Big Brother w domu nazisty
Rekordowo liczna widownia do ostatnich sekund napisów końcowych trwała w emocjach wywołanych filmem, który porusza jak żaden inny. „Strefa interesów” Jonathana Glazera prowadząca tryumfalny pochód od festiwalu w Cannes (Grand Prix) po czerwony dywan w Los Angeles (dwa Oscary: najlepszy film międzynarodowy i najlepszy dźwięk), rozświetliła ekran Kina Szkoły Filmowej. W najdłuższy wieczór roku Ewa Puszczyńska – producentka filmu, laureatka Nagrody Akademii – spotkała się z widzami i widzkami tłoczących się w zabytkowej sali im. Antoniego Bohdziewicza.
„Wszystko zaczęło się od badań. Muzeum w Auschwitz udostępniło nam archiwa. Później dyrektor Piotr Cywiński powiedział, że było to wręcz obsesyjne” — mówiła producentka, nakreślając w ten sposób nie tylko prapoczątki powstawania „Strefy interesów”, ale zwracając przede wszystkim uwagę na wnikliwość, z jaką ekipa filmowa podchodziła do produkcji na każdym jej etapie. Produkcji, warto dodać, niezwykłej czy nawet przełomowej. Najnowszy film Jonathana Glazera nie jest typowym filmem ukazującym grozę obozów koncentracyjnych; trwoga holocaustu została ukazana niejako kontekstowo, za płotem pięknej posiadłości rodziny Rudolfa Hössa, komendanta KL Auschwitz-Birkenau. Ewa Puszczyńska wyjaśniła, iż dzieło to można interpretować rozmaicie, jednak podstawową myślą płynącą przez cały film była kontemplacja wyparcia całego zła, które działo się tuż za murem. „Cała filozofia tego filmu polegała na obserwacji” — doprecyzowała.
Zarówno prowadząca to spotkanie Agata Gwizdała, jak i liczne głosy z sali pytały o szczegóły z planu. Producentka zaczęła od scenografii: willę Hössów dokładnie zrekonstruowano i przystosowano ją do nietypowego procesu zdjęciowego, który powoli przechodzi do legendy. Dziesięć kamer zostało umieszczonych tak, by umożliwić aktorom swobodne granie w różnych pomieszczeniach budynku, a właściwie bycie w nich, gdyż „chodziło o to, że oni nie grali” — mówiła Puszczyńska — „oni byli”. Część z kamer została ukryta, a ekipa odpowiadająca za zdjęcia pracowała z pomieszczeń oddalonych od planu. „Mówiliśmy, że to Big Brother w domu nazisty” — dodała, wyjaśniając przy okazji, iż poszczególne ujęcia były realizowane symultanicznie. „Sceny, w których pokojówka nalewa sznapsa, służąca czyści buty z krwi, pani Höss rozmawia z matką – one wszystkie były kręcone jednocześnie. Jak w teatrze”.
Efekty tych ciężkich, wieloletnich prac były przedmiotem dyskusji ciągnącej się ponad godzinę od końca projekcji. Na sam jej koniec producentka zwróciła się do publiczności, dziękując jej za tak liczne przybycie. „To jest naprawdę największa nagroda. Tak się wydaje, że te Oscary, ale naprawdę państwa zaangażowanie jest najważniejsze”. To finałowe spotkanie w Kinie Szkoły Filmowej, a ostatni seans za tydzień 27 czerwca o godz. 19:00 – „Monster” Hirokazu Koreedy.
Autor tekstu: Patryk F. R. Ostrowski