granicą, a kończą jako nie do końca zrozumiały miks dramatu, kryminału i publicystyki. Początek zdaje się zapowiadać jeden rodzaj zakończenia, natomiast finał nadaje zupełnie inny wydźwięk tej samej historii i w pewien sposób wyklucza się z jej początkiem.
Mimo ciekawego punktu wyjścia – przedstawienia różnic w poziomie życia, napięć między mieszkańcami „starej” i „nowej” Europy oraz trudnych decyzji wynikających z bycia imigrantem – film wpada w pułapkę zbyt publicystycznego przekazu. Reżyserka momentami wbija widzom do głowy oczywiste tezy: że imigrantom, mimo obietnic lepszych zarobków, trudno jest godnie żyć, a kapitalistyczny system okazuje się wobec nich brutalny. Brakuje subtelności, która pozwoliłaby widzowi samodzielnie dojść do tych wniosków.
Najbardziej boli brak wyrazistego wizualnego stylu. Estetyka jest mało charakterystyczna – jak na film o brutalnych realiach emigracji, kadrowanie wydaje się nijakie, a sceny pozbawione rytmu. Sama historia ma potencjał: dylematy związane z porzuceniem moralności dla zarobku to temat zawsze aktualny. Niestety, reżyserka nie potrafi go unieść, decydując się na dziwną hybrydę dramatu społecznego i kina gatunkowego.
Scenariusz, napisany przez Cristiana Mungiu, gubi wątki – szczególnie ten związany z Natalią, która początkowo wydaje się główną bohaterką, po czym jej sprawczość znika w cieniu męskich postaci. Mimo że to właśnie do niej należą ostatnie sceny, brak wyrazistości powoduje, że widz ma trudność ze zrozumieniem jej motywacji. W efekcie końcowa decyzja bohaterki pozostaje niejasna, a film urywa się bez satysfakcjonującej puenty.
Zupełnie inne emocje przyniósł seans Sirât. Jeden z widzów stwierdził, że to film, który najlepiej oglądać „w ciemno” – bez zwiastunów, streszczeń i oczekiwań. Początek zapowiada coś w rodzaju muzycznej podróży po północnej Afryce, ale w połowie film obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. To, co wydawało się historią o wędrówce, staje się opowieścią o poszukiwaniu siebie i o granicach ludzkiej wytrzymałości.

Charakterystyczny jest wyraźny podział filmu na dwie tonalnie różne części. Im dalej bohaterowie wchodzą w pustynię, tym „głębiej wchodzimy w ich psychikę”, która jest „mocno drenowana”. Fabuła i akcja nie grają tu pierwszych skrzypiec – film buduje napięcie raczej nastrojem, emocjami i klimatem. Tempo jest powolne, kontemplacyjne, pozwalające wgryźć się w wewnętrzne przeżycia bohaterów.
Na pytanie o jedną emocję, którą emanuje ten film, jeden z rozmówców odpowiedział: „szok”. W żadnym momencie nie wiedział, w którą stronę historia zmierza, a samodzielna eksploracja tej nieprzewidywalnej atmosfery okazała się jakością samą w sobie.
[Jakub Flakowski, Patryk Poźniak, Michał Kaczoń]








